Karolina Goerigk: Naszym największym osiągnięciem to jest to, że ciągle istniejemy

W obecnych czasach raczej nie polecam otwierania jakiegokolwiek przybytku gastronomicznego - mówi Karolina Goerigk, wiceprezeska Spółdzielni Socjalnej „Margines”, która prowadzi Lokal Vegan Bistro – pierwszą wegańską restaurację w Warszawie, zatrudniającą osoby wykluczone społecznie.

Publikacja: 07.06.2025 09:44

Karolina Goerigk: Dobra atmosfera w pracy to nie jest tylko slogan, a nasza codzienność.

Karolina Goerigk: Dobra atmosfera w pracy to nie jest tylko slogan, a nasza codzienność.

Foto: Bartosz Maciejewski

Co dziś jadła pani na obiad?

Szczerze mówiąc, to jeszcze nie jadłam obiadu. Byłam na konsultacjach w ministerstwie i jadłam tylko kanapki i ciastka.

Pytam, bo wegańskie schabowe z Local Vega Bistro, które prowadzi Spółdzielnia Socjalna Margines są już niemal kultowe w Warszawie, jeśli chodzi o kuchnię wegańską. Ciężko było opracować specjalną recepturę na takie schabowe?

Nie. Kiedy 10 lat temu otwieraliśmy bistro, korzystaliśmy po prostu z tego, co było dostępne na rynku. Były już wtedy takie rzeczy, z których można było przyrządzić wegańskie schabowe. Pomysł na nie narodził się z tego, że nam samym brakowało czegoś takiego na rynku.

Prawie nikt też w wegańskich restauracjach nie podawał nawet ziemniaków. Zawsze było tak stereotypowo: kasza albo ryż, bo to niby zdrowsze. A my postawiliśmy na ziemniaki.

Zwykły ziemniak, bez tłuszczowej omasty też jest bardzo dobrym wegańskim jedzeniem.

Dokładnie tak.

A jak było z recepturami na wegańskie de volaille czy gołąbki? Też mieli państwo swoje przepisy?

Tak. My zazwyczaj bazujemy na tradycyjnych recepturach i po prostu staramy się podmieniać w nich składniki, półprodukty mięsne na wersje roślinne.

Z de volaillem była trochę trudniejsza sprawa. W nim używany jest seitan- czyli wegański zastępnik mięsa, który się robi z białka pszennego. I nie ukrywam, że w tym przypadku było trochę trudniej, bo mieliśmy parę prób, aby te kotlety wyszły nam dobre.

Spółdzielnia Socjalna Margines zatrudnia osoby wykluczone społecznie. Pracują tu osoby bezdomne, bezrobotne, czy też inne, pokrzywdzone przez los? Jak to wygląda?

Różnie. Są osoby bezrobotne, ale też mamy kilka osób z doświadczeniem uchodźstwa, ze statusem uchodźcy. Mamy też osoby niepełnosprawne czy osoby w kryzysie zdrowia psychicznego.

Pracownicy zostają w bistro na dłużej, czy po kilku miesiącach, gdy dojdą do porządku ze swoim życiem - odchodzą i szukają innej pracy?

Tak naprawdę osoby, które do nas trafiły zazwyczaj zostają na dłużej. Mamy sporo rekordzistów, którzy pracują z nami po cztery, pięć, ale i osiem lat. Średnia to zwykle kilka lat pracy.

A jak spółdzielnia szuka nowych pracowników? Być może nie ma takiej potrzeby, bo po prostu chętni sami się zgłaszają?

Najczęściej sami się zgłaszają. Nie mamy zbyt dużej rotacji, więc nieczęsto zdarza się sytuacja, że my poszukujemy ludzi do pracy.

Ale jeśli nawet potrzebujemy, to najczęściej taka informacja roznosi się pocztą pantoflową. Bywa nawet, że osoba, która odchodzi, poleca kogoś na swoje miejsce. Tak trafiło do nas kilka osób ze statusem uchodźcy.

Czytaj więcej

W serwisach randkowych lepiej nie pisać, że jest się wegetarianinem. Wyniki badania

Jedna osoba trafiła do nas przez Fundację Ocalenie. Potem doszły kolejne osoby. I tak mamy już cztery panie z Tadżykistanu, bo pierwsza zachęciła kolejne.

Praca jest formą terapii dla pracowników Vegan Bistro? Co – poza stałymi dochodami – ona im daje?

Na pewno praca daje im poczucie poszanowania dla odmienności, spotykają się z tolerancją. Bardzo nasi pracownicy, osoby może nie z kryterium wykluczania społecznego, ale z obrzeża społeczeństwa, u nas czują się doskonale. Mówią, że nigdzie indziej nie spotkały się z taką przyjazną atmosferą.

Ta dobra atmosfera w pracy to nie jest tylko slogan, a nasza codzienność. To, że trafiają do nas osoby, które zostają po kilka lat, to też nie jest przypadek. One tu się czują dobrze, czują się wysłuchane, zrozumiane, tolerowane i akceptowane.

