Współczesne winiarstwo zaczęło się odradzać w Polsce na początku XXI wieku, a w ostatnich latach mamy prawdziwy wysyp nowych winnic. Szacuje się, że jest ich już w naszym kraju około 700. Boom widać szczególnie w Małopolsce, okolicach Zielonej Góry oraz na Podkarpaciu, gdzie tradycje winiarskie są najdłuższe.
Produkcja krajowego wina będzie się stopniowo zwiększać. Nie osiągnie jednak z pewnością poziomu, który pozwoli nam konkurować z takimi potęgami, jak Francja, Hiszpania czy Włochy.
Mamy jednak szanse choć w niewielkim stopniu zmniejszyć dzielący nas od nich dystans. Monika Bielka-Vescovi, trener Szkoły Sommelierów w Krakowie, zwraca uwagę na badania, z których wynika, że dzięki ociepleniu klimatu do 2050 r. Polska będzie miała idealne warunki do uprawy winorośli.
Wina pod specjalnym nadzorem
Polskie winnice mają zazwyczaj od kilku do kilkudziesięciu arów. Zakładają je miłośnicy wina marzący o produkcji własnego alkoholu oraz właściciele gospodarstw agroturystycznych. Zgodnie z prawem ci ostatni mogą częstować gości własnym winem bez konieczności rejestrowania jego produkcji.
Taki obowiązek mają natomiast producenci win, którzy chcą je sprzedawać. Ich rejestr prowadzi Agencja Rynku Rolnego. W 2013 roku zgłosiło się do niej ok. 50 winiarzy, prawie dwa razy więcej niż przed rokiem.
Aby produkcja wina była nie tylko pasją, ale też dobrze prosperującym biznesem, winnica powinna mieć 3–5 ha – szacują doświadczeni winiarze. Do jej uruchomienia potrzebny jest spory kapitał. Koszt uruchomienia winnicy w przeliczeniu na 1 hektar sięga 70–80 tys. zł. Ponadto potrzeba co najmniej 30 tys. zł, aby przygotować podstawowe zaplecze do przetwórstwa.
Na efekty trzeba poczekać. Krzewy winne owocują po raz pierwszy trzy lata po ich posadzeniu. Oznacza to więc, że pierwsze wino uda się nam wprowadzić na rynek najwcześniej po czterech latach od zainwestowania w winnicę.
Wysokie koszty wraz z małą skalą produkcji powodują, że polskie wina są na razie drogie. Ich ceny zaczynają się od około 40 zł za butelkę.
Właściciele winnic zarabiają nie tylko na winie. Część z nich zajmuje się m.in. sprzedażą sadzonek wina, owoców oraz enoturystyką. Szczególnie ta ostatnia ma dobre perspektywy. Liczba odwiedzających winnice idzie w górę wraz z rosnącym zainteresowaniem Polaków winami gronowymi.
Na przełom na polskim rynku wina pozwoliła znowelizowana ustawa winiarska z 2011 roku (po raz pierwszy istotne dla winiarzy zmiany pojawiły się w niej w 2008 roku). Zgodnie z nią działalności gospodarczej nie muszą rejestrować właściciele winnic, którzy wytwarzają nie więcej niż 10 tys. litrów wina z własnej uprawy. Jeżeli nie przekraczają tego pułapu, mogą pozostać rolnikami ubezpieczonymi w KRUS.
Chwalona przez winiarzy ustawa nie rozwiązuje jednak wszystkich problemów. Producenci wina wskazują m.in. na niekorzystne dla nich zapisy w ustawie o wychowaniu w trzeźwości. Aby bezpośrednio sprzedawać wino nawet do znajdujących się po sąsiedzku sklepu czy restauracji, trzeba prowadzić działalność hurtową.
Producenci wina narzekają także na biurokrację i nadmiar wymogów. Jeden z nich dotyczy sadzonek.
Certyfikacja nie jest nieobowiązkowa, ale...
W Polsce można produkować jedynie trunki z odmian winorośli określonych przez Unię Europejską. Chodzi o te należące do gatunku Vitis vinifera lub pochodzące z jego krzyżówki z innymi gatunkami rodzaju Vitis. To, czy winiarz użył właściwych sadzonek, muszą potwierdzić urzędnicy z Państwowej Inspekcji Ochrony Roślin i Nasiennictwa.
