Minął kolejny rok, a „dobra zmiana” w wymiarze sprawiedliwości wciąż trwa. Szeregi neosędziów stale rosną i (jak przekonują fakty) rosnąć nie przestaną. Podobno jest ich już ponad 3000.
Dzięki zdominowanej przez wybrańców sejmowej większości Krajowej Radzie Sądownictwa i pierwszemu obywatelowi najjaśniejszej Rzeczypospolitej bramy zawodowego awansu zostały ostatnio otwarte przed tak znanymi ze swoich osiągnięć sędziami, jak Dariusz Pawłyszcze, Joanna Kołodziej-Michałowicz, Rafał Puchalski, Waldemar Krok i Dariusz Drajewicz. Czy można mieć jakiekolwiek wątpliwości, że każdemu z nich splendor awansu się po prostu należał? Czy ich mozolny sędziowski trud oraz pilne wypełnianie powierzonych im przez polityków zadań (w Ministerstwie Sprawiedliwości, w Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury, w Krajowej Radzie Sądownictwa bądź na prezesowskich stanowiskach) mogły nie zostać docenione? Polskie sądownictwo tak wiele im zawdzięcza... Za czynienie dobra należy się nagroda.
Czytaj więcej
Trzydziestu sędziów Sądu Najwyższego wydało bezprecedensowe oświadczenie. Piszą, że nie będą orzekać z tzw. neosędziami wskazanymi przez upolitycznioną KRS - informuje TOK FM.
Rosnąca szuflada
Czy obserwatorów rzeczywistości powinno dziwić, że dla tych, którzy odpowiadają dziś za sędziowskie kariery, nie stanowił żadnego problemu ani brak ostatecznego wyjaśnienia roli części awansowanych sędziów w aferze hejterskiej, ani to, że niektórzy z nich pokonali za jednym zamachem aż dwa szczeble sędziowskiej drabiny, ani też to, że wśród uhonorowanych awansami znaleźli się członkowie KRS (w tym żona prezesa Sądu Okręgowego w Słupsku) oraz partner życiowy jej przewodniczącej? Nie zdarzyło się nic wyjątkowego i nic szczególnie zaskakującego, po prostu grono neosędziów nieco się zwiększyło. Z drugiej jednak strony wraz z upływem czasu podział środowiska sędziowskiego na sędziów i neosędziów wydaje się coraz bardziej bezprzedmiotowy.
Jaki na dłuższą metę ma on sens, skoro już wkrótce liczba nowych sędziów może zrównać się z liczbą starych czy choćby z liczbą członków sędziowskich stowarzyszeń? Im nowych sędziów jest więcej, tym trudniej uznawać każdego z nich za bezkrytycznego stronnika rządzących, za bezwolne narzędzie w rękach polityków. Coraz częściej dochodzi zresztą do sytuacji, które wprost podważają zasadność takiego ich szufladkowania.
Nie tak dawno na przykład należąca do neosędziów Dominika Pastygier przyznała Radosławowi Sikorskiemu od Jarosława Kaczyńskiego kwotę ponad 700 tysięcy złotych na pokrycie kosztów opublikowania przeprosin. Zwolennicy rządzących określali wówczas to rozstrzygnięcie „kuriozalnym” i „skandalicznym”, zastanawiając się nawet, czy „kasta” chce zrujnować w ten sposób prezesa PiS. Z kolei Jarosław Kulik (również neosędzia) uchylił postanowienie o odmowie wszczęcia postępowania przygotowawczego i nakazał prokuraturze przeprowadzenie śledztwa dotyczącego działań wybranego przez sejmową większość członka KRS Macieja Nawackiego.
Czy fakt, że Dominika Pastygier i Jarosław Kulik dopiero w 2022 roku otrzymali sędziowskie nominacje, sam w sobie daje komukolwiek (stronom prowadzonych przez nich postępowań, prokuraturze czy choćby któremukolwiek z sędziów Sądu Rejonowego w Olsztynie) podstawę do kwestionowania wymienionych rozstrzygnięć i uznania ich za niebyłe? Wspomnieć też wypada o angażowaniu się części nowych sędziów w obronę praworządności. Czy wykazywana w ten sposób przez neosędziów odwaga ma mniejszą wartość niż odwaga ich starszych stażem kolegów?
Niebo gwiaździste dla wszystkich
Parafrazując stanowisko sędziego Krzysztofa Staryka wyrażone w zdaniu odrębnym do uchwały składu trzech połączonych izb Sądu Najwyższego z 23 stycznia 2020 roku, należy zapytać, czy tylko „starzy” sędziowie mogą się zachwycić „niebem gwiaździstym nad sobą i prawem moralnym w nich”?
