Sabela jest z zawodu architektem, projektantem wnętrz. A jego pasją są wspinaczki wysokogórskie. Ale przed dwoma laty zamiast w góry, wybrał się nad ... morze. Nad Jezioro Aralskie zwane Morzem Aralskim lub po prostu Aralem, które znika na skutek katastrofy ekologicznej, spowodowany przez arogancję totalitarnej władzy i gospodarkę byłego ZSRR.

Jeszcze w latach 60. XX wieku jezioro było czwartym, co do wielkości na świecie, po Morzu Kaspijskim, amerykańskim Jeziorze Górnym i afrykańskim Jeziorze Wiktorii. Miało powierzchnię 68 478 km kw. prawie tyle, ile zajmuje cała Republika Czeska. Okolice Aralu były zieloną wyspą Azji Środkowej, zasilaną rzekami – Amu-Darią i Syr-Darią. Rosło tam 90 procent lasów regionu i żyło ponad 170 gatunków zwierząt.

Trudno uwierzyć, że pół wieku później Jezioro Aralskie skurczyło się do 90 proc. powierzchni, zamieniając w apokaliptyczną słoną pustynię. Zaczęło od planu Chruszczowa kolonizacji stepów. Założono na nich plantacje bawełny. Sowieccy planiści uznali, że morze na środku pustyni nie jest potrzebne i rozpoczęli rozbudowę systemów irygacyjnych na pustyniach Karakum i Kyzyłkum.

Źle zaplanowane i wykonane kanały sprawiły, że 70 procent wody z rzek wsiąkało w glebę, nie docierając ani do upraw, ani do morza, które zasilały. W efekcie Amu-daria i Syr –daria rozpływają się w piaskach pustyni. A resztki jeziora dzielą się dziś na dwa niewielkie zbiorniki, w których nie ma już żadnego życia, bo dramatycznie wzrosło zasolenie wody. Kutry rybackie już nie pływają po Aralu. Z pobliskich miast ludzie uciekają, jak z Mujnaku, który na przełomie lat 80/90. liczył jeszcze ponad 120 tys. mieszkańców (wówczas był tam Ryszard Kapuściński). Teraz zostało kilkuset mieszkańców.

Odpowiedź, co należałoby zrobić, żeby uratować Morze Aralskie z pozoru wydaje się prosta. Zracjonalizować gospodarkę wodną, uszczelniając kanały irygacyjne i modyfikując uprawy bawełny tak, by potrzebowały mniej wody. Niestety, znów wtrąca się polityka. Problemem państw Azji powstałych po rozpadzie ZSRR są konflikty i rywalizacja. Aby ratować system hydrologiczny potrzebna byłaby współpraca Turkmenistanu, Uzbekistanu, Kazachstanu, Kirgistanu i Tadżykistanu.

Książka Sabeli to połączenie dwóch gatunków: świetnego reportażu, gdy pisze o Morzu Aralskim i nieocenionego przewodnika, kiedy prowadzi nas po innych terenach Uzbekistanu, od Taszkientu, przez miasta dawnego Szlaku Jedwabnego – Samarkandę, Bucharę do stepu i delty Amu-darii, gdzie życie, jak krajobraz, jest o wiele surowsze. Autor podróżował sam, co zbliżało go do mieszkańców. Jak zresztą zauważa, Uzbecy czują dużą solidarność z Polakami ze względu na trudną historię z Rosją.

A tym, którzy chcieliby się porwać na podobną przygodę radzi:

- Człowiek z Zachodu wrzucony we wschodnią rzeczywistość musi się pozbyć wszystkich stereotypów, uprzedzeń i przyzwyczajeń. I przede wszystkim pokonać swoją nieufność....

Bartek Sabela „Morze (może) wróci", Bezdroża, Gliwice 2013