Czas pracy nie obejmuje tylko faktycznej pracy realizowanej w godzinach roboczych. Zgodnie z art. 128 k.p. to okres, w którym zatrudniony pozostaje do  dyspozycji pracodawcy w zakładzie pracy lub innym miejscu wyznaczonym do jej wykonywania.

Zatem określone w  harmonogramie czasu pracy ramy czasowe nie są wyznacznikiem. Istotne jest, by pracownik, oczekując na możliwość podjęcia pracy, mógł niezwłocznie przystąpić do jej realizacji.

Ale uwaga, samo przebywanie w  miejscu pracy nie gwarantuje spełnienia tych przesłanek. Kluczowe jest jeszcze, by zatrudniony był w odpowiednim stanie psychofizycznym.

Przykład 1

Kierowca i dwóch tragarzy firmy przeprowadzkowej czekali w piątek rano na ważny transport antyków. Do godziny 12 mieli je przewieźć do muzeum. Jednak jeden z tragarzy złamał rękę w drodze do pracy, a kierowca był nietrzeźwy.

Choć obydwaj przebywali na terenie firmy, to żaden z nich nie pozostawał do dyspozycji pracodawcy. Choroba i stan nietrzeźwości uniemożliwiły faktyczne wykonywanie pracy.

Różnica jest tylko taka, że choroba w odróżnieniu od upojenia alkoholowego jest okolicznością usprawiedliwiającą taki stan rzeczy.

Nawiązując do powyższego przykładu, wyobraźmy sobie, że antyki przetransportowali inni pracownicy, dla których piątek był akurat dniem wolnym. Ponieważ gonił ich czas, zaczęli działać nie pytając pracodawcy o zdanie. Efekt był taki, że choć zgodnie z grafikiem w piątek mieli wolne, to przepracowali pełne osiem godzin. Czy za ten czas trzeba im zapłacić?

Tak, bo czasem pracy jest także każda sytuacja, w której zatrudniony – działając w interesie pracodawcy – realizuje cel stosunku pracy. Bez znaczenia jest to, że działania podejmowane przez podwładnego nie następują z inicjatywy zwierzchnika, chyba że wykonywana praca ma charakter społeczny (np. dobrowolne pełnienie dyżurów w komisji dyscyplinarnej) – wyrok SN z 31 maja 2001 (I PKN  448/00).

Przyjmuje się także, że zatrudniony pozostaje do dyspozycji pracodawcy wykonując obowiązki związane z określonym w angażu rodzajem pracy. Wyjątkiem jest sytuacja, gdy pracodawca – zgodnie z art. 42 § 4 k.p. – zleca inne obowiązki na okres nieprzekraczający trzech miesięcy. Warto też wiedzieć, że w niektórych sytuacjach pozostawanie do dyspozycji pracodawcy nie oznacza, że polecenia są wydawane na  bieżąco.

Najlepszym tego przykładem jest system zadaniowy, w którym liczy się to, aby pracodawca ustalił zawodowe obowiązki tak, by zatrudniony mógł je wykonać w trakcie swojej dniówki. W wyroku z 17 lutego 2004 (I PK 377/03) Sąd Najwyższy uznał, że czas pracy w rozumieniu art. 128 k.p. ma w systemie zadaniowo-wynikowym doniosłość jedynie na etapie prawidłowego ustalenia zadań.

Później pracownik musi już pozostawać nie tyle do dyspozycji pracodawcy, ile „do dyspozycji zadań”, które powinien wykonać.

Przykład 2

Pan Karol pracuje w systemie podstawowym, a pan Kamil w zadaniowym. Obydwaj pracują od 8 do 16. Każdy z nich pozostaje w tym czasie do dyspozycji pracodawcy.

Różnica jest tylko taka, że pan Karol z racji zatrudnienia w systemie podstawowym realizuje na bieżąco zadania wyznaczone przez szefa w tych właśnie godzinach, podczas gdy pan Kamil, wykonujący pracę zadaniową, wdraża zawodowe obowiązki, np. w obrębie miesiąca, ustalając harmonogram pracy samodzielnie. Panu Kamilowi szef nie ustala zadań każdego dnia.