Najwięcej kontrowersji wśród winiarzy budzi certyfikacja. Trzeba się jej poddać, aby umieszczać na etykiecie nazwę odmiany winorośli oraz rocznik. Wprawdzie nie jest ona obowiązkowa, ale trudno wyobrazić sobie wino gronowe bez tych informacji. Przeprowadza ją m.in. Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych.
Kontrola każdej odmiany zgłoszonej do certyfikacji kosztuje 10 zł. Do tego trzeba doliczyć 202 zł za pierwszy hektar winnicy i 19 zł za każdy kolejny. Opłata, która trafia do państwowej kasy, obejmuje także koszty dojazdu urzędników (np. 8,4 zł do 10 kilometrów) i przeprowadzenia samej kontroli (21 zł za każdą rozpoczętą godzinę pracy).
Amerykanin Mike Whitney, właściciel winnicy Adoria na Dolnym Śląsku, szacuje, że rocznie musi złożyć w sumie 200 różnych dokumentów.
– Przeznaczamy więcej czasu na formalności i kontrole niż na marketing i produkcję – przyznaje Mike Whitney.
Wysiłek i wydatki z tym związane rekompensują mu dobre wyniki sprzedażowe. Swoje wina oferuje w popularnych restauracjach, m.in. U Fukiera w Warszawie, oraz w luksusowych hotelach. Kosztują 50–90 zł za butelkę.
Mike Whitney nie obawia się, że zabraknie mu trunków.
– Z powodu upałów wina z 2013 roku powinny być naszym najlepszym rocznikiem – zapowiada właściciel Adorii.
Ważny jest bezpośredni kontakt z gośćmi
Enoturystyka to naturalny kierunek
Kinga Kowalewska-Koziarska
współwłaścicielka Winnicy Kinga Nasza winnica zajmuje dziś 1,5 hektara. Planujemy ją powiększyć do 2 hektarów. Taki areał nam wystarczy, ponieważ chcemy zajmować się naszym gospodarstwem samodzielnie. Zależy nam też, aby mieć bezpośredni kontakt z osobami, które goszczą w naszej winnicy. Enoturystyka jest naturalnym kierunkiem rozwoju winiarstwa nie tylko w takich krajach jak Polska, gdzie produkcja wina gronowego odradza się po latach. Może być ona atrakcyjnym kierunkiem szczególnie dla właścicieli małych winnic. Rocznie naszą winnicę odwiedzają setki osób, szczególnie dużo przyjeżdża ich w pierwszej połowie września, gdy w Zielonej Górze odbywa się winobranie.
Zgłaszają się do nas także osoby, które są zainteresowane założeniem winnicy. Można ich podzielić na pasjonatów, którzy lubią wino i mieli okazję odwiedzić winnicę w Polsce lub Europie; chcieliby więc mieć swoją „małą Toskanię". Druga grupa to osoby, które w winiarstwie widzą szansę na biznes i podchodzą do niego w bardziej ekonomiczny sposób. Ta opcja jest głównie dla tych, których stać na założenie dużej winnicy.
Potrzebne liczne inwestycje
Produkcja wina uczy cierpliwości
Barbara Płochocka
współwłaścicielka winnicy Płochoccy Produkcja wina wymaga nie tylko sporych nakładów finansowych, ale też cierpliwości. Pierwsze owoce pojawiają się trzy lata od posadzenia sadzonek winorośli.
Nie należy więc nastawiać się, że ruszająca od zera winnica w krótkim czasie stanie się jedynym źródłem dochodu jej właścicieli. Liczymy, że nam uda się to w przyszłym roku, ponad dekadę od rozpoczęcia naszej przygody z winem. Oboje z mężem jesteśmy z wykształcenia ogrodnikami i zainteresowaliśmy się uprawą winorośli. Z czasem zdecydowaliśmy się na produkcję i sprzedaż wina.
Ostatnie lata upłynęły nam pod znakiem licznych inwestycji. Nadal mamy jednak wiele do zrobienia, m.in. budujemy bazę noclegową dla gości odwiedzających winnicę. Pierwsze wina sprzedaliśmy w 2009 r.
