Mimo że historia The Farm 51 zaczęła się już osiem lat temu, jak na razie gliwickie studio kojarzone jest bardziej z produkcją gier komputerowych na zlecenie większych firm, w tym zagranicznych, niż z własnych hitów. – Zaczynaliśmy dość typowo jak na branżę, w której działamy. Połączyła nas fascynacja grami komputerowymi. Z opowieści rodzinnych wiem, że już w przedszkolu twierdziłem, że będę zajmował się ich tworzeniem – mówi o początkach spółki Wojciech Pazdur, jej wiceprezes.

Trzon The Farm 51 tworzą od początku trzy osoby. Pazdur i drugi wiceprezes Kamil Bilczyński odpowiadają za technologię. Robert Siejka zajmuje się firmą od strony biznesowej. – Zakładając firmę, od razu chcieliśmy się zajmować produkcją dużych i kosztowanych gier. Szybko jednak okazało się, że nas na to nie stać i musieliśmy na jakiś czas zamrozić prace nad „NecroVisioN". Skupiliśmy się na projektach podwykonawczych. Pracowaliśmy m.in. przy „Wiedźminie". Równocześnie cały czas rozbudowaliśmy zespół i powiększaliśmy kompetencje – opowiada Pazdur.

Koło zamachowe

Boom na akcje producentów gier komputerowych w 2011–2012 r. sprawił, że również gliwicka spółka zdecydowała, że poszuka finansowania na produkcję własnych tytułów właśnie na rynku kapitałowym. Wiosną 2012 r. zadebiutowała na NewConnect. Wcześniej sprzedała inwestorom akcje za 2,6 mln zł.

Pieniądze przeznaczyła na produkcję „Deadfall Adventures". Kosztowała kilka milionów złotych. Tytuł łączy w sobie elementy strzelanki (FPS) i gier przygodowych. Jego premiera była już kilkukrotnie przekładana. Obecnie obowiązującą datą jest 15 listopada. – Gra jest gotowa. Zmienialiśmy datę premiery na prośbę naszego wydawcy (Nordic Games – red.), który chciał, żeby gra miała tryb kooperacji oraz ukazała się też w japońskiej wersji językowej – mówi Robert Siejka, prezes gliwickiej firmy.

Nie chce rozmawiać o tym, na jaką sprzedaż gry, która ukaże się na komputery PC i konsolę Xbox360, liczy. Z wcześniejszych wypowiedzi przedstawicieli technologicznej spółki wynikało, że oczekują, że nabędzie ją co najmniej kilkaset tysięcy klientów. – Wolimy teraz nie nakręcać spirali oczekiwań – oświadcza Siejka.

Deklaruje, że po zakończeniu produkcji „Deadfall Adventures" firma skupi się teraz na nowym tytule „Get even", który ma zadebiutować za kilka kwartałów.

Dywersyfikacja biznesu

Produkcja „Get even" nie będzie jedynym projektem realizowanym przez The Farm51. – Cały czas, na zlecenie Nordic Games, pracujemy przy rozwoju „Painkiller Hell & Damnation", co znakomicie stabilizuje nasze wyniki – stwierdza Siejka.

Nie ukrywa, że olbrzymie nadzieje wiąże jednak z nowym biznesem. The Farm 51, we współpracy z Ośrodkiem Badawczo-Rozwojowym Urządzeń Mechanicznych (jest częścią Polskiego Holdingu Obronnego), będzie tworzył symulatory pola walki, uzbrojenia oraz maszyn bojowych.

– Technologie informatyczne coraz częściej integrują się z technologiami wojskowymi. Ich zastosowanie w różnego rodzaju symulatorach czy trenażerach pozwala na znaczne zmniejszenie wydatków związanych ze szkoleniami żołnierzy – mówi Siejka.

Zasłaniając się tajemnicą wojskową, nie chce ujawniać szczegółów współpracy ani produktów, jakie będą jej efektem. – To będą urządzenia gwarantujące pełne odwzorowanie pola walki. Żołnierz, przy zachowaniu wszystkich procedur wojskowych, będzie mógł ćwiczyć, jak obsługiwać różnego rodzaju uzbrojenie. Broń zostanie ściśle sprzężona z programem komputerowym – opowiada Siejka.

Deklaruje, że już w tym roku przychody z projektów wojskowych stanowiły będą ponad 10 proc. sprzedaży spółki. – Umowa jest rozwojowa. Nie wykluczam, że w przyszłości tego typu zlecenia stanowiły będą bardzo ważny kawałek naszego biznesu – stwierdza.

Nie warto stawiać na jedną kartę

The Farm 51 może spokojnie się zajmować kosztowną i ryzykowną produkcją własnych gier, bo bieżące wydatki pokrywa z realizacji projektów na zlecenie. Częstym błędem popełnianym przez przedsiębiorców jest opieranie swojego biznesu tylko na jednym produkcie czy usłudze. Jego stworzenie często zabiera dużo czasu. Tymczasem firma musi na bieżąco płacić za media czy wypłacać pensje pracownikom.

Rzadko kiedy projekt kończy się zgodnie z harmonogramem i budżetem. Często zatem dochodzi do sytuacji, że spółki nie stać na jego dokończenie. Dlatego bezpieczniejszą strategią jest dywersyfikacja działalności. The Farm 51, oprócz produkcji własnych tytułów, zajmuje się tworzeniem gier na zlecenie zagranicznych i krajowych gigantów tej branży. Oprócz gotówki zapewnia to spółce dostęp do know-how i technologii.

Komentuje Agnieszka Skala, Politechnika Warszawska, Spin Szkoła Przedsiębiorczości Innovation Nest

Tajemnicą poliszynela jest, że Krzemowa Dolina w takim kształcie, jaką widzimy ją dziś, powstała na podglebiu przemysłu zbrojeniowego.

Od czasów drugiej wojny światowej aż do lat 70. ubiegłego stulecia badania o charakterze militarnym prowadzone na tamtejszych uniwersytetach stworzyły idealne warunki dla rozwoju przemysłu nowych technologii dla celów cywilnych, dzięki krytycznemu zgromadzeniu wiedzy, kadry, sprzętu i potężnych funduszy. To był doskonały klaster, choć wtedy nie używano tego słowa.

Dziś sytuacja jest jakby odwrócona. NASA organizuje otwarte konkursy dla drobnych firm na rozpracowanie precyzyjnie określonych problemów technologicznych. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby i w Polsce tego typu symbiotyczna współpraca nabrała tempa (bo oczywiście istnieje od zawsze). Rozwój i restrukturyzacja sektora zbrojeniowego w Polsce to bardzo wyraźna szansa dla polskich startupów technologicznych.