Pod koniec kwietnia Izba Pracy Sądu Najwyższego wydała zaskakującą uchwałę kwestionującą orzekanie w składach jednoosobowych w drugiej instancji. Taką możliwość wprowadziła ustawa antycovidowa, obowiązująca w ostatnich latach. Miała pomóc „zamrożonemu” sądownictwu z piętrzącymi się zaległościami. Pandemia minęła, a przepisy obowiązują dalej, zapewniając sprawność orzekania.
Aż w końcu SN z zaskoczenia zdecydował, że jednoosobowe składy, inaczej niż kolegialne, nie dają gwarancji sprawiedliwego procesu. Ani sądy powszechne, ani podsądni nie byli na to przygotowani. Na wokandach zapanował chaos z perspektywą, że trwające latami procesy jeszcze bardziej się wydłużą. Część sądów zawiesiła wokandy, inne postanowiły orzekać wbrew uchwale, inne poczekać na uzasadnienie SN i wskazówki, co dalej. A nad wszystkim zawisła niepewność, jakie będą losy dziesiątek tysięcy prowadzonych w drugiej instancji spraw.
Czytaj więcej:
Sądownictwo w Polsce funkcjonuje źle, a Sąd Najwyższy postarał się tylko, aby tak było dalej. Obrót gospodarczy i wiążące się z nim spory prawne są bardzo wrażliwe na upływ czasu. Inwestorzy dostali właśnie sygnał, że proces sądowy w Polsce jest nieprzewidywalny, co może zniechęcać do wyboru Polski jako kraju, w którym dobrze prowadzi się biznes.
Szkoda, że podejmując taką uchwałę, sędziowie nie wzięli pod uwagę społeczno-gospodarczych skutków swoich decyzji. Od najważniejszego sądu w Polsce, określającego kierunki orzecznicze, można tego wymagać, gdyż jego ingerencja prawna ma zazwyczaj charakter systemowy.
No cóż, zabrakło wyobraźni, zwłaszcza sędziom zamkniętym w wieży w kości słoniowej, z dala od toczącego się życia. Firmy prowadzące spory sądowe muszą przygotować się na wstrząsy. Tym razem jednak nie wywołała ich twórcza działalność posłów, ale tych, którzy negatywne skutki ich aktywności mieli minimalizować.
Zapraszam do lektury najnowszego numeru dodatku. „Biznes. Bezpieczna firma”.