Fałszywa dokumentacja o przetworzeniu starego telewizora, który dalej gdzieś zalega, czy przerabianie tańszego zamiast droższego sprzętu – to choroby, które trapią branżę odpadów z wysłużonych lodówek, pralek czy komputerów. Lekarstwem miała być nowa ustawa o zużytym sprzęcie elektrycznym i elektronicznym, ale jej nie ma.
Nowe przepisy mają wdrożyć postanowienia jednej z unijnych dyrektyw, a termin jej implementacji upłynął 14 lutego 2014 r. Brak zaś nowego prawa to trwanie szarej strefy na polskim rynku, ale nie tylko.
– Mamy obawy, że prace legislacyjne będą szybkie. Presja czasu negatywnie wpłynie na jakość przepisów oraz możliwości dostosowania się do nowych regulacji ustawy –mówi Henryk Derewenda, prezes Stowarzyszenia GPP Ekologia.
Kiedy więc będą zmiany?
Janusz Ostapiuk, wiceminister środowiska, zapowiedział w rozmowie z „Rzeczpospolitą", że liczy, iż pod koniec tygodnia projekt trafi do konsultacji.
– Są w nim wszystkie wymagania unijnej dyrektywy – zapewnia wiceminister.
To oznacza, że nie będzie już możliwe zbieranie z rynku i przetwarzanie tańszego sprzętu RTV i AGD zamiast droższego. Z dziesięciu do sześciu zostanie bowiem ograniczona liczba grup produktowych, w których odbywa się zbiórka i recykling urządzeń. W dodatku zostaną rozdzielone np. lodówki i pralki, które dziś są w tej samej grupie. W ten sposób pralki nie da się już przetworzyć zamiast lodówki, której recykling jest droższy.
Nie będzie jednak informatycznego systemu, który monitorowałby rynek odpadów z urządzeń elektrycznych i elektronicznych. Dyrektywa tego nie wymaga, a resort środowiska tłumaczy, że nie wszyscy uczestnicy rynku godzą się na finansowanie takiego systemu.
– Dziwię się decyzji ministerstwa. Wszyscy byli za tym rozwiązaniem. Różniliśmy się tylko co do tego, kto miałby nadzorować cały rejestr – mówi Wojciech Konecki, dyrektor Ceced Polska. Dodaje, że nie było konkretnych rozmów o finansowaniu tego rozwiązania.
System ten miałby śledzić odpad od momentu jego powstania do przetworzenia. I tak np. w sklepie sprzedawca wprowadziłby urządzenie do systemu (po oddaniu go przez konsumenta). Później zakład przetwarzania zaznaczałby, że przyjął odpad. Następnie wprowadziłby dane o tym, co z niego zostało i w jakiej ilości. W ten sposób byłoby wiadomo, skąd pochodzi odpad, kto miał go przetworzyć i czy to rzeczywiście zrobił.
Janusz Ostapiuk uważa, że system pomógłby uszczelnić rynek. A są też inne i tańsze sposoby walki z patologiami.
– Będą standardy dla zakładów przetwarzania. Kto ich nie spełni, zniknie z rynku – zapowiada wiceminister. Tłumaczy, że dziś są firmy, które nie mają nawet wagi, a przetwarzają urządzenia i w dokumentacji podają ich masę.