Walczyć można na wiele sposobów. Azjatyckie kino akcji, a zwłaszcza filmy z niezniszczalnym Jackie Chanem udowadniały setki razy, że w dłoniach wytrawnego mistrza nawet noga od stołka albo fragment drabiny może stać się zabójczym narzędziem. Dyplomaci między sobą nie muszą toczyć fizycznych bojów, jednak dysponują podobnie szerokim wachlarzem oręża.
Broń z Rosji
Pekin doprowadza do perfekcji sztukę władania bronią o kolosalnych rozmiarach. To nie żadne dwuręczne miecze czy halabardy, ale platforma wiertnicza o wadze ponad 30 tys. ton. Wysoka niczym wieżowiec, wielka jak stadion piłkarski sieje zamęt na wodach należących do wszystkich, tylko nie do Chin. Towarzyszą jej, podobnie jak przed rokiem, jednostki chińskiej straży przybrzeżnej, myśliwce patrolujące niebo nad głowami oraz schowane w głębinach okręty podwodne. Nic dziwnego, że taka demonstracja sił musi wywoływać reakcję ze strony pozostałych państw regionu.
Wietnam od roku zbroi się w każdy możliwy sprzęt. Korzysta po pomoc amerykańską, kupuje jednostki straży przybrzeżnej, które wychodzą ze służby u swojego największego obecnie sojusznika. Negocjuje kolejne warunki kupna nowoczesnej broni i bierze to, co obecnie oferuje rynek. W tym tygodniu wietnamska marynarka informowała o pozyskaniu czwartego już okrętu podwodnego klasy Kilo. To jednostki produkcji rosyjskiej, których początki sięgają jeszcze czasów sowieckich.
Tym razem okręt nazwany HQ-185 Da Nang dotarł do portu Cam Ranh w południowej prowincji Khanh Hoa. Dostarczył go holenderski transportowiec Rolldock Strom. Hanoi czeka jeszcze na dwie ostatnie sztuki, za które w 2009 roku zapłacił Rosjanom ponad 2 mld dolarów. Mają trafić do wietnamskiej marynarki w następnych roku, jedna z nich o nazwie HQ-186 Khanh Hoa, przeszła już próbne rejsy na Bałtyku. Wydarzenie miało miejsce 8 czerwca.
Kolejne dostawy
Nowe okręty podwodne zwiększą możliwości wietnamskiego wojska. Klasa Kilo uchodzi za jedną z najcichszych na świecie wśród jednostek z silnikami diesla. Amerykanie nazywają je „Czarnymi Dziurami". Na ich wyposażeniu mają wkrótce znaleźć się także pociski 3M-14E Klub zdolne niszczyć cele na wodzie i lądzie. Przy ich pomocy Wietnam będzie w stanie skutecznie odpowiedzieć na ewentualną chińską agresję militarną. Według danych ONZ Rosja dostarczyła 28 z zamówionych 50 sztuk rakiet do Hanoi w ubiegłym roku. Pociski są zdolne do przenoszenia głowic o wadze 450 kg, w zależności od wariantu zakupionego przez Wietnam mogą mieć zasięg od 220 do 300 km.
Rosjanie dostarczają Wietnamowi także nowoczesne okręty wojskowe. To korwety klasy Tarantula lub Mołnia. Powstają w wietnamskich stoczniach w ramach współpracy technologicznej między oboma państwami, którą nawiązano przed kilkoma laty. Na ich wyposażeniu znajdują się pociski Uran-E o zasięgu 130 km i artyleria pokładowa AK-630. Korwety mogą podejmować operacje zbrojne przewidziane na 10 dni, pokonując nawet 70 km/h. Pozostała część zamówienia opiewającego na 6 jednostek ma zostać oddana do dyspozycji marynarki w drugiej połowie 2016 roku. Wietnam wzbogacił się ostatnio także w niewykrywalne dla radarów fregaty klasy Gepard oraz łodzie patrolowe klasy Swietlak.
Zbroją się także Chiny
Chiny nie pozostają bezczynne. W odpowiedzi na zbrojenia Wietnamu testują uzbrojenie nowego typu. Najnowsze informacje z Morza Wschodniochińskiego wskazują na wzmożony ruch w przestrzeni powietrznej. Tym razem jednak nie są to myśliwce, ale bezzałogowe drony. Modele oznaczane BZK-005 nazywane są chińskimi odpowiednikami amerykańskich maszyn Global Hawk. Nie są wyposażone w broń, służą jedynie celom zwiadowczym. Powstały w pierwszej dekadzie XXI wieku we współpracy Pekińskiego Uniwersytetu Aeronautyki i Astronautyki oraz Harbin Aircraft Industry.
Chińskie drony operują z wyspy Daishan w zatoce Hangzhou w pobliżu Szanghaju. Już przed dwoma laty wywoływały poddenerwowanie japońskich pilotów, którzy przechwytywali je jako niezidentyfikowane jednostki w okolicach spornych wysp Senkaku. Japońskie Siły Samoobrony dostały wówczas pozwolenie od premiera Shinzo Abe na zestrzeliwanie jednostek, które mogą nieść zagrożenie dla obywateli kraju. Państwa Azji i Pacyfiku nieustannie sprawdzają granice własnej wytrzymałości. W takim środowisku bardzo łatwo o jeden, z pozoru niewinny incydent, którego konsekwencje mogą przejść najśmielsze oczekiwania.