Materiał powstał we współpracy z Federacją Przedsiębiorców Polskich

Jak oceniają państwo możliwości przeforsowania europejskiej strategii odporności wodnej? Czy w Europie jest odpowiednie poparcie dla otwierania kolejnego „frontu” tego typu? Kiedy moglibyśmy się spodziewać sformułowania takiej strategii na szczeblu UE?

Tematyka budowania odporności wodnej po raz pierwszy pojawiła się tak mocno w agendzie Komisji Europejskiej wraz z nową Komisją. W wytycznych politycznych na lata 2024–2025 przewodnicząca KE Ursula von der Leyen wprost wskazała na potrzebę przyjęcia nowej europejskiej strategii odporności wodnej w celu zapewnienia, że zasoby wody są właściwie zarządzane, zaadresowane są kwestie dotyczące niedoborów wody oraz zwiększana jest konkurencyjność i przewaga innowacyjna europejskiego przemysłu.

Odporność wodna to nie tylko element odpowiedzi na zmiany klimatu, ale też kwestia bezpieczeństwa i konkurencyjności Europy. W efekcie uznania odporności wodnej za jedną z kluczowych kwestii budowania odporności UE w obecnej KE mamy komisarz z tym tematem w tytule, czyli gospodarza i koordynatora tematu, a program prac Komisji przewiduje ogłoszenie strategii odporności wodnej w II kw. 2025 r. Z nieoficjalnych doniesień wiemy, że może się to wydarzyć na początku czerwca.

Ostatnie głosowanie w Parlamencie Europejskim i przyjęcie raportu dotyczącego europejskiej strategii odporności wodnej zdecydowaną większością głosów europarlamentarzystów reprezentujących różne frakcje polityczne wskazuje, że w tej kwestii mamy zgodność ponad podziałami.

To pokazuje, że jest wprost oczekiwanie na otwarcie „frontu” wodnego i zdecydowanie strategia jest potrzebna, oczekiwana i ma duże szanse na poparcie państw członkowskich. Warto też podkreślić, że w samej KE tematyka zarządzania wodą pojawia się nie tylko jako temat istotny dla strategii odporności wodnej, ale także ważny dla pozostałych kwestii strategicznych, jak na przykład polityka spójności, rolnictwo, deregulacja i uproszczenie przepisów, czy wreszcie finansowanie.

Co jest największą barierą dla rozsądniejszego gospodarowania zasobami wodnymi? Brak technologii? Ich koszty lub konieczność dokonania inwestycji? Brak przepisów?

Istnieje cały szereg barier. Najważniejszą jest fragmentaryczne podejście do zagadnień związanych z wodą. Woda jako taka nigdy nie jest samodzielnym, wyodrębnionym przedmiotem polityki publicznej, działań jednostek samorządowych i organów administracji publicznej, jak też i często aktywności samych przedsiębiorstw. Jako temat poboczny woda przewija się w ogromnej liczbie zagadnień – przemyśle, energetyce, rolnictwie, infrastrukturze, bezpieczeństwie, środowisku i klimacie. Znaczna część działań w obszarze wody ma więc charakter rozproszony, ukierunkowany na zaspokojenie określonego partykularnego zapotrzebowania, bez spojrzenia na szerszy kontekst i bez właściwej koordynacji, która umożliwiałaby jego uwzględnienie.

Problemem ponadto jest otoczenie prawne, gdzie występuje przeregulowanie, zwłaszcza w zakresie różnego rodzaju pozwoleń oraz postępowań przetargowych. Brakuje odpowiedniej świadomości występowania ryzyk związanych z wodą, sprowadzających się przede wszystkim do trzech głównych kategorii: zanieczyszczeń, powodzi i suszy. W przeciwieństwie do innych obszarów, takich jak na przykład energia, narastanie tych problemów oraz czynników ryzyka nie przekłada się przez długi czas bezpośrednio na wzrost cen lub inne zjawiska dotkliwie wpływające na prowadzoną działalność. Aż wreszcie, po przekroczeniu punktu krytycznego, nagle występuje sytuacja kryzysowa, np. niedobór wody, czemu na tym etapie trudno jest już przeciwdziałać. Woda pozostaje zatem często niewidoczna jako czynnik ryzyka – aż do momentu, kiedy jest już za późno.

