Prawdopodobnie będzie tak i u nas. Od 2008 r. będzie można w naszym kraju nie tylko uprawiać winorośl i wytwarzać wino, ale także je sprzedawać. Na tę wiadomość od dawna czekali właściciele polskich winnic, miłośnicy wina i wszyscy, którzy widzą w jego produkcji źródło utrzymania dla siebie, swoich dzieci i wnuków.

Dzięki zmianie przepisów – specjalnej ustawie winiarskiej i nowelizacji ustawy akcyzowej – winiarze wytwarzający do 1 tys. hektolitrów wina rocznie nie będą już musieli prowadzić kosztownych składów akcyzowych i mieć własnych laboratoriów. Niedługo zatem na półkach sklepów winiarskich obok francuskich bordeaux czy win chilijskich stanie riesling oraz regent spod Zielonej Góry i z Podkarpacia.

– Już od dawna o nasze wino dopytują się sklepy i sieci handlowe, w tym zagraniczne – podkreśla Roman Grad, prezes Zielonogórskiego Stowarzyszenia Winiarskiego.

Właśnie Zielona Góra i województwo lubuskie to obok Podkarpacia kolebka winiarstwa na dzisiejszych ziemiach polskich. Sztuka wytwarzania wina (początkowo było to głównie wino mszalne) dotarła do nas wraz z chrześcijaństwem. Pozostałości dawnych upraw winorośli odnaleziono m.in. na wzgórzu wawelskim. Kres polskiego winiarstwa nadszedł wraz z oziębieniem się klimatu i nasileniem konkurencji ze strony węgrzyna.

Dzisiejsi winiarze są w dużo lepszej sytuacji. Po pierwsze klimat się ociepla. Po drugie, na razie branża jest wyjątkowa, bo nie ma praktycznie żadnej konkurencji krajowej, a zagraniczna jest jedynie pośrednia, ponieważ chodzi o lokalną, niszową produkcję.

[srodtytul]Ocieplenie dobre dla winorośli[/srodtytul]

Jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku Lubuska Wytwórnia Win w Zielonej Górze wytwarzała wino ze sporych własnych winnic. Ostatni zbiór miał miejsce w 1974 r. Potem zakłady importowały surowiec z zagranicy. Zbankrutowały w 1999 r. Od tej pory nie wytwarzano w Polsce wina gronowego przeznaczonego do obrotu handlowego.

Ale winorośl i lubuskie tradycje winiarskie przetrwały dzięki działkowcom, często byłym pracownikom zakładów. Przed paru laty zaczęły też powstawać nad Odrą, w Małopolsce i na Podkarpaciu stowarzyszenia winiarzy dążące do odrodzenia produkcji towarowej.

Jak ocenia Polski Instytut Winorośli i Wina, w ciągu roku – dwóch lat spośród kilkuset istniejących dziś w kraju winnic o łącznej powierzchni 300 – 400 hektarów 70 – 80 jest w stanie podjąć produkcję. W czasie następnych sześciu – ośmiu lat liczba ta może się nawet potroić. Głównym ośrodkiem winiarstwa będzie u nas zapewne Lubuskie. Niedługo produkcję na rynek zacznie tam prawdopodobnie kilkanaście gospodarstw winiarskich o łącznej powierzchni ok. 40 ha. Sporo winnic jest także w województwie podkarpackim, w pobliżu Sandomierza, na Dolnym Śląsku. Tam klimat najbardziej sprzyja winorośli.

Co prawda wciąż pokutujące przekonanie, że w Polsce jest zbyt zimno, by wytwarzać wartościowe wina w handlowych ilościach, nie jest uzasadnione. Unia Europejska uznaje za kraje winiarskie oprócz Polski także Danię, Wielką Brytanię i Szwecję. Doskonałe wino wytwarza się m.in. na południu Nowej Zelandii i w Nowej Szkocji w Kanadzie, gdzie jest jeszcze zimniej niż w Polsce. Niewielkie winnice i piwnice win istnieją też np. na Bornholmie. Fachowcy zalecają wytwarzanie w Polsce nie tylko wina białego jak riesling czy tradycyjnego w lubuskich winnicach różowego traminera, ale także pinot noir należącego do najszlachetniejszych win czerwonych (wywodzi się z Burgundii).

