Rz: Czy nowe przepisy prawa budowlanego mogą się stać dla samorządów pretekstem do sięgania do kieszeni podatnika?
Michał Nielepkowicz: Jest takie ryzyko. Zmiana definicji obiektu budowlanego może przynieść więcej skutków, niż to się wydaje na pierwszy rzut oka. Za obiekt budowlany można będzie uznać w szczególności budynek wraz z instalacjami niezbędnymi do jego funkcjonowania. Tym samym niektóre instalacje, które nie są niezbędne do użytkowania budynku jako takiego, organy podatkowe mogą próbować potraktować jako osobne budowle i obłożyć podatkiem. Dziś praktyka i orzecznictwo sądów wskazują, że takie instalacje, ale też maszyny czy urządzenia w budynku, nie podlegają osobnemu opodatkowaniu jako odrębne budowle.
O jakie pieniądze może tu chodzić?
Czasem o bardzo duże. Budowle podlegają podatkowi o stawce do 2 proc. ich wartości początkowej. Dwuprocentowy podatek od nowoczesnych linii technologicznych, kotłów czy specjalistycznych zbiorników wartych dziesiątki, jeśli nie setki, milionów złotych też może iść w miliony. Co więcej – taki podatek trzeba płacić co roku. Na szczęście w nowej definicji jest zastrzeżenie, że budowla ma być wzniesiona z użyciem materiałów budowlanych, więc nie wszystkie obiekty w budynku będą podlegały temu podatkowi.
Jak się obronić przed profiskalną interpretacją nowych przepisów?
Wydaje się, że samorządy będą chciały interpretować te przepisy na swoją korzyść, ale ewentualny spór nie musi być z góry przegrany. Dobrym argumentem może być powołanie się na wyrok Trybunału Konstytucyjnego (sygn. P 33/08), według którego budowlą może być tylko obiekt wyraźnie wskazany w prawie budowlanym. Można się też odnosić do nowej definicji. Jeśli np. maszyny w fabryce nie zostały „wzniesione z wyrobów budowlanych", to oczywiście nie będzie mowy o ich opodatkowaniu jako odrębnej budowli. Ten argument podatnicy będą mogli też wykorzystać do zmniejszenia płaconego dotychczas podatku.
—rozmawiał Paweł Rochowicz