Pod względem stabilności pieniądza Polska jest na 65. miejscu na świecie w rankingu Fundacji Heritage. Sześć lat temu byliśmy na 78. miejscu. Metodologia jest bardzo prosta: bierze się średnią ważoną inflację za okres minionych trzech lat, przelicza na punkty – 100 za zerową inflację – odejmuje karne punkty, jeżeli są stosowane nierynkowe mechanizmy kontroli cen. W tym rankingu liderem od lat jest Japonia, która od dwóch dekad nie może sobie poradzić z deflacją. Zatem z jednej strony prestiżowy ranking wolności gospodarczej stawia Japonię za przykład, a z drugiej strony rząd i bank centralny Japonii stosują coraz bardziej desperackie metody, żeby wyrwać się z pułapki deflacji i recesji.
W Polsce stabilność cen jest zjawiskiem stosunkowo młodym, przez dekady komunizmu mieliśmy ukrytą inflację z powodu cen regulowanych i niedoborów, potem była hiperinflacja i wysoka inflacja okresu początku transformacji. Stabilność cen została osiągnięta dopiero w latach 2001–2002, ale kosztem potężnego wzrostu bezrobocia do ponad 20 procent. Od tamtej pory roczna inflacja oscyluje w przedziale 0–5 procent, co można uznać za dobry wynik dla kraju o tak krótkiej tradycji niskiej i stabilnej inflacji.
Ale pamiętajmy, że stabilność pieniądza nie jest dana raz na zawsze. Są trzy rodzaje inflacji. Popytowa, gdy silny wzrost popytu prowadzi do wzrostu cen. Kosztowa, gdy rosną koszty takie jak ceny surowców, czy płac, a producenci, aby nie stracić marży, muszą podnieść ceny. Ale najgorsza jest inflacja, która wynika z braku zaufania do pieniądza i do instytucji odpowiedzialnych za stabilność pieniądza. Wtedy ludzie starają się zamienić pieniądze na dowolne trwałe dobro, żeby uniknąć utraty wartości oszczędności i zarobków.
W minionych kilku latach doszło do radykalnego przedefiniowania roli strażników stabilności pieniądza, czyli banków centralnych. Obecnie banki centralne prowadzą politykę druku pieniądza na wielką skalę i są wzywane przez rządy i banksterów do przyspieszenia inflacji, żeby obniżyć realną wartość zaciągniętych przez nich długów. Na razie polityka druku pieniądza wywołała potężną inflację cen aktywów, ale jeszcze nie widać tego w cenach towarów i usług, bo popyt pozostaje niski. Ale jeżeli banki centralne w porę nie zastopują pras drukarskich, to może się okazać, że ludzie zaczną tracić zaufanie do pieniądza. Na razie te drukarskie patologie omijają Polskę szerokim łukiem, ważne, żeby nasi rodzimi politycy nie przytulili idei druku pieniądza, jako sposobu na krótkotrwałą poprawę koniunktury. Chociaż po rabunku OFE już wszystkiego można się spodziewać.
Autor jest profesorem i rektorem Akademii Finansów i Biznesu Vistula w Warszawie
.