Wreszcie, kluczową barierą jest też kwestia finansowania szeroko rozumianych projektów wodnych. Możliwości pozyskania środków na realizację przedsięwzięć inwestycyjnych w tym obszarze są mocno ograniczane przez niedostateczne, jasno zdefiniowane strumienie finansowe mogące stanowić zwrot z tych inwestycji. Jest to związane z faktem, że choć zabezpieczenie zasobów wodnych tworzy ogromną wartość dla wszystkich interesariuszy, którzy z niej korzystają, tworzone efekty zewnętrzne w praktyce nie są uwzględniane w jej cenie. To w połączeniu ze wspomnianą już niską świadomością ryzyk związanych z wodą odpowiada za ograniczoną skalę oraz relatywnie niewielki rynek finansowania przedsięwzięć związanych z wodą.

Jak powinno wyglądać zaangażowanie poszczególnych graczy – UE, państw, samorządów, przedsiębiorstw komunalnych, instytucji, a wreszcie biznesu – w działania na rzecz efektywniejszego wykorzystywania zasobów wodnych? Jak miałby być rozłożony ciężar finansowania takich działań?

Konieczne jest przede wszystkim zrównoważenie i zdywersyfikowanie źródeł finansowania. Obecnie opierają się one w zasadzie wyłącznie na przychodach z taryf wodnych, często niewystarczających nawet do utrzymania istniejącej infrastruktury, uzupełnianych słabo skoordynowanymi dotacjami budżetowymi.

Należy zwiększyć zaangażowanie instytucji finansowych, w tym prywatnych, w finansowanie projektów wodnych. Można ten cel osiągnąć poprzez doprecyzowanie zasad ramowych funkcjonowania instrumentów zrównoważonego finansowania do specyfiki inwestycji wodnych, tzw. niebieskich obligacji, co musiałoby zostać połączone również z dostosowaniem zasad raportowania niefinansowego (ESG) – innymi słowy, poza mierzeniem śladu węglowego należy też raportować ślad wodny. Musimy też lepiej wykorzystywać instrumenty dotacyjne, zwłaszcza z funduszy europejskich, do lewarowania dodatkowo zaangażowanego kapitału prywatnego.

Istotne znaczenie w tym kontekście ma zapewnienie odpowiedniej skali projektów inwestycyjnych, np. poprzez współdziałanie kilku JST, tak aby zapewnić odpowiednią skalę realizowanych projektów. Potrzebne jest też większe zaangażowanie przedsiębiorstw, jednak nie poprzez restrykcyjne instrumenty nakazowe lub dodatkowe obciążenia fiskalne, a odpowiednio skalibrowane zachęty powiązane z redukcją śladu wodnego związanego z prowadzoną działalnością.

Czy możemy pokusić się o przykład niedostatecznie wykorzystywanych zasobów wodnych i tego, kto mógłby być beneficjentem poprawy efektywności na tym polu?

Istnieje cała masa przykładów nieefektywności wykorzystania wody w Polsce. Jak wynika z danych GUS, straty wody w sieciach wodociągowych w skali kraju sięgają średnio prawie 15 proc. To ponad 300 mln m sześc. wody rocznie! Retencjonujemy jedynie ok. 7,5 proc. rocznego odpływu wód powierzchniowych, podczas gdy w ocenie ekspertów dla zabezpieczenia dostępności zasobów wodnych tę wartość powinniśmy co najmniej podwoić. Problemem jest bardzo słabe opomiarowanie zużycia i wykorzystania wody w wielu obszarach gospodarki. Dane dotyczące rolnictwa są wręcz tak ubogie, że od 2019 r. GUS zaprzestał dalszej publikacji informacji na ten temat! Nie wiemy nawet, jak duży jest pobór wód w Polsce na niektóre cele, a w konsekwencji nie możemy ocenić efektywności ich wykorzystania.

