Wciśnięte w masyw Pirenejów miasto Andorra La Vella tętni życiem cały rok. Ale w niczym nie przypomina Zakopanego czy Chamonix. Bo też tych, którzy przyjeżdżają do stolicy Andory dla górskich wrażeń – jest garstka. Większość turystów od razu idzie na zakupy. Centrum miasta to właściwie jedna wielka galeria handlowa. Zagęszczenie sklepów z kosmetykami i elektroniką jest większe niż stoisk z oscypkami na Krupówkach. Na ulicy słychać francuski, angielski, hiszpański, kataloński i rosyjski. Obsługa sklepów często umie po polsku powiedzieć „dzień dobry".

Skąd taka wieża Babel? Bo tu jest tanio! Nawet 20–30 proc. taniej niż w sąsiedniej Francji. Dlaczego? Andora nie pobiera VAT. Wprawdzie mają tam podatek od sprzedaży, ale jego stawka (4–7 proc. zależnie od towaru) jest znacznie niższa niż VAT. We Francji ten podatek to 19,6 proc, a w Hiszpanii 18 proc. Na dodatek sprzedawcy nie płacą podatku dochodowego od tego, co zarobi ich firma, a więc mogą sobie pozwolić na stosowanie sporo niższych cen. W rezultacie litr benzyny kosztuje w Andorze równowartość 5 zł, a nie 8 zł, jak w sąsiednich krajach. Nic więc dziwnego, że na ulicach widać zadowolonych Anglików, Niemców czy Rosjan, objuczonych pudłami ze świeżo kupionym sprzętem grającym czy fotograficznym.

Legalna ucieczka przed podatkiem

Takie raje cenowe to ciekawostka dla turystów korzystających z wakacyjnego luzu. Podobne tanie zakupy można zrobić w innych atrakcyjnych krajobrazowo miejscach, np. w Gibraltarze (gdzie VAT także nie ma) oraz Liechtensteinie czy Szwajcarii, gdzie podatek ten jest niski (8 proc.). Ale prawdziwe korzyści finansowe dają kraje oferujące zwolnienia w podatku dochodowym. Chodzi zarówno o daninę od zysków z oszczędności, dywidend wypłacanych przez zarejestrowane tam spółki, jak i od wynagrodzeń osób, które tam mieszkają. Przy czym to „mieszkanie" nie zawsze musi oznaczać fizyczne przebywanie, wystarczy tzw. certyfikat rezydencji do celów podatkowych.

Jak to działa? Otóż aby uniknąć podatku dochodowego, trzeba „przepuścić" dochody firmy przez firmę założoną w państwie, gdzie obowiązuje niski albo wręcz zerowy podatek od dochodów. We wciąż popularnym – także wśród polskich firm – schemacie z wykorzystaniem Luksemburga wystarczy wykupić udziały w tamtejszym funduszu inwestycyjnym w zamian za udziały polskiej spółki. Ta ostatnia, gdy osiąga zysk, wypłaca dywidendę powiązanej spółce luksemburskiej. Takie dywidendy są zwolnione z opodatkowania w obu krajach.

W rezultacie przychód luksemburskiej spółki może być wolny od podatku, tak samo jak późniejsza wypłata zysku dla polskiego właściciela. Efekt: polska spółka, która u nas w kraju płaciłaby 19-proc. CIT, nie płaci polskiemu ani luksemburskiemu fiskusowi nic. Zyskują tylko luksemburskie fundusze, które oczywiście pobierają opłaty za swoje usługi. Jak zapewniają eksperci podatkowi, taka operacja zaczyna się polskiej spółce opłacać już wówczas, gdy ma milion złotych zysku rocznie.

Podobne zwolnienie z podatku dochodowego od dywidend przewiduje Słowacja. Dni tej ulgi wydają się jednak policzone, bo borykający się z trudnościami budżetowymi rząd w Bratysławie przymierza się do zaostrzenia polityki podatkowej. Luksemburskie udogodnienia też mają się ku końcowi. Polska zmienia bowiem umowę podatkową z tym krajem i wycofuje się ze zwolnienia dla dywidend.

Dyrektorzy na Cyprze

Kończą się także niektóre udogodnienia z wykorzystaniem Cypru, który też oferuje korzystne opodatkowanie. Umowa z tym państwem już została podpisana i prawdopodobnie wejdzie w życie z początkiem 2013 r. Zlikwidowano w niej atrakcyjną klauzulę tzw. tax sparing. Korzystali z niej dyrektorzy firm.