Poza tym robi się coraz cieplej. – Nasze wina, dawniej silnie kwasowe, zyskują dzięki temu nowe walory – zauważa Romuald Grad.

Specjaliści niemieccy uważają, że za 30 – 40 lat sztandarowe wino reńskie, riesling, będzie wytwarzane głównie w Brandenburgii i na ziemi lubuskiej. Coraz wyższa temperatura sprawia bowiem, że w swojej ojczyźnie, Nadrenii-Palatynacie, zaczynają one „tracić harmonię”.

[srodtytul]Małorolny, nie znaczy biedny[/srodtytul]

Ocieplanie się klimatu to jedno z lepiej udokumentowanych założeń winiarskich biznesplanów. W miarę ścisłe są także kalkulacje nakładów na założenie winnicy, kosztów jej prowadzenia oraz wytwarzania wina. Gorzej jest z określeniem przyszłego popytu na krajowe wina, ich cen, przychodów i zysków winiarzy. Dotychczasowe wyliczenia są bardzo różne i będzie tak pewnie do czasu ich zweryfikowania przez rynek. Jedno jest pewne. Uprawa winorośli i wytwarzanie wina, choć kapitałochłonne, to na całym świecie jedna z najbardziej rentownych dziedzin rolnictwa i przetwórstwa. Prawdopodobnie będzie tak i u nas.

Z podręcznika Wojciecha Boska dla początkujących winiarzy wynika, że już 1,5-hektarowa winnica może zapewnić podstawowe utrzymanie (czyli dochody na poziomie ok. 5 tys. zł miesięcznie) niewielkiej rodzinie. Inni twierdzą, że winnica musi mieć co najmniej 3 lub nawet 4 ha. Górna granica jest wyznaczona przepisami o maksymalnej wielkości produkcji obowiązującymi małych producentów. Mogą oni wytwarzać do 1 tys. hektolitrów, czyli 100 tys. litrów wina. Tyle można uzyskać z winnicy o powierzchni 10 – 15 ha. W Polsce większość winiarzy nieprędko zbliży się do tego poziomu.

Drobne gospodarstwa winiarskie, wcześniej dostarczające głównie moszcz winny dla potentatów, przeżywają renesans w wielu krajach Europy. W niektórych regionach Włoch, np. w Friuli, ok. 90 proc. winiarzy działających pod własnymi markami wytwarza rocznie zaledwie do 10 tys. butelek każdy. Trzeba jednak wziąć po uwagę, że większość z nich odziedziczyła winnice. W Polsce trzeba je dopiero zakładać, a to oznacza dużo wyższe koszty.

[srodtytul]Potęga lokalnego smaku[/srodtytul]

Zasadnicze znaczenie dla jakości, smaku i charakteru wina ma siedlisko winnicy (określane zwykle francuskim pojęciem terroir). Chodzi nie tylko o glebę, ale także mikroklimat, nasłonecznienie i ukształtowanie terenu. Dlatego często lepiej zainwestować w zakup odpowiedniego gruntu, niż sadzić winorośl na własnej, niezbyt się do tego nadającej działce.

Mniej więcej połowę kosztów urządzenia winnicy, wynoszących obecnie ok. 70 tys. zł na 1 ha, pochłania zakup sadzonek. Druga połowa to rekultywacja gruntu, wapnowanie, nawożenie, ogrodzenie, zakup drutów i palików podtrzymujących krzewy. Do tego dochodzą bieżące koszty uprawy, np. oprysków i zakupu sprzętu. Zanim po trzech latach dojrzeją pierwsze winogrona, trzeba zaopatrzyć się w prasę i młynek do ich przerobu, kadzie i butle na wino. Należy też przygotować piwnicę o powierzchni ok. 10 mkw. na każdą tonę zbiorów. Nawet jeśli piwnicę trzeba tylko zaadaptować, będzie to kosztować ponad 50 tys. zł (przy założeniu, że winnica ma 4 ha).