Doświadczenia minionych lat potwierdziły trafność poglądu sędziego Staryka: „Wyroki wydawane przez młodych sędziów, zaaprobowanych i wybranych przez nową KRS, nie mogą być uznane za wywołujące wątpliwości odnośnie wydania ich przez stronniczy sąd – tylko dlatego, że sędziowie przeszli z sukcesem proces powołania lub procedurę awansową przed nową KRS”. Zaznaczyć przy tym należy, że wyrażenie takiej opinii nie przeszkodziło sędziemu Starykowi uznać, iż KRS ukształtowana ustawą z 8 grudnia 2017 roku o zmianie ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa mogła zostać oceniona jako powołana sprzecznie z konstytucją.
Nowi w kaście
Od 2016 roku prorządowi komentatorzy nazywają sędziów broniących polskiej praworządności „kastą”, przy czym do niedawna miano to zarezerwowane było wyłącznie dla starych sędziów. Z pewnym rozbawieniem można zauważyć, że zwolennicy rządzących zaczęli ostatnio zaliczać do „kasty” także neosędziów. O przynależności do „kasty” nie decyduje już bowiem to, czy sędzia zawdzięcza swoje stanowisko obecnej, czy starej KRS, lecz wyłącznie to, czy jego aktywność podoba się politycznej władzy, czy nie.
Sytuacja ta wynika jednak nie tylko z opowiedzenia się części nowych sędziów po stronie obrońców praworządności czy też z podejmowania przez nowych sędziów rozstrzygnięć sprzecznych z interesem rządzących, lecz także z faktu przechodzenia drogą awansu „starych” sędziowskich aktywistów do świata neosędziów. Nie jest tajemnicą, że w świecie tym znaleźli się nawet członkowie walczących o praworządność stowarzyszeń sędziowskich.
Pod koniec 2020 roku portal dziennik.pl opublikował artykuł Małgorzaty Kryszkiewicz i Piotra Szymaniaka „Konstytucja czy konfitury. Sędziowie Iustiti nie brzydzą się awansami”, w którym autorzy wskazali kilku członków tego stowarzyszenia, zawdzięczających zawodowy awans nowej KRS, a mianowicie sędzię Agatę Regulską (która jako ówczesna wiceprezes wrocławskiego oddziału Iustitii uzyskała awans do Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu) oraz trzech członków płockiego oddziału tego stowarzyszenia (którzy zostali sędziami sądu okręgowego).
Cytowany w artykule sędzia Mariusz Królikowski już wtedy trafnie przewidywał, że takich nominacji sędziowskich będzie coraz więcej. Choć sędzia Królikowski miał świadomość zastrzeżeń dotyczących nowej KRS, nie dostrzegał on nic zdrożnego w staraniu się przed nią o awans (byle tylko kandydat miał do tego odpowiednie kompetencje i doświadczenie).
W podobnym duchu wypowiadał się w tamtym okresie (dwa lata temu) prezes Iustitii Krystian Markiewicz. Przyznał on wówczas, że centralne władze jego stowarzyszenia nie stawiały kwestii startu w konkursach organizowanych przez obecną KRS na ostrzu noża, lecz jedynie apelowały do sędziów, aby powstrzymali się od brania w nich udziału oraz podkreślały, że decyzję każdy sędzia musi podjąć samodzielnie (rozważając wszystkie za i przeciw).
Wyrozumiałość prezesa Iustitii
Krystian Markiewicz powoływał się przy tym na uchwałę trzech połączonych izb Sądu Najwyższego z 23 stycznia 2020 roku, według której nie każda nowa sędziowska nominacja po wskazaniu obecnej KRS mogła być uznana za bezprawną. Prezes Iustitii zalecał więc w konsekwencji indywidualną ocenę każdego konkretnego przypadku. Dostrzegał, że wśród startujących w konkursach są zarówno tacy, którzy wykorzystują sytuację i wiedzą, iż jest to dla nich jedyna szansa na otrzymanie awansu, jak i tacy, którzy otrzymaliby rekomendację także od prawidłowo powołanej KRS.
W tamtym czasie prezes Markiewicz nie uważał samego udziału członków Iustitii w konkursach przed nową KRS za złamanie statutu stowarzyszenia. Według niego dopiero dodatkowa aktywność sędziów, uderzająca w niezależność sądów i sędziów, mogła zmienić taką ocenę. Takie nacechowane pewną wyrozumiałością dla neosędziów stanowisko szefa Iustitii zostało potwierdzone wypowiedziami innego członka tego stowarzyszenia Tomasza Krawczyka. Sędzia Krawczyk zauważył jednak, że nierzetelność procedury konkursowej w połączeniu z kontrowersjami prawnymi skutkują tym, że sporo dobrych kandydatów albo w ogóle nie stara się o sędziowski awans, albo wręcz rezygnuje z tych starań (i to nawet po pozytywnej rekomendacji KRS).