W drodze do pracy

Omawiając pojęcie czasu pracy, nie sposób nie wspomnieć o  delegacjach i dojazdach do pracy. Zacznijmy od tych ostatnich i tradycyjnie posłużmy się przykładem budowlańców.

Oni bowiem pracują poza siedzibą firmy w miejscach oddalonych od niej o kilkadziesiąt, a nawet kilkaset kilometrów. Wielu z nich tę odległość pokonuje codziennie rano i wieczorem, niejednokrotnie w towarzystwie szefa. Czy to przesądza, że czas transportu jest elementem czasu pracy?

Co do zasady nie, choć w dużej mierze zależy to od wewnętrznych ustaleń. Jeżeli pracownik miał obowiązek zgłoszenia gotowości do podjęcia pracy w siedzibie firmy, to zdaniem Sądu Najwyższego należy przyjąć, że rozpoczął ją właśnie w tym miejscu, mimo że faktycznie wykonuje ją gdzie indziej.

Wówczas dojazd takiej osoby do pracy należy traktować jako podróż służbową, a jej okres zaliczyć do czasu pracy (uzasadnienie do uchwały SN z 18 marca 1998,  III ZP  20/97).

Jeżeli natomiast harmonogram określa inne miejsce świadczenia pracy, bez obowiązku zgłaszania się w siedzibie pracodawcy, to gotowość pracownika rozpoczyna się z chwilą dotarcia do niestałego miejsca pracy (np. na budowę).

Przykład 3

Pan Marek ma firmę budowlaną zarejestrowaną w Rzeszowie. Zatrudnia dziesięciu pracowników. Roboty wykonuje w całej Polsce. Często przebywa w Warszawie. Razem z pracownikami mieszka w hotelach pracowniczych. Można powiedzieć, że przebywa z nimi 24 godziny na dobę.

Jedzie z nimi także na plac budowy, bo on sam również pracuje fizycznie. Chcąc uniknąć wątpliwości związanych z pozostawaniem do dyspozycji i dojazdami do pracy, w umowach o pracę określił, że listę obecności pracownicy podpisują o godzinie 7 po przyjeździe na budowę.

Dzięki temu dla wszystkich jest jasne, że choć w towarzystwie pracodawcy są cały czas, to do jego dyspozycji pozostają od momentu dojazdu na budowę i podpisania listy. Od tej chwili dla wszystkich rozpoczyna się czas pracy.

Za poglądem, że dojazdy do pracy nie są czasem pracy, przemawia także to, że tak jak napisałam wcześniej, dyspozycyjność i gotowość do podjęcia pracy występuje tylko wtedy, gdy są warunki do tego, by przełożony zlecił pracę zgodną z umową. Trudno natomiast wymagać od budowlańca, by wykonywał roboty budowlane w samochodzie albo w pokoju w hotelu robotniczym.

Jeśli chodzi natomiast o handlowców, to w wyroku z 3 grudnia 2008 (I PK 107/08) SN uznał, że „czas pracy rozpoczyna się od wyjazdu z mieszkania pracownika handlowego w sytuacji, gdy pracodawca nie zorganizował miejsca, które mogło by być traktowane jako zamiejscowa siedziba pracodawcy, a praca polegała w całości na wykonywaniu zadań w placówkach handlowych, do których pracownik dojeżdżał samochodem z zajmowanego przez siebie mieszkania; czas ten obejmuje także powrót do mieszkania po wykonaniu zasadniczego zadania pracowniczego”.

Czas na delegację

I teraz słowo o podróży służbowej. Ona w zakresie czasu pracy też budzi wątpliwości, bo oprócz wykonywania zadań zleconych przez pracodawcę składa się jeszcze z dojazdów do celu podróży i z powrotem. No i tu nasuwa się pytanie, czy takie dojazdy są czasem pracy.