Po podliczeniu wszystkich kosztów: utrzymania winnicy (i jej minimalnej amortyzacji rozłożonej na 20 – 30 lat), najęcia pracowników do zbiorów, przetworzenia winogron, butelkowania, dystrybucji, i uwzględnieniu w cenie VAT i akcyzy przekonamy się, z każdej butelki średniej jakości wina, za którą klient płaci 20 zł, producentowi zostanie na czysto ok. 2 zł. Dochody z winnicy są tym wyższe, im wino lepsze, choć produkuje się go mniej. Dlatego najlepsi winiarze nawet w krajach zachodnich są w stanie utrzymać się z jednohektarowej winnicy. I u nas z czasem tacy się pojawią. Przyszłość większości producentów zależeć będzie jednak od tego, jak rynek przyjmie wino ze średniej półki, pierwsze od dawna z krajowych winogron.

– Będzie to długo oczekiwana nowość, więc na początku z pewnością będzie się sprzedawać doskonale. Zwłaszcza że wino jest u nas dziś modne. Ale na dłuższą metę sprzedaż będzie zależeć od tego, czy w różnych regionach kraju uda się uczynić z polskiego wina atrakcyjny produkt lokalny i powiązać winiarstwo z turystyką, a zwłaszcza agroturystyką. Wino powinno być sprzedawane głównie w gospodarstwach winiarskich oraz w lokalnych restauracjach i sklepach – podkreśla Jan Luberda, prezes Stowarzyszenia Winiarzy Podkarpacia.

[srodtytul]Oko w oko z inspekcją[/srodtytul]

Winnice i wino budzą namiętności. Winiarstwo to styl życia. Zapalają się do niego nawet chłodno myślący biznesmeni, nie zawsze starannie licząc koszty.

– Dzisiejszy entuzjazm kiedyś minie, a wtedy ludzie zaczną dostrzegać ryzyko związane z tą bardzo kapitałochłonną branżą – niepokoi się Marek Jarosz, wiceprezes Polskiego Instytutu Winorośli i Wina. – Najbardziej się obawiamy, że winnice i piwnice będą traktowane przez urzędy jak zwykłe zakłady przetwórcze. Winiarz nie jest formalnie przedsiębiorcą, a stanie oko w oko nie tylko z urzędem skarbowym, ale także z inspekcją nasienną, handlową kontrolującą rynek rolny, z urzędem celnym (z uwagi na akcyzę), z sanepidem. Może nawet w małej piwniczce trzeba będzie wytyczać ciągi technologiczne?

Nowe regulacje prawne to, jak przyznają winiarze, milowy krok dla branży. Ale brakuje przepisów wykonawczych, a istniejące często nie przystają do rzeczywistości. Nie ma na przykład zarejestrowanych w Polsce nowoczesnych środków ochrony winorośli. W tym roku, gdy pojawił się na nich groźny mączniak prawdziwy, większość winiarzy zwalczała go nieatestowanymi w Polsce preparatami z Węgier i Słowacji, co w razie kontroli grozi dyskwalifikacją wina.

Podobnych luk i niejasności jest więcej. Dlatego spora część właścicieli winnic postanowiła zarejestrować się w Agencji Rynku Rolnego dopiero w przyszłym roku. Z biegiem lat wszystko się z pewnością ułoży. Na szczęście winnica to przedsięwzięcie z długą perspektywą. Winogrona z dziś sadzonych krzewów zbierać będą jeszcze wnuki obecnych właścicieli.