Jak wynika z cytowanej w tym samym artykule wypowiedzi sędziego Bartłomieja Starosty, osoby startujące w konkursach przed nową KRS tłumaczyły, że jeśli one się nie zgłoszą, to awansować będą sami najgorsi, a ponadto wskazywały na konieczność wypełnienia etatów i ratowania sytuacji w wydziałach odwoławczych.
Pochopne oceny
Od ukazania się artykułu Małgorzaty Kryszkiewicz i Piotra Szymaniaka minęło sporo czasu. Napływ nowych sędziów do sądów nie ustał. Nie były w stanie go zatrzymać ani coraz bardziej radykalne wypowiedzi i postulaty sędziowskich aktywistów, ani kolejne wymierzone w neosędziów propozycje ustawodawcze. A sędzia Regulska dzięki wsparciu członków Iustitii wciąż jest prezesem wrocławskiego oddziału tego stowarzyszenia. Czy tego rodzaju fakty same w sobie nie przemawiają przeciwko dyskwalifikowaniu nowych sędziów wyłącznie na podstawie tych czy innych przypinanych im łatek? Czy skrajne założenia dedykowanych nowym sędziom rozwiązań prawnych nie odniosą skutków odwrotnych od oczekiwanych? Czy ewentualne pozbawienie tysięcy neosędziów dotychczasowych stanowisk nie wywołałoby zapaści wymiaru sprawiedliwości na niewyobrażalną dotychczas skalę? Czy rozsądnie jest zakładać, że neosędziowie poddadzą się bez walki, że nie skorzystają z wszystkich dostępnych środków i dróg prawnych dla wykazania bezzasadności zastosowania wobec nich tak daleko idących sankcji?
Trudno także zrozumieć brak konsekwencji tych, którzy godzą się na to, aby swoje stanowiska zachowali sędziowie sądów rejonowych, którzy pełnili uprzednio funkcje asesorów, a jednocześnie są przeciwni utrzymaniu stanowisk przez tych, którzy po egzaminach sędziowskich przez lata wykonywali inne prawnicze zawody (na przykład jako sądowi asystenci), a stanowiska sędziów w sądach rejonowych objęli nie jako asesorzy, lecz po wygranych sędziowskich konkursach. Na jakie stanowiska mieliby wrócić nowi sędziowie sądów rejonowych, którzy nie mieli szczęścia być wcześniej asesorami? Czy ci, którzy proponują przeprowadzenie setek, a może i tysięcy nowych konkursów na ustawowo opróżnione sędziowskie stanowiska zastanawiają się, jak długo mogłoby trwać ponowne ich obsadzanie oraz do jakiego rozchwiania polskiego sądownictwa procedura ta mogłaby doprowadzić? Zwolennicy tego rodzaju rozwiązań zbyt chyba optymistycznie zakładają też, że urzędujący prezydent uzna za wolne te stanowiska, na które powołane już zostały w przeszłości konkretne osoby, a ponadto, że prezydent bez oporu uzna wyniki nowych konkursów i powoła na stanowiska innych sędziów niż tych, którzy już wcześniej na stanowiska te zostali powołani. Nowelizatorzy o gorących głowach zdają się w końcu zapominać, jakimi uprawnieniami dysponuje prezydent i jaki skład osobowy ma Trybunał Konstytucyjny, albo też naiwnie wierzą oni, że głowa państwa z uprawnień tych nie zechce skorzystać.
Czy te wszystkie ryzyka i niewiadome są konieczne, czy naprawdę trzeba je tworzyć? Czy naprawdę warto podsycać wojnę w wymiarze sprawiedliwości (między nowymi i starymi sędziami) na kolejne długie lata, zamiast zmierzać najkrótszą drogą ku jej zakończeniu? Czy stosowanie odpowiedzialności zbiorowej wobec tysięcy nowych sędziów doprowadzi do uzdrowienia polskiego sądownictwa? Czy nie byłoby lepiej, gdyby ocena konkretnych zachowań poszczególnych sędziów (co zrozumiałe nie tylko tych nowych, ale także starych) została powierzona w przyszłości ukształtowanemu na nowo (oczyszczonemu z nieprawidłowości i wad) sądownictwu dyscyplinarnemu?
