W konsekwencji zdesperowane mamy tuż przed porodem szukają lekarzy, którzy wystawią im zwolnienie na dolegliwości niezwiązane z ciążą. – To moja kolejna ciąża i choć za każdym razem fatalnie się czuję i mam złe wyniki, lekarze mają wątpliwości, czy dać mi zwolnienie po 37. tygodniu ciąży. Boją się reakcji ZUS. Raz dostałam zwolnienie na kolkę nerkową – mówi czytelniczka.
Potwierdzają to obserwacje fundacji Rodzić po Ludzku. Z sygnałów, które docierają do fundacji, wynika, że wciąż są lekarze ginekolodzy, którzy nie chcą wystawiać zwolnień tuż przed porodem lub po jego terminie. Sugerują skorzystanie z urlopu macierzyńskiego.
– Z relacji naszych klientek wynika, że lekarze nie chcą zadzierać z ZUS. Tymczasem ubezpieczyciel zaprzecza, by wywierał jakiekolwiek naciski na lekarzy, aby odmawiali zwolnień, jeśli stan pacjentki w zaawansowanej ciąży uniemożliwia świadczenie pracy. Być może to kwestia nieporozumienia bądź błędnej interpretacji stanowiska ZUS – podkreśla Urszula Kubicka-Kraszyńska, ekspert fundacji Rodzić po Ludzku.
ZUS zaprzecza, że limituje możliwość korzystania ciężarnych ze zwolnienia lekarskiego. Utrzymuje, że kobiety tuż przed rozwiązaniem są traktowane w ten sam sposób jak inni pacjenci.
– Jeśli kobieta w ciąży jest niezdolna do wykonywania pracy z powodu choroby, to o niezdolności tej orzeka lekarz leczący. Kieruje się stanem zdrowia ubezpieczonej i decyduje o tym, na jaki okres powinna być orzeczona ta niezdolność do pracy – mówi Mikołaj Skorupski, rzecznik prasowy ZUS.
Pracownice, którym lekarz nie dał zwolnienia, muszą albo wrócić do pracy, albo iść na wcześniejszy macierzyński.
– Kobiety nie chcą korzystać z wcześniejszych macierzyńskich, bo dla nich cenny jest każdy dzień, jaki mogą poświęcić nowo urodzonemu dziecku. Może problem rozwiązałoby obligatoryjne wykorzystanie części urlopu macierzyńskiego przed porodem z jednoczesnym wydłużeniem jego wymiaru. Tak jest np. w Austrii. Istnieje jednak ryzyko, że ograniczałoby to aktywność kobiet, które mogą pracować praktycznie do dnia porodu – mówi Urszula Kubicka-Kraszyńska.
ZUS nie ma danych, ile pracownic decyduje się na wcześniejsze rozpoczęcie urlopu macierzyńskiego. Z pewnością większość idzie na macierzyński dopiero po porodzie.
– W sieci hipermarketów Real ok. 30 proc. ciężarnych bierze macierzyński przed porodem – twierdzi Agnieszka Łukiewicz-Stachera, rzecznik firmy. – Osobiście nie znam żadnej mamy, która poszła na urlop przed datą porodu. Nie wiem, jak to wygląda w całym kraju. Generalnie jest mało badań obrazujących sytuację kobiet na rynku pracy. Gdyby były, można by łatwo poznać ich problemy.
Urlop macierzyński powinien być wykorzystany przede wszystkim na opiekę nad dzieckiem – mówi Danuta Wojdat, pełnomocnik ds. kobiet NSZZ „Solidarność”.
Pracownica ma swobodę w określeniu, czy w ogóle chce skorzystać z urlopu macierzyńskiego przed porodem. Pracodawca nie może wbrew woli ciężarnej wysłać jej na urlop macierzyński w tym czasie. Ma za to obowiązek udzielić urlopu na co najmniej dwa tygodnie przed przewidywaną datą porodu. Wydaje się, że może odmówić udzielenia wtedy urlopu dłuższego niż dwa tygodnie. Należy też sądzić, iż pracownica powinna wykorzystać po urodzeniu dziecka co najmniej osiem tygodni urlopu macierzyńskiego.
masz pytanie, wyślij e-mail do autora