Jak to się stało, że zdecydowała się pani na działalność w spółdzielni socjalnej? W końcu to nie jest działalność nastawiona na wielkie zyski.

Nasz lokal w zeszłym roku obchodził 10-lecie działalności. Nasze początki to już prehistoria. Byliśmy grupą znajomych z alternatywnego środowiska.

Stwierdziliśmy, że chcielibyśmy po pierwsze zrobić miejsce, do którego sami byśmy chcieli chodzić, a jakiego nam brakuje na gastronomicznej mapie Warszawy.

A po drugie, chcieliśmy stworzyć sobie miejsce pracy, takie jak my chcemy, na własnych zasadach.

Czytaj więcej

Natalie Portman przeciwko czerpaniu pożywienia od zwierząt. „To jak eksploatacja kobiecych ciał”

Ustawa o spółdzielniach socjalnych narzuca nam sposób zarządzania. On jest taki niehierarchiczny. U nas każdy członek ma głos, choć jak wiadomo jest zarząd, bo być musi, ale wszystkich traktujemy po partnersku.

Spółdzielnia zarabia na siebie, na pensje dla pracowników? Czy też korzysta z jakiś ulg lub dotacji? Jak to wygląda ze strony ekonomicznej?

Naszym głównym źródłem przychodów jest działalność gospodarcza, czyli działalność w lokalu na Kruczej, a także działalność cateringowa. Zdarza się nam też, ale bardzo rzadko – działalność szkoleniowa.

W ostatnim czasie pojawiło się też sporo różnych możliwości wnioskowania o dotacje. Korzystamy z takich źródeł, ale podstawą naszego finansowania jest nasza działalność gospodarcza.

Spółdzielnia Margines czerpała wzorce z innych podobnych spółdzielni socjalnych działających w Warszawie? Czy też szła własną ścieżką?

Raczej szliśmy własną ścieżką. Mieliśmy znajomych, którzy dawno temu, mieli też spółdzielnię socjalną, która przy ulicy Wilczej w Warszawie prowadziła hostel. Miałam okazję pracować tam przez chwilę. I to była dla mnie bardzo dobra szkoła, czego nie robić.

A czego nie robić, by nie wpaść w problemy przy prowadzeniu spółdzielni socjalnej?

Na pewno nie można pokazywać ani pracownikom, ani całemu otoczeniu, że nam nie zależy. Jeśli oni zobaczą, że machamy na różne rzeczy ręką, to takie osoby też mówią sobie: - Ok, ich to nie obchodzi, to czemu mnie ma to obchodzić?

Prowadzenie spółdzielni socjalnej wymaga praktycznie cały czas stuprocentowego zaangażowania. Nawet czasami, gdy jest bardzo ciężko, po prostu trzeba robić dobrą minę do złej gry.

Czytaj więcej

Dieta wegańska obniża wiek biologiczny? Wyniki nowych badań rozwiewają wątpliwości

A do tego trzeba jeszcze pamiętać , że branża gastronomiczna jest trudna, bo podlega pod wiele różnych przepisów. Od przeciwpożarowych, po sanitarne, nie mówiąc o prawie pracy, czy prawie budowlanym.

Czasami aż "głowa puchnie". Gdyby prowadzenie bistro wiązało się tylko z samym gotowaniem, to byłby najmniejszy problem. Ale tak nie jest.

Wydaje mi się, że ta bolączka dotyka teraz każdego, kto prowadzi swoją działalność. Cały czas trzeba nadążać za zmieniającymi się przepisami i całą otoczką prowadzenia działalności, a nie skupiać się wyłącznie na samym przedmiocie działalności.

Z jakimi jeszcze problemami musiała się mierzyć spółdzielnia socjalna?

Czasami wybuchają u nas kryzysy kadrowe. Jest to związane z naszą kadrą, czyli osobami, które należą do grup osób zagrożonych wykluczeniem społecznym, co niestety warunkuje problemy.

Panie z doświadczeniem uchodźstwa mówią po polsku, ale zdarza się czasami, że mamy tarapaty komunikacyjne, a to wpływa na naszą na bieżącą działalność. Czasem problemy pojawiają się z osobami w kryzysie zdrowia psychicznego, ale staramy się temu zaradzić.

Moje motto to jest takie: "Niczego nie oczekuj, wszystkiego się spodziewaj". Liczę się z tym, że w każdej chwili mogę dostać telefon, że ktoś po prostu nie przyjdzie do pracy z powodu chociażby swojego stanu zdrowia. U nas sytuacja dynamicznie się zmienia.

Z czego spółdzielnia Margines jest szczególnie dumna?

Z tego, że ciągle istniejemy. Może nie brzmi to wyjątkowo, ale patrząc na to, co się działo w ostatnich latach, które były bardzo trudne dla sektora usług, a przede wszystkim gastronomii, to możemy być dumni, że nadal działamy.

Pandemia, wojna w Ukrainie, inflacja, wzrosty kosztów, sytuacja geopolityczna mocno wpłynęły na stan naszych finansów. I nadal wpływają.

