– Moja praca polega na tym, że przez pierwszą część tygodnia pracuję w siedzibie firmy w Warszawie, a w drugiej wyjeżdżam do innych miejscowości w Polsce. Moje wyjazdy nie są podróżami służbowymi, bo z umowy o pracę wynika, że pracuję na terenie całego kraju. Obowiązki wykonuję w systemie zadaniowym. Zazwyczaj wyjeżdżam o godz. 5 – 6 rano, a wracam po godz. 22. Diety mi nie przysługują. Co jednak z dodatkami za nadgodziny? – pyta czytelnik.

Jeszcze do niedawna Główny Inspektorat Pracy twierdził, że miejsca pracy nie można określać tak szeroko jak teren całej Polski, bo w istocie pozostaje ono nieokreślone i wtedy jest nim i tak siedziba pracodawcy [b](GNP-152/302-4560-274/07/PE)[/b]. Jednak po uchwale Sądu Najwyższego podjętej w składzie siedmiu sędziów 19 listopada 2008 r. (II PZP 11/08) inspekcja zmieniła zdanie. Teraz twierdzi, że cały kraj może być miejscem pracy, jeśli uzasadnia to jej charakter [b](stanowisko głównego inspektoratu pracy wydane na prośbę redakcji i nadesłane 13 lipca 2010 r., GPP-364-4560-51-1/10/PE/RP)[/b]. Teraz pracujący każdego dnia gdzie indziej mogą mieć miejsce pracy na terenie całego kraju. Nie dotyczy to jednak osób, które część obowiązków wykonują w siedzibie zakładu. Tyle teoria. Pracodawcy cieszą się z takiego poglądu, bo diety z tytułu potencjalnych podróży służbowych zostają w ich kieszeni. Mało który jednak pamięta, że zastępuje je rekompensata za pracę w godzinach nadliczbowych.

[wyimek]Zatrudnionym poza firmą najlepiej ustalić ryczałt za nadgodziny[/wyimek]

– Rzeczywiście, w opisywanym przykładzie diety nie przysługują. Jeżeli jednak czas poświęcony na podróż przekracza co do zasady ośmiogodzinną dobową albo 40-godzinną przeciętną tygodniową normę czasu pracy, to zatrudnionemu trzeba to zrekompensować. W zależności od tego, kiedy nadgodziny wystąpią (w ciągu dnia roboczego czy w dniu wolnym od pracy), poza normalnym wynagrodzeniem szef musi wypłacić 50 bądź 100 proc. dodatku albo oddać czas wolny, a niekiedy dzień wolny – wyjaśnia Monika Wacikowska, prawnik specjalizujący się w prawie pracy. Nie wyklucza, że te pieniądze mogą być wyższe niż ewentualne diety, co sugeruje, że zbyt szerokie określenie miejsca pracy nie zawsze się opłaca.

Zadaniowy czas pracy charakteryzuje się tym, że zatrudniony samodzielnie ustala liczbę godzin przeznaczonych na pracę, a szef dba, by mieściła się ona w ustawowych normach. W przeciwnym razie będą nadgodziny.

Tam, gdzie większość osób pracuje poza firmą, bieżąca ich kontrola jest bardzo utrudniona. Pracodawcy pytają, co w takiej sytuacji zrobić. Najlepiej ustalić ryczałt, ale tak, aby jego wysokość odzwierciedlała przewidywaną pracę nadliczbową. Nie jest to proste, bo przepisy nie precyzują, jak tego dokonać, a na dodatek przy ryczałcie nie trzeba prowadzić ewidencji godzin pracy. Eksperci radzą, by określić średnią z kilku ostatnich miesięcy. Jeżeli ryczałt okaże się za niski w stosunku do przepracowanych nadgodzin, zatrudniony może się domagać dopłaty [b](wyrok Sądu Najwyższego z 20 maja 1998 r., I PKN 143/98)[/b]. Nie wiadomo także, jakie dokładnie nadgodziny ryczałt ma pokrywać. Niektórzy specjaliści uważają, że tylko te za przekroczenie normy dobowej.

Pewne podczas ustalania ryczałtu jest jedynie to, że firmy muszą pamiętać o górnych limitach nadgodzin z kodeksu pracy oraz o tym, aby wyodrębnić go z pozostałych składników wynagrodzenia.

[ramka][b] [link=http://www.rp.pl/artykul/55813,508443_Stanowisko_Glownego_Inspektoratu_Pracy_z_13_lipca_2010_r__w_sprawie_okreslenia_miejsca_pracy__GPP_364_4560__51_1_10_PE_RP_.html]Zobacz Stanowisko Głównego Inspektoratu Pracy z 13 lipca 2010 r. w sprawie określenia miejsca pracy (GPP-364-4560- 51-1/10/PE/RP) [/link][/b][/ramka]