Praca w domu ma wiele zalet, szczególnie obecnie, gdy chroni zatrudnionych przed zarażeniem niebezpiecznym wirusem. I powinna na stałe wejść na listę możliwych form zatrudnienia. Mniej osób dojeżdżających codziennie do pracy oznacza widoczne zmiany w naszym otoczeniu: rozładowanie korków, rozwój lokalnych sklepów i punktów usługowych. To jednak ogromne wyzwanie dla przedsiębiorców przy organizacji takiej pracy, aby zatrudnieni zamknięci w swoich domach nie zerwali kontaktu z rzeczywistością.

Pandemia koronawirusa, która zesłała pracowników do pracy w domu przypomina mi bowiem sztorm, który wyrzucił Robinsona Crusoe na bezludną wyspę. Los najsłynniejszego w dziejach rozbitka stał się teraz udziałem milionów pracowników, którzy, tak jak on, muszą na nowo nauczyć się funkcjonować w zupełnie nowych warunkach.

Czytaj także: Drewniane krzesło z jadalni nie nadaje się do pracy zdalnej

Oto przyzwyczajeni do pracy w biurze, w określonych godzinach, pod bacznym okiem przełożonych i w przestrzeni regulowanej szczegółowymi przepisami, muszą teraz sami wszystko wymyśleć i zaplanować. Na początek wykroić sobie miejsce do pracy w domu. Przy stole w kuchni? Na fotelu w przed telewizorem? A może przycupnąć przy zbyt małym biurku dziecka, które wyjechało na wakacje do dziadków?

Ważna staje się także proza życia. Do pracy na prywatnym laptopie przydałaby się im porządna klawiatura, duży ekran i ergonomiczne krzesło, bo po kilku miesiącach spędzonych po 8 godzin dziennie w niewygodnej pozycji już zaczynają doskwierać im bóle kręgosłupa i nadgarstków. I do tego szybki internet. Kto za to zapłaci?

Zaczyna także doskwierać samotność. W nowej rzeczywistości bezpośredni kontakt ze współpracownikami zastępują smsy, maile, czy różnego rodzaju komunikatory. Nikt już nie wie co słychać u kolegów i koleżanek z pracy. Telekonferencje sprowadzają się do rozliczenia dotychczasowej pracy i rozdzielenia obowiązków na najbliższe dni.

Poczucie osamotnienia pogłębia także nieufność przełożonych, przyzwyczajonych do ręcznego zarządzania zespołem i bezpośredniego nadzorowania ich pracy. A po przeprowadzce do domu na kontach w mediach społecznościowych pracowników, w godzinach pracy zaczynają się pojawiać zdjęcia ze spaceru po parku czy kawiarni.

Amerykańcy naukowcy, by zapobiec alienacji pracowników uwięzionych w domu, radzą wypić kawkę. Zespołowe, trwające nawet 15 minut dziennie spotkanie, o stałej porze, nie może jednak dotyczyć pracy. Biznes patrzący na pracę zdalną pragmatycznie proponuje opcję mieszaną i pracę przez część tygodnia w domu a resztę czasu w biurze.

Jak to zwykle bywa ze wszystkimi nowościami, nie nadają się one dla wszystkich i nie pasują do każdej sytuacji. Ich wdrożenie wymaga czasu i cierpliwości, a przede wszystkim ogromnego zaufania pomiędzy pracownikami i pracodawcami. Tak by nie powstała z tego historia rodem z PRL, gdy jedni udają, że pracują, a drudzy, że im za to płacą.

W każdej chwili może się też okazać, że pełną przygód naukę przetrwania na bezludnej wyspie zakończy nasz rząd, który planuje uregulowanie pracy zdalnej na stałe. Jak na razie praca zdalna jest bardzo skromnie uregulowana w przepisach antycovidowych i dzięki temu dobrze funkcjonuje w praktyce. Przepisy jakie mają znaleźć się w kodeksie pracy będą musiały uregulować takie sprawy jak bezpieczeństwo pracy w domu, czyli odpowiedzialność za np. oblanie się przez pracownika wrzątkiem w godzinach pracy. Zbyt sztywne regulacje mogą łatwo unicestwić nową formę zatrudnienia, tak jak to się stało z telepracą.