Mieliśmy zaplanowane cateringi dla trzeciego sektora i nagle w lutym, po tym jak nowy prezydent przejął władze w USA i przykręcił kurek z pieniędzmi, dostaliśmy informacje od organizacji pozarządowych, że nie mogą sobie już na catering pozwolić, bo mają zmiany w budżecie. Więc naprawdę naszym największym osiągnięciem to jest to, że ciągle istniejemy.

Spółdzielnie socjalne łączą działalność gospodarczą z misją społeczną. Czy osoby, które ją zakładały nadal pracują w bistro? 

Większość z założycieli spółdzielni nadal w niej jest. Po drodze mieliśmy delikatną rotację, ale główny trzon założycieli został.

A dużo byłych pracowników bistro odnalazło się na "normalnym" rynku pracy?

Większość z tych, którzy od nas odeszli odnalazła się na rynku pracy. Dużym sprawdzianem była pandemia, kiedy bardzo dużo osób się przebranżowiło, czemu się akurat nie dziwię.

Przychody gastronomii spadły, było mniej pracy, więc część osób szukała innego zajęcia. I większość z tych osób odnalazła się na wolnym rynku pracy.

Czytaj więcej

Grażyna Wolszczak: Prowadzenie teatru jest jak macierzyństwo - męka i cud w jednym

Niewielka część została w gastronomii. Większość zmieniła branżę.

Jest szansa, że więcej podobnych lokali wegańskich, prowadzonych przez spółdzielnie socjalne powstanie w Warszawie lub w innych miastach?

Wiem, że w Białymstoku była podobna restauracja. Ale jeśli chodzi o lokale ściśle wegańskie – to mało ich jest.  Ale w szeroko pojętej gastronomii są lokale, które działają w ramach spółdzielni socjalnych,  w porozumieniu z gminą. Prowadzą stołówki w DPS-ach. Ale typowo wegańskich lokali prowadzonych przez spółdzielnie socjalne więcej nie ma lub ja nie wiem o ich istnieniu.

Pani zdaniem takich firm działających w ramach spółdzielni socjalnych powinno być więcej? Powinny być bardziej masowe w Polsce?

Myślę, że tak, ale to jest  bardzo życzeniowe myślenie. Może gdyby były jakieś dodatkowe benefity czy profity z tego rodzaju działalności, byłoby to możliwe?

Szczerze mówiąc, w obecnych czasach, jeżeli chodzi o zakładanie spółdzielni, czy otwieranie jakiegokolwiek przybytku gastronomicznego – raczej bym nie polecała.

Dlaczego?

Rynek bardzo się zmienił. Na co dzień widać, że ludzie mniej korzystają z tego rodzaju usług, bo mamy wysoką inflację. Widzę, że osoby, które były naszymi stałymi klientami i przychodziły do bistro trzy razy w tygodniu - teraz przychodzą zaledwie trzy razy w miesiącu. I same nam mówią, że nie mogą częściej, bo im nie wystarcza, bo mają zbyt mało pieniędzy.

Mam nadzieję, że mimo tego spółdzielnia jest w miarę dobrej sytuacji finansowej i nie myśli o zamknięciu bistro?

Absolutnie nie. Po tylu latach w branży, po tylu latach u siebie, wiadomo co trzeba robić. Zdarza się jednak, że gdy człowiek ma wszystkiego dosyć, mówi: "dajcie mi wszyscy spokój, idę do korpo klepać tabelki".

Jednak gdy następuje wizualizacja takiej sytuacji, to od razu się odechciewa i wraca się pokornie do tego co jest.

Czy dobrze rozumiem, że miewała pani pomysły pracy w korporacji, ale ostatecznie nigdy to nie nastąpiło?

Tak. Miewałam takie pomysły w dniach, gdy za dużo osób pisało, że nie przyjdzie do pracy, jak zalało bistro, albo spaliła się nam elektryka.

Wiadomo, że zdarza się czasem taka kumulacja sytuacji losowych w krótkim okresie. Wtedy zaczyna brakować sił, by wszystko ogarnąć i zwyczajnie ma się dosyć.

Myślę, że w czasach tak silnego przebodźcowania, każdy z nas może mieć delikatne wypalenie zawodowe, niezależnie od tego gdzie na co dzień pracuje.

Wywiad
Ukrainki na polskim rynku pracy. „Nie mogą tylko korzystać z dóbr państwa, które ich przyjęło”
Wywiad
Dzień Chemika 2025. „Wybierając te studia, można z optymizmem patrzeć w przyszłość”
Wywiad
1200 Polaków czeka na spotkania w FriendZone. Pomysłodawczynie inicjatywy „rozbiły bank”
POLKA NA OBCZYŹNIE
Polka w Kolumbii: Tutaj zachowanie z polskiej kawiarni jest kompletnie niemożliwe
PODCAST "POWIEDZ TO KOBIECIE"
„Powiedz to kobiecie”: Czy świat pozwoli umrzeć Wolnym Mediom?