Rzeczpospolita: Lider protestów masowych w Armenii został premierem. Jak na to patrzą w Moskwie?
Fiodor Łukjanow: W Rosji nikt na to specjalnie nie zareagował. Stosunek do tych wydarzeń jest bardzo wstrzemięźliwy. Rosja od początku postanowiła nie stawać po żadnej ze stron tego konfliktu, uważnie obserwować i nie ingerować. To wewnętrzne sprawy Armenii. Wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że kraj ten znajduje się w bardzo specyficznej sytuacji (chodzi o tlący się konflikt z Azerbejdżanem wokół Górskiego Karabachu oraz o brak stosunków dyplomatycznych z Turcją – red.). Erywań nie ma gdzie uciekać. Niezależnie od tego, kto będzie tam rządził, bliskie i strategiczne relacje z Rosją nie mają żadnej alternatywy.