Aby skuteczne gospodarowanie było możliwe, konieczne jest systematyczne mierzenie poboru wody, jej wykorzystania oraz wszelkich innych parametrów istotnych dla określenia efektywności. Stąd wszystkie podmioty będące istotnymi użytkownikami wody będą musiały już od 2027 r. określać swój ślad wodny.

W jakim stopniu polska gospodarka jest zagrożona deficytami wody? Jak dziś przekładają się one na warunki życia i prowadzenia biznesu?

Poziom zagrożenia deficytami wody jest wysoki – i niestety w małym stopniu uświadomiony na poziomie społeczeństwa. Według Organizacji Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) zasoby wodne w granicach 1000 do 2000 m sześc. na osobę są klasyfikowane jako bardzo małe, a wskaźnik poniżej 1000 m sześc. na osobę określa się jako skrajnie małe. Tymczasem u nas średnia wielkość odnawialnych zasobów wody słodkiej przypadająca na mieszkańca oceniana jest na 1600 m sześc. To plasuje nas jako kraj z bardzo małymi zasobami wodnymi, zaś wśród państw członkowskich UE w trudniejszym położeniu od nas znajdują się jedynie Czechy, Cypr i Malta. Problemem jest też zmienność dostępnych zasobów wodnych – wspomniane już 1600 m sześc. na mieszkańca to średnia wieloletnia, natomiast w niektórych, szczególnie suchych latach ich poziom obniża się nawet do ok. 1000 m sześc. na osobę. O ile kilkadziesiąt lat temu Polska doświadczała suszy średnio raz na cztery–pięć lat, o tyle obecnie występuje ona praktycznie co dwa lata. Jak wskazano w programie przeciwdziałania niedoborowi wody, aż 54 proc. zlewni wód powierzchniowych sklasyfikowano jako zagrożone w wysokim lub najwyższym stopniu niedoborem wody. Natomiast w przypadku wód podziemnych, na obszarze 4 obszarów bilansowych ustalono, że skala poboru wód przekracza wielkość ich zasobów, co grozi wyczerpaniem tam rezerw wód podziemnych.

Co to powoduje w praktyce? Choćby to, że każdego roku nawet 16 proc. gmin w Polsce ogłasza apele lub wprowadza konkretne ograniczenia i zakazy dotyczące korzystania z wody. W przypadkach kryzysowych priorytet ma oczywiście zaopatrzenie ludności, co oznacza, że to działalność gospodarcza może być dotknięta najdalej idącymi ograniczeniami.

Warto przypomnieć też, że to właśnie niedobór wody spowodował w Polsce kryzys energetyczny, który wystąpił w sierpniu 2015 r. Wówczas brak wystarczającej ilości wody do chłodzenia bloków energetycznych wymusił ograniczenie produkcji energii elektrycznej, co skutkowało odcięciem części większych odbiorców biznesowych od dostaw prądu, a w efekcie wstrzymaniem produkcji w zakładach przemysłowych oraz zamknięciem części obiektów handlowo-usługowych.

Czy możemy mówić o tym, że deficyt wody może wpłynąć na konkurencyjność kraju i poziom inwestycji zagranicznych?

