Laptopy, fundusze dobroczynne dla rodzin ochotników, a w razie potrzeby także możliwość korzystania z samochodów typu pick-up, to dużo więcej niż skromny motocykl u talibów. Do tego silna wiara, iż IS może pomóc w osiągnięciu ich celów, rozszerza wpływy ekstremistów.
Przed budową kalifatu na wzór tego z Syrii i Iraku ostrzegał w tym roku prezydent Ashraf Ghani przebywając w USA. W przemówieniu przed połączonymi izbami Kongresu Stanów Zjednoczonych, powiedział o wielkim zagrożeniu, jakie obecnie dla Afganistanu i innych państw w Azji zachodniej, i środkowej stanowi organizacja Państwo Islamskie.
Ruchy terrorystyczne, których celem jest zdestabilizowanie każdego kraju w regionie, szukają nowych baz do działania – mówił Ghani, zaznaczając, że jego kraj jest na linii frontu. Przyznał przy tym, że "terroryści nie uznają granic i nie potrzebują paszportów do szerzenia przesłania nienawiści i niezgody".
Wielu zagranicznych bojowników m.in w Ghazni, wkroczyło do Afganistanu, aby uciec z Pakistanu przed kampanią wojskową. Prowadzona na szeroką skalę operacja armii przeciwko pakistańskim Talibom (TTP) w Północnym Waziristanie, ujawniła istnienie samodzielnych oddziałów z udziałem zagranicznych najemników identyfikujących się z IS.
Ofensywa na północnym zachodzie kraju rozpoczęła się w czerwcu ubiegłego roku po zamachu na lotnisko w Karaczi. Odpowiedzialność za atak wzięli Talibowie i co ciekawe także bojownicy Islamskiego Ruchu Uzbekistanu. Ci ostatni współpracowali także z Islamskim Ruchem Wschodniego Turkiestanu, którego celem jest utworzenie kalifatu w Azji Środkowej.
Warto zauważyć, że od kiedy pakistańska armia rozpoczęła ofensywę przeciwko Talibom, granicę pakistańsko-afgańską przekroczyło ponad 210 tysięcy Pakistańczyków. Wśród nich zapewne wielu samych Talibów i zagranicznych najemników.