Byliśmy trzecią polską winnicą, która wprowadziła swoje produkty na rynek. Zaczynaliśmy od 2 tys. butelek. W ubiegłym roku było ich już 12 tys. więcej, a w tym roku nasza produkcja powinna sięgnąć 20 tys. butelek. Nasze wina można kupić m.in. w sklepach specjalistycznych, restauracjach oraz naszej winnicy.
Poradnik „Rzeczpospolitej"
W drodze po zyski z wina, czyli co zrobić, aby zaistnieć na rynku
1. Pasja czy biznes?
Produkcja i sprzedaż wina ma sens ekonomiczny, gdy winnica ma co najmniej 3–5 hektarów. Nie oznacza to jednak, że pieniędzy nie da się zarobić, prowadząc mniejszą winnicę. W takim przypadku trzeba jednak zastanowić się nad dodatkową działalnością, np. enoturystyką. Liczba Polaków zainteresowanych winami i kulisami ich produkcji jest z roku na rok coraz większa.
2. Atrakcje dla gości
Niewielka winnica może być także magnesem przyciągającym gości do gospodarstw agroturystycznych. Tym bardziej że polskie prawo otwiera przed nimi furtkę. Mogą częstować swoim winem gości bez rejestrowania firmy.
3. Biznes dla bogatych
Założenie winnicy kosztuje 70–80 tys. zł w przeliczeniu na 1 hektar. Do tego trzeba doliczyć także co najmniej 30 tys. zł, aby stworzyć niezbędne zaplecze do przetwórstwa. Wydatki zwracają się dopiero po kilku latach.
4. Pole z widokiem
Roman Myśliwiec, prezes Polskiego Instytutu Winorośli i Wina (PIWiW), zwraca uwagę, że do uprawy winorośli w chłodniejszym polskim klimacie trzeba posiadać odpowiednią działkę. Powinna być położona przynajmniej kilkanaście metrów nad otaczającym ją terenie i mieć swobodny odpływ zimniejszego powietrza.
5. Sadzonki tylko z pewnego źródła
Sadzonki winorośli należy kupować w specjalistycznych szkółkach. Roman Myśliwiec podpowiada, że ocenia się je na podstawie systemu korzeniowego. Powinien być on dobrze rozwinięty i nieuszkodzony. Ponadto należy wybierać odmiany odporne na mróz i choroby. W przypadku win czerwonych szef PIWiW poleca m.in. Leon Millot, Marechal Foch czy Regent. Trzeba pamiętać, że pierwsze owoce pojawiają się trzy lata po posadzeniu winorośli.
6. Pliki wniosków i kontrole
Przyszli winiarze powinni przyzwyczaić się do tego, że sporo czasu zajmie im wypełnianie niezbędnych procedur. Punktem wyjścia dla tych, którzy chcą sprzedawać wino, jest rejestracja w Agencji Rynku Rolnego. Trzeba także zgłosić się m.in. do Państwowej Inspekcji Ochrony Roślin i Nasiennictwa, Inspekcji Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych, sanepidu oraz urzędów skarbowego i celnego.
7. Fiskus wyciąga rękę po swoje
Jeżeli roczna produkcja wina z własnych winogron nie przekracza 100 tys. litrów, właściciel winnicy nie musi prowadzić składu podatkowego. Podlega wówczas tzw. nadzorowi podatkowemu. Po naklejeniu banderol wypełnia się stosowne dokumenty i płaci podatek. Nie licząc konieczności płacenia akcyzy, producenci handlujący winem muszą płacić 23 proc. VAT.
8. Szkolenia i konkursy
Rozpoczynając przygodę z winiarstwem, warto sięgnąć po książki mu poświęcone czy wybrać się na szkolenie dotyczące założenia winnicy. Informacje na ten temat mają np. regionalne stowarzyszenia winiarzy. Szansą na zweryfikowanie jakości win i ich promocję są coraz liczniejsze konkursy dla winiarzy. W tym roku podczas 18. edycji konkursu Muvina na Słowacji medale zdobyło 6 z 10 zgłoszonych win z Polski.