Chodzi o dotacje z programu "Kapitał ludzki". Pokrywają one nie tylko bezpośrednie koszty projektów (przy szkoleniach są to np. wynagrodzenia dla wykładowców, wynajem sal, wyżywienia dla uczestników itp.), ale też tylko pośrednio z nim związane - np. wynagrodzenia dla zarządzających projektem, wynajem i wyposażenie pomieszczeń, promocje itp.

"Ekspertyzy wskazały na niepokojąco wysoki poziom kosztów zarządzania (w tym promocji). Wielokrotnie wartość ich przekracza 30 proc. wydatków projektu" - uzasadnia Ministerstwo Rozwoju Regionalnego w piśmie do "Rz".

- Zdarza się, że proponowane wynagrodzenia dla personelu obsługującego projekt przekraczają kilkakrotnie stawki obowiązujące na rynku - przzynaje Dariusz Jeremek, kierownik oddziału programowania i pomocy technicznej Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Lublinie. Jego zdaniem te nieprawidłowości najczęściej występują w działaniach mających pomóc osobom bez zatrudnienia.

Urzędy samorządowe i centralne dzielące unijną pomoc starają się we własnym zakresie ograniczać ich zdaniem zbędne koszty. Tam, gdzie mają zastrzeżenia, wzywają beneficjentów do negocjacji. Ministerstwo woli jednak, by wszędzie ograniczenia były takie same. I zaproponowało wprowadzenie limitów.

Jako koszty zarządzania uznano nie tylko wynagrodzenia, ale także m.in. zakup sprzętu niezbędnego do zarządzania projektem (np. komputery) czy działania informacyjno-promocyjne. Według propozycji mają one maksymalnie sięgać do 10, 15 lub 20 proc. wartości projektu, nie więcej niż 200 tys. zł.

- Odnoszę wrażenie, że urzędnicy chcą doprowadzić do tego, by beneficjenci z własnej kieszeni pokrywali koszty wynagrodzeń dla zarządzających - uważa Ewa Fedor z Konfederacji Pracodawców Polskich. - Duże organizacje pozarządowe może sobie z tym poradzą, a co z małymi, biednymi stowarzyszeniami?

Zdaniem Jerzego Kwiecińskiego z firmy doradczej EuCP proponowane rozwiązanie może zmusić beneficjentów do sztucznego zaniżania kosztów wynagrodzeń. - Ucierpi na tym jakość projektów - uważa.