[ramka][srodtytul]Ile na start (w tys. zł)[/srodtytul]

winnica 3 ha, bez kosztów zakupu ziemi i budowy piwnicy

- sadzonki - 105

- urządzenie winnicy (przygotowanie ziemi, nawozy, ruszty dla winorośli) - 90

- ogrodzenie - 15

- prasa, młynek, kadzie - 15

- ciągnik ogrodniczy (używany) - 10

- uprawa do pierwszych zbiorów (trzy lata) - 30

Razem - 265 [/ramka]

[ramka][srodtytul]Butelka do butelki[/srodtytul]

- Warunkiem podjęcia produkcji wina na sprzedaż jest wpisanie winnicy do centralnego rejestru przedsiębiorców w Agencji Rynku Rolnego. Nie oznacza to, że winnica staje się przedsiębiorstwem; z punktu widzenia relacji z urzędami jej właściciel jest osobą fizyczną.

- Koszt założenia 1 ha winnicy to co najmniej 70 tys. zł. Na sadzonki (muszą to być odmiany dopuszczone w Polsce) trzeba wydać ok. 35 tys. zł, na rusztowania (szpalery) do krzewów (paliki, słupki, drut) ok. 25 tys. zł, na nawozy i wapno ok. 6 tys. zł, na najtańsze ogrodzenie 5 tys. zł.

- Potrzebne są też maszyny i narzędzia ogrodnicze, w tym mały ciągnik za ok. 10 tys. zł (używany). Urządzenia i wyposażenie do przerobu wina (młynek, prasa, kadzie metalowe lub plastikowe, butle szklane, drobne narzędzia i instrumenty) to koszt ok. 30 tys. zł.

- Jedna osoba jest w stanie wykonać samodzielnie wszystkie prace (poza zbiorem) w winnicy o powierzchni 2 ha lub nawet więcej.

- Winorośl zaczyna owocować w trzecim roku po posadzeniu. Z 1 ha zbiera się od 5 do nawet 15 ton winogron, w zależności od warunków i klasy szczepu.

- Ze 100 kg winnych gron można uzyskać 55 – 75 litrów wina.

- Przewiduje się, że cena detaliczna krajowego wina średniej jakości będzie wynosić 20 zł za butelkę.

- Winiarze oceniają, że po odliczeniu kosztów produkcji (samo butelkowanie z korkiem i etykietą to prawie 3 zł), akcyzy, VAT i kosztów sprzedaży poza gospodarstwem (np. marży sklepu) zarobią na jednej butelce 2 – 3 zł. Właściciel winnicy o powierzchni 4 ha, produkujący rocznie np. 25 tys. butelek wina po 20 zł, może więc liczyć na miesięczny dochód nieco powyżej 4 tys. zł. Jeśli będzie wytwarzał na tej samej powierzchni mniej wina, ale wyższej jakości (np. 15 tys. butelek po 30 zł), na jednej butelce zarobi 5 zł, a jego łączny dochód może być niemal dwukrotnie wyższy.[/ramka]

[ramka][srodtytul]Idziemy dobrą drogą[/srodtytul]

[b]Barbara Czajka, współwłaścicielka winnicy Vanellus w Jareniówce w woj. podkarpackim[/b]

Na ostatnim konwencie winiarskim w Jaśle nasze wina – czerwone skomponowane ze szczepów regent i rondo oraz białe z fibary i muscata odeskiego – uzyskały bardzo wysokie oceny. Utwierdza to nas w przekonaniu, że idziemy dobrą drogą.

Nasza – moja i mojego męża Mariusza – przygoda z winem zaczęła się cztery lata temu, gdy po długim pobycie za granicą budowaliśmy dom pod rodzinnym Jasłem. W części ogrodu posadziliśmy pierwsze 300 sadzonek. Dziś mamy winnicę o powierzchni 25 arów. Urządziliśmy piwnicę w podziemiach domu. Kupiliśmy urządzenia do przetwarzania winogron, traktorek ogrodniczy. Zainwestowaliśmy w sumie ok. 50 tys. zł.

