Takie są skutki obowiązywania przez ponad dwa lata ustawy antykryzysowej. Zawiesiła ona zawartą w art. 251 kodeksu pracy zasadę, w myśl której trzecia umowa na czas określony automatycznie przekształca się w angaż bezterminowy.
Między 22 sierpnia 2009 r., kiedy weszła w życie ustawa o łagodzeniu skutków kryzysu ekonomicznego dla pracowników i przedsiębiorców, a 31 grudnia 2011 r. pracodawcy mogli zawierać dowolną liczbę umów na czas określony, pod warunkiem jednak, że ich łączny czas nie przekroczył 24 miesięcy.
Bez stabilizacji
– Skutek ustawy antykryzowej jest taki, że po 1 stycznia 2012 r., kiedy te przepisy już nie obowiązują, osoby zatrudnione na czas określony od nowa muszą starać się o zawarcie z nimi trzech umów, zanim ostatnia przekształci się w bezterminowy angaż. Pracodawcy skrzętnie wykorzystują to zamieszanie w przepisach. Dzięki temu przez najbliższe kilka lat będą mogli zgodnie z prawem utrzymywać u siebie pracowników na umowach, które można szybko i łatwo rozwiązać – zauważa Janusz Łaznowski, członek Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność". – Dlatego chcemy, by jak najszybciej w przepisach znalazła się regulacja ograniczająca np. do 18 miesięcy możliwość zawierania umów na czas określony.
Z najnowszych danych zebranych przez Pracodawców RP wynika, że w Polsce na umowach terminowych pracuje obecnie ponad 3,5 mln osób. Jesteśmy niekwestionowanym liderem w Unii Europejskiej. Ostatnio wyprzedziliśmy w tym zakresie nawet Hiszpanię. Zdaniem związkowców to bardzo niekorzystne zjawisko.
– Takie umowy bardzo łatwo rozwiązać, bez konieczności podawania przyczyny i wypłaty odprawy – zauważa Paweł Śmigielski z OPZZ. – Nie chodzi nam tylko o poczucie stabilizacji zawodowej. Taki kontrakt ogranicza także możliwość wzięcia kredytu, zaplanowania sobie życia. Tego rodzaju zatrudnienie przynosi więc korzyści wyłącznie pracodawcy. Przybrało ono zresztą patologiczne rozmiary, bo firmy nierzadko proponują zawarcie umowy nawet na dziesięć czy 20 lat. Sąd Najwyższy kwestionuje tak długie kontrakty.
Rząd pracodawców
Związkowcy podejrzewają, że rząd nie jest zbyt chętny takim zmianom. Zwracają uwagę na trzy warianty prac nad zmianami przepisów zaproponowanymi przez Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej, kiedy ustawa antykryzysowa zakończyła swe działanie.
– W żadnym z tych wariantów nie znalazła się postulowana przez związki od dawna na forum Komisji Trójstronnej zmiana dotycząca ograniczenia możliwości zawierania umów na czas określony – dodaje Śmigielski. – Nie możemy się również doprosić o to, by prace nad nowelizacją kodeksu pracy w tym zakresie odbywały się razem z rządowymi propozycjami zmian korzystnymi dla pracodawców.
– Nasze przepisy w sprawie umów na czas określony są też niezgodne z unijnymi regulacjami w tym zakresie. Wymagają one, aby pracownicy zatrudnieni w ten sposób byli traktowani tak samo jak osoby na umowach bezterminowych – dodaje Łaznowski. – Dyskryminacja polega na tym, że wypowiedzenie takiej umowy trwa tylko dwa tygodnie i nie trzeba go uzasadniać. Nie trzeba też informować o tym fakcie organizacji związkowej. Dlatego, jeśli rząd nie uwzględni naszych postulatów, to skierujemy w tej sprawie skargę do Trybunału Sprawiedliwości UE.
Co ciekawe, pracodawcy są otwarci na zmiany. – Nie upieramy się przy tym, by w nieskończoność trzymać pracowników na umowach terminowych – mówi Monika Gładoch, ekspert Pracodawców RP. – Gdyby przedsiębiorcy mogli inaczej organizować czas pracy, wówczas nie byłoby takiego problemu. Wiele firm nie ma jednak innego wyjścia, gdyż teraz w razie okresowego spadku produkcji, muszą zwalniać pracowników. W wypadku umów zawartych na czas nieokreślony łączy się to z wysokimi kosztami.
Opinia:
prof. Jerzy Wratny z Uczelni Łazarskiego w Warszawie
Nie wszystkie umowy na czas określony są niekorzystne dla pracowników, ale muszę zgodzić się z tezą, że pracodawcy ich nadużywają. Takie zatrudnienie ze względu na określony czas jego trwania powinno mieć charakter wyjątkowo stabilny, a wypowiedzenie powinno następować tylko w wyjątkowych wypadkach, np. likwidacji firmy czy zmiany profilu produkcji. W wyniku m.in. orzeczenia Sądu Najwyższego z 7 września 1994 r. (sygn. I PZP 35/94) i praktyki stosowania tych umów przez pracodawców stały się one bardzo niestabilną formą zatrudnienia. Zgadzam się ze stanowiskiem związków, że pracownicy zatrudnieni na czas określony są gorzej traktowani. Myślę, że trzeba wzmocnić ochronę takich osób. Nie ma przy tym potrzeby eliminowania tych umów z rynku pracy. Odchodzenie od umów na czas nieokreślony jest bowiem trendem panującym w całej Unii Europejskiej.
masz pytanie, wyślij e-mail do autora m.rzemek@rp.pl