Jest wręcz pewne, że dostępność wody oraz gospodarowanie wodą będą w przyszłości czynnikiem decydującym o konkurencyjności gospodarki i atrakcyjności inwestycyjnej kraju w stopniu co najmniej porównywalnym z kosztami energii. Przedsiębiorstwa mogące wykazać mniejszy ślad wodny będą bardziej konkurencyjne na rynku oraz będą miały znacznie większe możliwości nawiązywania więzi kooperacyjnych z firmami realizującymi cel redukcji śladu wodnego w całym łańcuchu dostaw. Gospodarki państw skuteczniej realizujących politykę ochrony zasobów wodnych będą korzystały z silniejszej pozycji konkurencyjnej.

I nie jest to wcale kwestia odległej przyszłości. Patrząc na tempo prac prowadzonych w Brukseli, kwestia mierzenia i raportowania śladu wodnego może już pojawić się w 2027 r. Zatem najwyższa pora, żeby firmy zaczęły przygotowywać się na jego wdrożenie.

W przypadku rolnictwa kluczowe znaczenie będzie miało zapobieganie i łagodzenie skutków suszy. W tym okresie zapotrzebowanie sektora rolnego na wodę wykorzystywaną do nawodnień znacząco rośnie – w przypadku braku zabezpieczenia odpowiednich zasobów oznacza to, że rolnictwo zacznie konkurować o nią z przemysłem. Odpowiednie gospodarowanie wodą, gwarantujące zabezpieczenie kluczowych zasobów, może stać się czynnikiem zwiększającym konkurencyjność polskiego rolnictwa.

Woda staje się też czynnikiem determinującym decyzje inwestycyjne, w szczególności w nowoczesnych sektorach gospodarki o strategicznym znaczeniu, takich jak centra danych, produkcja półprzewodników, a także produkcja baterii. Np. realizacja założeń EU Chips Act powodowałaby zwiększenie zapotrzebowania na wodę w UE na produkcję półprzewodników o nawet 108 mln m sześc. miesięcznie! Z kolei do 2030 r. roczne zużycie wody przez centra danych może wzrosnąć o 92 mln m sześc. rocznie, zaś w produkcji baterii o co najmniej 26 mln m sześc. rocznie. Biorąc pod uwagę, że prognozowany deficyt wody w UE w 2030 r. wynosi 56 proc. zapotrzebowania, będziemy mieli do czynienia z podwójnym wyzwaniem – malejącą podażą przy jednocześnie gwałtownie rosnącym popycie. Całkowite potrzeby inwestycyjne w obszarze wody w UE do 2030 r. są szacowane na 255 mld euro.

To nie jest tylko teoria. Brak dostępu do wody prawie zablokował np. budowę fabryki Tesli pod Berlinem. Utrudnienia w dostępie do wody już teraz blokują m.in. inwestycje deweloperskie w Polsce – udokumentowane zostały już takie przypadki w Warszawie, w Szczecinie i Opolu.

Rygory Zielonego Ładu budziły spory opór. Czy wyrzeczenia w ramach niebieskiego ładu będą wywoływać podobne reakcje? Jak uśmierzać obawy w tym obszarze?

Należy zdecydowanie odróżnić Zielony Ład od tzw. Blue Deal oraz strategii odporności wodnej, nad którą pracuje obecnie KE. Zielony Ład dotyczył zapobiegania zmianom klimatycznym, które są wyzwaniem o charakterze globalnym i które – choć mają istotne znaczenie – budziły w niektórych wymiarach społeczny opór związany m.in. z wpływem na ceny energii oraz innych produktów oraz konkurencyjność gospodarki UE.

Polityka dotycząca wody będzie miała inny charakter. Wpływa ona na środowisko lokalne, odpowiadając na konkretne, bardzo namacalne potrzeby i wyzwania lokalnych społeczności. Stąd budowa poparcia i zrozumienia dla tych inicjatyw może być znacznie łatwiejsza. Ponadto, woda jest kluczowym warunkiem dla budowy i rozwoju nowoczesnych sektorów gospodarki, które w coraz większym stopniu są uzależnione od jej dostępności.

Materiał powstał we współpracy z Federacją Przedsiębiorców Polskich