Po upływie blisko dwóch dób od zniknięcia malezyjskiego airbusa A320-200 nadal nieznany jest los pasażerów i załogi, jakkolwiek nie ma już wielkich nadziei na znalezienie kogokolwiek żywego ze 162 zaginionych.
Należący do linii Air Asia samolot lecący w niedzielę z indonezyjskiej Surabai do Singapuru utracił kontakt z kontrolą lotów, po czym zniknął z pola widzenia radarów. Doszło do tego wkrótce po tym, kiedy pilot poprosił o zgodę na wejście na wyższy pułap z powodu niekorzystnych warunków pogodowych.
Jak powiedział mediom Bambang Soelistyo, dyrektor indonezyjskiej agencji poszukiwań morskich, wrak airbusa A320-200 prawdopodobnie spoczywa na dnie morza w okolicach wyspy Belitung. Poszukiwania ułatwia fakt, że morze jest już spokojne (w czasie domniemanego wypadku załoga usiłowała ominąć strefę silnych burz).
Jeśli samolot rzeczywiście spadł koło Belitung, to istnieją duże szanse na jego odnalezienie, w odróżnieniu bowiem od oceanicznego obszaru, na który mógł spaść zaginiony ?8 marca malezyjski boeing 777, Morze Jawajskie jest znacznie płytsze. Zasięg poszukiwań prowadzonych w niedzielę i poniedziałek zostanie poszerzony we wtorek. Biorą w nich udział okręty, samoloty i helikoptery Indonezji, Singapuru i Australii. Do akcji poszukiwawczej zgłaszają także kolejne państwa regionu.
Za trop odnaleziony przez australijski samolot poszukiwawczy typu AP-3C Orion uznano „bliżej nieokreślone przedmioty unoszące się na wodzie" – jak powiedział indonezyjski wiceprezydent Jusuf Kalla. Zauważono je koło wyspy Nangka, ok. 1100 km od miejsca, gdzie zanikła łączność radiowa z lotem QZ8501. Jest też inny ślad: plamy paliwa na powierzchni morza zauważone przez załogę indonezyjskiego helikoptera wojskowego niespełna 200 km od wyspy Belitung.
Specjaliści są ostrożni co do określania możliwego zasięgu lotu zaginionej maszyny. Mogła ona spaść w wyniku poważnej awarii wkrótce po utracie łączności radiowej z naziemną kontrolą lotów, ale być może posiadający spory zapas paliwa samolot jeszcze długo kontynuował lot. Djoko Murjatmodjo, dyrektor departamentu transportu lotniczego w indonezyjskim Ministerstwie Transportu, wyraził przekonanie, że do katastrofy mogło dojść po wyczerpaniu paliwa, co zmusi ekipy poszukiwawcze do znacznego rozszerzenia zasięgu działań.
Podobnie jak po niewyjaśnionym do tej pory wypadku z marca, także teraz pojawiają się najróżniejsze teorie spiskowe i próby niekonwencjonalnych wyjaśnień przyczyn wypadku. Na zdjęciu krążącym w internecie wskazywany jest rzekomo odnaleziony airbus A320-200 lądujący spokojnie na lotnisku Changi w Singapurze.
Jak się okazało, był to dokładnie taki sam samolot linii Air Asia, który zgodnie z rozkładem lotów wylądował w poniedziałek rano. Unoszenie się zaginionej maszyny w powietrzu przez tak długi czas byłoby po prostu technicznie niemożliwe.
Wśród fantastycznych teorii krążących w Azji pojawiła także taka, że jacyś świetnie zorganizowani terroryści zaczęli „kolekcjonować" samoloty pasażerskie potrzebne im do przeprowadzenia ataków w stylu tych z 11 września 2001 r.
Inni poszukiwacze sensacji twierdzą, że „jakieś państwo albo organizacja" posiadły zdolność zdalnego przejmowania kontroli nad lecącymi samolotami i właśnie próbują wykorzystać tę umiejętność.
Wreszcie internauci zwrócili uwagę na post umieszczony dwa tygodnie temu na jednym z chińskich forów internetowych. Miało z niego wynikać, że tajemnicza organizacja International Black Hand, jakoby mająca coś wspólnego z islamistami, szykowała się do porwania samolotu.
Podejrzenia nie ominęły nawet Tan Sri Tony'ego Fernandesa, szefa linii Air Asia. Jak się okazuje, zaledwie kilka dni temu sprzedał on duży pakiet akcji firmy ubezpieczeniowej Tune Insurance Holdings Bhd. ubezpieczającej też działalność linii lotniczej.
Wszystko to oczywiście spekulacje i poszukiwanie taniej sensacji. Władze malezyjskie mają jednak świadomość, że brak wytłumaczenia kolejnej już katastrofy lotniczej podkopuje ich wiarygodność. Tym razem muszą więc doprowadzić do pełnego wyjaśnienia wszelkich okoliczności wypadku.