Już chyba czas, aby odejść od zbyt łatwego piętnowania sędziów wyłącznie z tego powodu, że są „neo”. Czy teraz, po tym, jak (przykładowo) Rafał Puchalski, Dariusz Drajewicz i Dariusz Pawłyszcze zostali neosędziami, będą oni oceniani inaczej niż wówczas, gdy jeszcze neosędziami nie byli? Czy przez lata nie zapracowali oni sobie na opinie, którymi się cieszą i cieszyć nie przestaną do końca swoich karier, a nawet po ich zakończeniu? Czy naprawdę ostatnie ich awanse są w stanie wpłynąć na dotychczasowy ich wizerunek, na to, jak są przez innych postrzegani? Jak proponował niegdyś Krystian Markiewicz, każdy przypadek należy oceniać indywidualnie. Rzeczywistości nie zmienimy, a czasu nie cofniemy.
Rzecz jasna tych sędziów, którzy sprzeniewierzyli się swojemu ślubowaniu i dopuścili się określonych przewinień, powinna dosięgnąć dyscyplinarna sprawiedliwość. Tacy sędziowie nie mogą czuć się bezpieczni. Jak zaleca poeta, należy spisać ich czyny i rozmowy, także jako memento dzisiejszych czasów, ku przestrodze…
Czas refleksji
Przed polskim wymiarem sprawiedliwości stoi również konieczność takiego określenia na nowo sposobu wyboru sędziowskich członków KRS, który nie będzie budził żadnych wątpliwości konstytucyjnych. Być może dla zapewnienia należytego, odpornego na polityczne naciski, funkcjonowania KRS rozsądne byłoby wprowadzenie przy okazji zakazu łączenia przez wybranych sędziów członkostwa w niej z zajmowaniem kierowniczych stanowisk w administracji sądowej czy też z zajmowaniem jakichkolwiek stanowisk w administracji rządowej lub prezydenckiej. Za wymagający interwencji (dyscyplinarnej czy ustawowej) nie powinien być jednak uznawany sam fakt uzyskania przez sędziego w ostatnich latach zawodowego awansu. Oczywiście należy pamiętać o tych, którzy mając zastrzeżenia wobec nowej KRS i jej członków, zdecydowali się (ze względów czysto higienicznych) nie brać udziału w sędziowskich konkursach. Świadomość istnienia rzeszy takich sędziów skłoni być może tych, którzy sięgnęli po awans, do zastanowienia się, czy dokonali właściwego wyboru, czy postąpili słusznie, czy rzeczywiście byli tymi, którzy na awans zasłużyli najbardziej (skoro inni potencjalni kandydaci z procedury konkursowej zrezygnowali). Być może niektórym z nich, tym bardziej wrażliwym, wątpliwości te towarzyszyć będą już zawsze. Co można zaproponować jednak tym, którzy w okresie „dobrej zmiany” swoje zawodowe ambicje woleli schować do kieszeni? Nie jest łatwo stłumić w sobie pełne goryczy uczucie bezpowrotnie straconego czasu, bezpowrotnie utraconych lat i pogrzebanych zawodowych nadziei. Być może nieznośnego smaku tej goryczy nic już nie będzie w stanie usunąć. Być może nie złagodzi go nawet wewnętrzne przekonanie sędziego, że inaczej postąpić nie mógł i zachował się jak trzeba. Z całą jednak pewnością goryczy tej nie uleczy zemsta.
W jedności siła
Z oczywistych względów tworzenie podziału sędziowskiego środowiska na sędziów i neosędziów nie pomaga w przeciąganiu tych ostatnich na stronę obrońców praworządności. Czy dla dobra wymiaru sprawiedliwości nie byłoby lepiej, gdyby walczących o przywrócenie w Polsce ładu prawnego było jak najwięcej, gdyby sędziowie byli przy realizacji tego celu maksymalnie zjednoczeni? Czy z tego punktu widzenia nie byłoby mądrzej skoncentrować się na wskazaniu i rozliczeniu tych sędziów, którzy uwikłani w polityczne zależności dopuścili się czynów nie do pogodzenia ze służbą sędziowską? Czy ujawnienie, że sędziów takich było w gruncie rzeczy niewielu, nie przyczyniłoby się do poprawy wizerunku sądownictwa w oczach społeczeństwa? Czy rozłam sędziowskiego środowiska na sędziów i neosędziów jest komukolwiek (poza jego nieprzyjaciołom) potrzebny? Czy sędziowie, którzy przez ostatnie lata rezygnowali ze starań o zawodowy awans, mają zrywać dotychczasowe koleżeńskie i przyjacielskie relacje z tymi, których jedyną winą było to, że postąpili inaczej? Czy mają nimi gardzić, czy mają przestać odbierać od nich telefony i się z nimi nie spotykać, czy mają unikać podawania im ręki, czy mają traktować ich wrogo lub z obojętnością (niczym powietrze), czy tylko dlatego, że awansowali, mają życzyć im usunięcia ze stanowisk? W imię czego?
Autor jest sędzią Sądu Rejonowego w Rzeszowie