Z kodeksu pracy nic takiego nie wynika, ale Sąd Najwyższy twierdzi, że nie są. Wyjątkiem jest sytuacja, gdy podróż służbowa odbywa się w czasie pracy wynikającym z harmonogramu (wyrok z 27 października 1981,  I PR 85/81).

Tego samego zdania jest inspekcja pracy oraz większość ekspertów. W zasadzie nie ma wątpliwości, że przejazd w podróży służbowej można zaliczyć do czasu pracy tylko wtedy, gdy:

- w jego trakcie pracownik wykonuje zadania zlecone przez pracodawcę; na przykład jedzie pociągiem i na laptopie opracowuje raport dla firmy albo

- jak ustaliliśmy wcześniej, odbywa się on w godzinach pracy.

Szkolenie szkoleniu nierówne

Czas pracy budzi kontrowersje także z powodu szkoleń zawodowych. Zdarza się bowiem, że szef wysyła na naukę w weekend albo po godzinach pracy i nie chce za ten czas zapłacić. Czy słusznie?

Zdania są podzielone. Niektórzy twierdzą, że cały czas szkolenia jest czasem pracy, gdy odbywa się ono na polecenie firmy. Inni forsują pogląd, że wszystko zależy od rodzaju szkolenia, a jeszcze inni uważają, że rozliczając czas szkolenia należy stosować reguły takie same jak przy podróżach służbowych, tj. do czasu pracy zaliczać jedynie okres szkolenia pokrywający się z harmonogramowym czasem pracy.

Pewne jest jedno – do czasu pracy zaliczamy szkolenia bhp.

Odrębne regulacje

Zaliczana do czasu pracy gotowość do jej świadczenia to stan charakterystyczny np. dla dyżurów, a także dla sytuacji uregulowanej w art. 81 k.p. W tym ostatnim przepisie chodzi o sytuację, gdy praca nie może być wykonywana z przyczyn leżących po stronie pracodawcy.

Wtedy za czas niewykonywania pracy przysługuje wynagrodzenie określone stawką osobistego zaszeregowania (np. godzinową lub miesięczną), a gdy taki składnik pensji nie został ustalony, to 60 proc. jej wartości. Zatem niższe pobory dostaną np. pracujący na akord lub w systemie prowizyjnym.

Uwaga! Pisząc o przeszkodach leżących po stronie pracodawcy, nie mówimy o powodach losowych, takich jak awaria prądu czy powódź (to jest klasyczny przestój), ale o przyczynach, którym można było zapobiec.

Przykładowo: nie ma produkcji, bo szef nie dostarczył surowców lub nowych zleceń. Mimo że ustawodawca odróżnia gotowość do pracy od przestoju, to w obu sytuacjach gwarantuje zatrudnionym takie samo wynagrodzenie.

Podwójne zasady

Pojęcie czasu pracy ma szczególne znaczenie dla zatrudnionych w jednej firmie na dwóch etatach. Otóż wątpliwe jest, czy liczyć go wspólnie dla obydwu stosunków pracy, czy dla każdego odrębnie.

Resort pracy i Główny Inspektorat Pracy uważają, że dwa oddzielne stosunki pracy, których stroną jest jeden pracownik, należy rozliczać odrębnie. Oznacza to, że takiej osobie przysługują podwójne kodeksowe normy czasu pracy oraz zdublowane dobowe i tygodniowe odpoczynki.

Zdaniem urzędów wykonujący obowiązki z tytułu każdej umowy nie może pracować dłużej niż osiem godzin na dobę i średnio 40 godzin w przeciętnie pięciodniowym tygodniu pracy. Trzeba mu również w ramach każdego stosunku pracy zapewnić co najmniej 11-godzinny nieprzerwany odpoczynek dobowy i 35-godzinny tygodniowy.

Taki pogląd dziwi i choć pełnowymiarowa praca na dwóch umowach narusza prawo do co najmniej 11-godzinnego nieprzerwanego dobowego odpoczynku, więc prędzej czy później sądy pracy będą ją kwestionować, to na razie w kodeksie pracy nie ma przepisów, które przesądzałyby, że zaprezentowany wyżej pogląd jest sprzeczny z prawem.