Takla Makan ma bardzo dużo piasku i zdecydowanie za dużo słońca. Powietrze drga swoimi czterdziestoma i więcej stopniami Pana Celsjusza. Piasek jest tak gorący, że nawet w butach trudno ustać w miejscu. Jajka na twardo gotować w nim (w piasku, nie w butach) można. Piasek w dodatku jest tak drobny, że nawet drobny wietrzyk podnosi w górę tumany pyłu, które opadają bardzo wolno. Dlatego nie tylko sama pustynia, ale nawet miejsca odległe o kilkaset kilometrów są często zasnute piaskową mgiełką. Wysoka temperatura prowokuje też powietrzne wiry, minitornada. Wyglądają malowniczo, ale „w dotyku" miłe nie są. Taki kosmetyczny pustynny piling.

Każde wyjście z samochodu to tortura. Termometr zewnętrzny w moim aucie podał nam dziś koło 16.00 wskazanie na poziomie 41 stopni. To była temperatura najniższa, gdyż w innych samochodach termometry zwariowały i wskazywały nawet 49 stopni. W cieniu. W ruchu! A może to zwariował mój termometr? Nie mam pojęcia.

Klimatyzacja jest moim zdaniem wynalazkiem zbędnym. W Polsce przydaje się zwykle trzy dni w roku. To znaczy... tak myślałem do dzisiaj. W samochodzie mamy mimo klimy na full jakieś 36 stopni. Jak w nieszczelnej saunie. Koszula mokra, ręcznik na oparciu siedzenia mokry, siedzenie też. Od potu.

W dodatku mamy silny wiatr. Z kierunku niemożliwego do ustalenia. Czyli ze wszystkich kierunków. Chwilami widoczność spada do kilku metrów. W samochodzie ważącym cztery tony i jadącym 30 km/h nie jest to sytuacja przyjemna. Wolniej jechać jest nierozsądnie, bo można się w piachu przy podjeździe zakopać lub przy zjeździe sterowność stracić. Chcieliśmy, to mamy...

Pustynia Takla Makan jest już przecięta kilkoma wstążkami asfaltu. Drzemiące pod piachem zasoby ropy i gazu zachęciły człowieka do inwestowania. Asfaltem można przejechać pustynię wszerz w ciągu 6 godzin. Innych dróg w zasadzie nie ma. Czasem jest jakaś ścieżka, czasem ślad motocyklowej opony. Trudno żeby takie bezludzie nie prowokowało naszej wyobraźni. Samochody mamy wszystkomające więc...

Reklama
Reklama

Pięć lat temu poddaliśmy się po przejechaniu 200 metrów wydm. Dwa lata temu ujechaliśmy 2 kilometry. I stwierdziliśmy, iż wystarczy. Graliśmy w golfa na piachu i w kalambury przy ognisku. Drewno przywieźliśmy na dachowym bagażniku. Ale I Rajd Wenecja – Pekin to sprawa poważna. Będziemy walczyć ?!

Po pierwszych asekuracjach wyciągarkami dwa z naszych aut zawróciły. Więc w cztery samochody i 16 kół postanowiliśmy podbić Takla Makan. Za podstawę szlaku wybraliśmy łożysko rzeki Hotan. Suche jak pieprz. Pofałdowane jak gwałtownie pieczona pizza. Zawiane łachami wędrujących wydm. Oczywiście zachowaliśmy zdrowy rozsądek i nie oddaliliśmy się od równoległego asfaltu więcej niż 20 kilometrów. Co by w razie czego jakoś z tej piaskownicy się wyczołgać. Wody mamy zapasy na tydzień. Paliwa też przyzwoite ilości. GPS rysuje nasz ślad więc w razie czego po śladzie wrócić możemy.

Nie było tak źle! Całkiem wartko w ciągu 8 godzin zrobiliśmy ok. 200 km piaskowych bezdroży. Dojechaliśmy do łańcucha wzgórz mocno zerodowanych wiatrem. Dokładnie na środku pustyni! Dalej – zakładaliśmy po analizie mapy – pewnie nie da rady. Zostajemy na noc na przełęczy.

Smaga nami piaskowy wiatr. Ciepły piaskowy wiatr. O drugiej w nocy mamy temperaturę 34 stopnie.

Czujemy się bardzo bohatersko...

No a Macio i Nel, czyli progenitura Rufinowa, mają największą piaskownicę na ziemi.