W czwartkowym orzeczeniu uznano za niezgodny z europejskim prawem niemiecki wymóg, że polska firma budowlana świadcząca w Niemczech usługi na zasadzie umowy o dzieło musi być partnerem wyłącznie firmy niemieckiej. Obecnie partnerami polskich przedsiębiorstw mogą być dowolne firmy z krajów UE. Oznacza to, że także polska firma działająca w Niemczech może mieć podwykonawcę z Polski. – Zwiększy to zasięg działania polskich firm na niemieckim rynku. Szkoda jedynie, że tak późno – tłumaczy Tomasz Salomon, wiceszef Wydziału Promocji Handlu i Inwestycji polskiej ambasady w Berlinie.
W przyszłym roku kończy się siedmioletni okres ochrony niemieckiego rynku pracy wprowadzony przez Niemcy po wejściu Polski do UE i wraz z nim odpadają wszelkie bariery. Do tego czasu pozostanie w mocy wiele innych ograniczeń dla polskich firm usługowych.
– Orzeczenie trybunału nie kwestionuje prawa Niemiec do ochrony lokalnych rynków wewnętrznych i nie znosi wielu innych praktyk dyskryminacyjnych – wskazuje Marek Kemnitz, szef Budimeksu w Niemczech.
[wyimek][srodtytul]1 maja 2011[/srodtytul] otwarcie niemieckiego rynkudla polskich firm i pracowników [/wyimek]
Tak więc nadal zamknięte dla polskich firm budowlanych są te obszary Niemiec, na których bezrobocie jest wyższe o 30 proc. niż średnia krajowa. Dotyczy to przede wszystkim terenów byłej NRD. Niemcy wymagają także, aby firma zawierająca umowę z polskim przedsiębiorstwem zatrudniała co najmniej trzy razy więcej pracowników niż liczba sprowadzonych z Polski do wykonania kontraktu. W dodatku za każdego polskiego pracownika delegowanego do Niemiec polska firma musi płacić 75 euro miesięcznie tytułem opłat administracyjnych. – Sprawia to, że koszty kontraktu są większe o 2 – 3 proc. – mówi Julian Korman, prezes Stowarzyszenia Polskich Przedsiębiorstw Usługowych (VdPD) w Niemczech.
Polskie firmy są też od lat przedmiotem skrupulatnych kontroli. W pierwszych latach po zjednoczeniu Niemiec na rynku było 1600 polskich firm, a to wszystko sprawia, że obecnie jest ich ok. 200. Dlatego spada wykorzystanie kontyngentu ustalającego górną granicę zatrudnienia pracowników delegowanych z Polski. W 2009 r. został wykorzystany w niespełna 40 proc.
Niemiecki rynek otworzy się dla polskich firm oraz indywidualnych pracowników 1 maja 2011 r. Mimo nalegań przemysłu niemiecki rząd nie zgodził się na wcześniejszy termin. Dwa lata temu wprowadzono jedynie ułatwienia dla polskich inżynierów, ale pod warunkiem, że znajdą pracę za co najmniej 60 tys. euro rocznie. Niewielu się to udało.
[i]—Piotr Jendroszczyk z Berlina[/i]