Sąd Najwyższy zajął się sprawą zastępczyni dyrektora do spraw personalnych w dużych zakładach produkcyjnych, która lubiła sama wykonywać niektóre prace, zamiast zlecać je podległym pracownikom (sygnatura akt: II PK 135/13).
Rozstając się z firmą, wystąpiła do sądu pracy o wypłatę ponad 140 tys. zł zaległego wynagrodzenia, z czego ponad 80 tys. zł stanowiły dodatki z tytułu pracy w nadgodzinach.
Zarówno sąd okręgowy, jak i apelacyjny odmówiły jej wypłaty dodatków za nadgodziny. Sędziowie ustalili, że jako kierownik personalny dbała o przestrzeganie norm czasu pracy i informowanie przełożonych o ewentualnych nieprawidłowościach. Poza tym uczestniczyła w tworzeniu procedur dotyczących rozliczania godzin nadliczbowych. Powinna więc wiedzieć, że zgodnie z art. 1514 kodeksu pracy jako osoba zarządzająca zakładem pracy nie ma prawa do dodatku za nadgodziny.
Przekraczanie przez nią ośmiogodzinnej normy dziennej i 40-godzinnej normy tygodniowej wynikało ze sposobu wykonywania przez nią zadań. Poza tym nie otrzymała nigdy polecenia ani zgody na wykonywanie pracy w godzinach nadliczbowych.
Kierowniczce nie udało się też udowodnić, że nadgodziny wynikały ze złej organizacji pracy. Piastowała bowiem samodzielne stanowisko, sama więc organizowała pracę sobie oraz podległym pracownikom.
Sądy ustaliły ponadto, że nadgodziny powstały w okresie wzmożonego naboru nowych pracowników do firmy. Nie budziło wątpliwości, że powódka pracowała dużo i miała szeroki zakres zadań. Zgadzając się na zatrudnienie na takim stanowisku, powinna była mieć jednak świadomość, że firma będzie się rozwijać, co oznacza także zwiększenie jej obowiązków oraz konieczność pracy ponad podstawowy wymiar czasu pracy. Z tego tytułu dostała zresztą znaczącą podwyżkę wynagrodzenia.
Mając do dyspozycji zespół pięciu wykwalifikowanych pracowników oraz trzech praktykantów, powinna była rozdysponować pomiędzy nich część zadań, których nie musiała wykonywać samodzielnie. Tymczasem u tych pracowników nie zanotowano nadgodzin w tym samym okresie. Sądy oddaliły więc jej żądania.
W skardze kasacyjnej powódka napisała, że jej przełożeni wiedzieli o tym, iż pracuje w nadgodzinach, praktyką było jednak nieprzyjmowanie od kierowników wniosków o wypłatę dodatków za nadgodziny.
Sąd Najwyższy oddalił jej skargę. Uznał, że powódka miała ośmiu podległych pracowników, powinna była więc na nich delegować zadania, które zatrzymywały ją w pracy. Nigdy też nie wystąpiła o wypłatę dodatków z tego tytułu.