Stawienie się w firmie po spożyciu alkoholu i wykonywanie zadań, a także picie go w miejscu i czasie pracy to najczęstsze przyczyny rozwiązania umów o pracę bez wypowiedzenia.
Co jednak stanie się wtedy, gdy szef przyzwala na takie zachowanie, czyniąc to wprost lub w sposób dorozumiany? Albo gdy wprawdzie nie pochwala tego, ale nie wyciąga wobec pracownika żadnych konsekwencji?
[srodtytul]Każda okazja dobra[/srodtytul]
Do takiej sytuacji może dojść podczas imprez okolicznościowych z okazji urodzin i imienin, ślubu, narodzin dziecka czy kupna mieszkania, a także świąt i dni wolnych, awansów i sukcesów firmy. Podwładny często nie ma innego wyjścia, musi uczestniczyć w takich spotkaniach. Jego absencja byłaby niemile widziana i mogłaby źle wpłynąć na jego wizerunek w oczach szefa czy współpracowników.
To samo dotyczy picia, choćby symbolicznej lampki szampana. Skoro bowiem przełożony czy kolega stawia, nie wypada odmówić. Zwłaszcza gdy chęć wzniesienia toastu wyrażają też inni uczestnicy spotkania i pracownik ma podstawy sądzić, że nic mu nie grozi. Gdyby bowiem szef chciał napiętnować takie zachowanie, musiałby ukarać wszystkich.
Chęć sięgnięcia po kieliszek może się też pojawić podczas świadczenia pracy, której towarzyszą stres, wysiłek, a także niesprzyjająca pogoda, nieatrakcyjne warunki pracy. W pewnych grupach zawodowych, np. u kierowców, dyspozytorów, pracowników budowlanych, zdarza się to często i prowadzi do rozstania w trybie art. 52 § 1 pkt 1 [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=76037]kodeksu pracy[/link].
[srodtytul]Decyzja spóźniona, ale właściwa[/srodtytul]
Niekiedy szef, którego sytuacja kadrowa nie jest najlepsza, przymyka oko na picie w pracy i liczy, że nie spowoduje to żadnych negatywnych skutków. Rodzi się zatem pytanie, czy podwładny, który wcześniej raczył się trunkami przy akceptacji przełożonego, może skutecznie bronić się przed dyscyplinarką? Czy decyzja szefa, który najpierw się na to godzi a następnie sięga po drastyczny środek, nie narusza zasad współżycia społecznego?
W myśl art. 8 [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=76037]k.p.[/link] nie można czynić ze swego prawa użytku, który byłby sprzeczny ze społeczno-gospodarczym jego prze- znaczeniem lub zasadami współżycia społecznego. Takie działanie lub zaniechanie uprawnionego nie jest uważane za wykonywanie prawa i nie korzysta z ochrony.
Na klauzule generalne, a do takich należą zasady współżycia społecznego, można się powoływać wyjątkowo i w sytuacjach, kiedy takie działanie byłoby powszechnie odbierane jako niesprawiedliwe. Wówczas szef nie obroni swojej decyzji w sądzie i będzie musiał przywrócić zwolnionego do pracy lub wypłacić mu odszkodowanie.
Jednoznacznie wypowiedział się tu [b]Sąd Najwyższy w wyroku z 14 kwietnia 2000 r. (I PKN 596/99)[/b].
Rozwiązanie przez pracodawcę umowy o pracę bez wypowiedzenia z powodu ciężkiego naruszenia podstawowych obowiązków pracowniczych, polegającego na przebywaniu w miejscu i czasie pracy w stanie nietrzeźwości (art. 52 § 1 pkt 1 k.p.), nie może być uznane za sprzeczne z zasadami współżycia społecznego (art. 8 k.p.) tylko z tej przyczyny, że szef wcześniej tolerował nietrzeźwość pracownika w miejscu pracy.
W opisywanym wypadku przełożony dopuszczał do pracy podwładnego, wiedząc, że ma problem alkoholowy. Sprzyjało to demoralizacji pracownika, który nabierał przekonania, że jego zachowanie nie skończy się dyscyplinarką.
Właściwa, choć spóźniona, reakcja szefa jest jednak zgodna z zasadami współżycia społecznego. Kto bowiem sam narusza te zasady, nie może skutecznie zarzucać ich łamania wobec siebie i opierać na tym swojego roszczenia.
[srodtytul]Wyjątek dla wspólnej biesiady[/srodtytul]
Co jednak stałoby się, gdyby szef chciał zwolnić w tym trybie podwładnego, wskazując to samo zdarzenie, na które wcześniej przymknął oko? Może to zrobić, ale musi zachować miesięczny termin, liczony od momentu, kiedy dowiedział się o incydencie.
Inaczej rzecz się ma, gdy przełożony godzi się na picie, np. zachęca do niego lub uczestniczy w biesiadzie, tym samym narusza zasady współżycia społecznego. Wprawdzie w orzecznictwie zgodnie przyjmuje się, że okoliczności, które doprowadziły do picia w czasie i miejscu pracy, nie mają znaczenia, to trudno wymagać, aby znajdujący się w takiej niezręcznej sytuacji podwładny zaprotestował.
Niewykluczone, że decyzja szefa o zwolnieniu dyscyplinarnym w takich okolicznościach nie obroni się z powodu nadużycia prawa podmiotowego. Lepiej więc nie ryzykować i jak najszybciej zapomnieć o zdarzeniu.
[ramka][b]Przykład[/b]
Pana Adama, dekarza, zatrudniała firma budowlana na umowę na czas nieokreślony. Często wykonuje swoje obowiązki w trudnych warunkach atmosferycznych. 20 stycznia 2010 r. temperatura spadła poniżej 15 stopni, postanowił się rozgrzać i wypił kilka kieliszków wódki.
Pracodawca to widział, ale nie zareagował i nie wyciągnął wobec niego konsekwencji. 21 stycznia pan Adam miał imieniny i postawił kolegom z pracy butelkę wódki. Zastał to pracodawca. Stwierdził, że pan Adam spożywa alkohol w miejscu i czasie pracy, rozwiązał z nim angaż bez wypowiedzenia. Decyzja szefa jest prawidłowa.
Pan Adam nie może powoływać się na to, że wcześniej pracodawca tolerował spożywanie alkoholu i nietrzeźwość podczas wykonywania zadań. Mało tego, jeśli nie upłynął miesięczny termin od pierwszego incydentu, przełożony mógłby wskazać także tamto zajście. Odmiennie byłoby, gdyby w tamtej imprezie sam uczestniczył, a następnie postanowił ukarać solenizanta.[/ramka]