Winorośl to roślina, w której łatwo się zakochać. W przyszłości chcemy zarabiać na życie, prowadząc winnicę i wytwarzając wino. Na razie to tylko hobby. Mąż ma firmę budowlaną, a ja pracuję w marketingu.

Planujemy stopniowo, w ciągu paru lat, powiększyć winnicę, by miała co najmniej 5 ha, a może 10. Nastawiamy się na wino wyższej jakości, takie, które można sprzedawać po 30 zł za butelkę i więcej. Uważam, że to realna i odpowiednia cena dla krajowego wina dobrej marki, choćby dlatego, że ta produkcja wymaga naprawdę dużego nakładu pracy.

Na razie wszystkie prace wykonujemy sami i tak będzie, może poza zbiorami, nawet gdy powiększymy winnicę. W Agencji Rynku Rolnego jeszcze się nie zarejestrowaliśmy. Chcemy zobaczyć, jak to wszystko będzie działało, a zwłaszcza jak będą interpretowane przepisy. Nie wiemy na przykład, kto i na jakich zasadach ma badać wino. Wolimy, by nowe regulacje nie były testowane na nas. Zamierzamy wejść na rynek w przyszłym roku.

Początkowo prawdopodobnie wszystko sprzedamy bez trudu w okolicy przez znajomych. W przyszłości liczymy na turystów odwiedzających Podkarpacie. Winnica może być dla nich atrakcją. Z tą myślą założyliśmy już nawet stronę internetową.[/ramka]

[ramka][srodtytul]Pierwsze z własnych zbiorów[/srodtytul]

[b]Mariusz Pacholak, współwłaściciel winnicy Cantina w Mozowie w woj. lubuskim[/b]

Za parę miesięcy zaczniemy sprzedawać wino z naszych pierwszych zbiorów. Będzie to ok. 2 tys. butelek. Właśnie zastanawiamy się z żoną, które z nas powinno pierwsze zrezygnować z pracy. Oboje jesteśmy nauczycielami, ale moja praca w szkole wyższej zajmuje mi mniej czasu, a poza tym niedługo będę bronił doktoratu na wydziale pedagogiki. Wynika z tego, że to ja powinienem nadal pracować. Ale co tu gadać, winorośl i wino potrzebują męskiej ręki. Nie mogę doczekać się już chwili, gdy będę mógł poświęcić się wyłącznie winnicy. Według moich wyliczeń będziemy mogli się z niej utrzymać, gdy powiększymy ją do 2 ha. Na razie mamy niecały hektar.

Wytwarzaniem wina zajmuję się już osiem lat. Dawniej robiłem je z winogron kupowanych u innych. Przez dwa lata szukaliśmy ziemi pod własną winnicę. W końcu udało się nam kupić za 20 tys. zł parę hektarów pod Sulechowem. Na sadzonki, szpalery dla winorośli, ogrodzenie, prasę, młynek, ciągnik samoróbkę, kadzie i drobniejszy sprzęt wydaliśmy prawie 40 tys. zł. Oczywiście nie z nauczycielskich pensji. Musieliśmy wziąć kredyty. Jestem pewien, że to dobrze zainwestowane pieniądze, które w niezbyt długim czasie powinny się zwrócić. Uprawiamy klasyczne w naszym regionie szczepy: rieslinga, rondo, traminera, pinot noir. Posadziliśmy 2 – 3-letnie sadzonki, dzięki czemu doczekaliśmy się zbiorów już dwa lata po założeniu winnicy.

Nasze wina uzyskiwały już wcześniej nagrody i wyróżnienia na konkursach winiarskich oraz gastronomicznych. Dlatego nastawiam się na wytwarzanie wina wypieszczonego, wysokiej jakości. Zakładam, że powinno kosztować ok. 60 zł za butelkę. Jestem spokojny o ekonomiczną przyszłość naszego gospodarstwa i całej branży winiarskiej. Obawiam się tylko utrudnień biurokratycznych. Ale liczę, że będziemy mieli normalne warunki jak winiarze na zachodzie Europy czy choćby na Morawach.[/ramka]