Najkrócej mówiąc, Polska zezwalała na odliczenie od podatku dochodowego tej części podatku, którą trzeba było zapłacić za granicą od uzyskanych tam dochodów. I to niezależnie od tego, czy taki podatek został przez zagranicznego fiskusa pobrany, czy nie. A Cypr go nie pobiera. W rezultacie polscy szefowie firm zakładali spółki zależne na Cyprze głównie po to, by tą drogą uciekać ze swoimi wynagrodzeniami od podatku. I to nawet ani razu nie widząc tej śródziemnomorskiej wyspy na oczy. Ale legalnie.

Porozumienia z Luksemburgiem i Cyprem zmniejszą korzyści z biznesu tam ulokowanego

Nie opowiedzą o twoich pieniądzach

Jednakże te prawdziwe raje podatkowe  to takie, gdzie można ulokować swoje pieniądze, a miejscowy fiskus nie tylko nie pobierze podatku od zysków z osiąganych tam dochodów (choćby z oszczędności), ale także nie udzieli informacji służbom skarbowym innych krajów.

– Należy odróżnić raj podatkowy od państwa, które po prostu ma niskie podatki. Klasyczny raj to terytorium, które przede wszystkim nie chce wymieniać z innymi państwami informacji podatkowych dotyczących m.in. tego, jakie dochody uzyskują tam podatnicy bądź też jakie oszczędności tam ulokowali – wyjaśnia Mariusz Każuch, zastępca dyrektora Departamentu Polityki Podatkowej w Ministerstwie Finansów. Do wymiany informacji o podatnikach i ich dochodach zwykle poszczególne kraje zobowiązują się w specjalnych dwustronnych umowach podatkowych (tzw. Tax Treaties).

Koniec kryjówek przed fiskusem

W Europie taką „sekretną" politykę prowadziły do niedawna władze np. San Marino i Liechtensteinu. Ten ostatni maleńki kraj, zamieszkany przez zaledwie 35 tys. osób, mający powierzchnię zbliżoną do naszej Częstochowy (160 km kw.), ściągnął w ten sposób do siebie ponad 80 tys. zagranicznych firm.

Jednakże nacisk rozwiniętych krajów zrzeszonych w Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju spowodował, że w ostatnich latach państwa te zaczęły szerzej informować o tym, co robią u nich zagraniczne firmy. Podobnie zrobiły brytyjskie wyspy z kanału La Manche (Jersey i Guernsey) oraz Wyspa Man.

Niemniej  niskie podatki nadal się tam utrzymują, a terytoria te nie odczuwają światowego kryzysu. Dość powiedzieć, że bezrobocie na Wyspie Man jest śladowe i wynosi około 2 proc. Ale klasycznych rajów podatkowych w Europie właściwie już nie ma, bo nacisk krajów OECD zrobił swoje.

Na świecie jednak wciąż wiele państw utrzymuje zaciągniętą kurtynę milczenia na temat podatników tam działających. Azjatycki Hongkong i środkowoamerykańska Panama ciągle są niechętne podpisaniu Tax Treaties, i to nie tylko z Polską, ale także z innymi rozwiniętymi państwami.

Za to z europejskimi podatkowymi „krajami rajami" trwają rozmowy w sprawie stopniowego podnoszenia tej kurtyny.

– Obecnie negocjujemy około 40 umów zawierających klauzule wymiany informacji podatkowych z różnymi krajami i terytoriami. Co do Europy, to trwają rozmowy z Monako i Liechtensteinem, zakończyliśmy już negocjacje z Gibraltarem. Porozumienia z Andorą, San Marino i wyspami Jersey i Guernsey są w trakcie ratyfikacji, a umowa z Wyspą Man już weszła w życie – informuje Mariusz Każuch.

Nie zawsze się opłaca

Czy raje, choćby te cenowe, są dla Polaków atrakcyjne? Kilka miesięcy temu sprzedawca w sklepie fotograficznym w Andorze namawiał mnie do kupienia lustrzanki Canon za równowartość 7 tys. zł. Rzeczywiście, jak na zachodnią Europę, to atrakcyjna cena, bo np. w Wielkiej Brytanii za identyczny model trzeba zapłacić nawet o 1–2 tys. zł więcej. Ale ostatecznie kupiłem taki aparat też za 7 tys. zł. W Polsce, z 23-procentowym VAT. Jesteśmy w raju? Przygotowując artykuł, korzystałem m.in. z publikacji Ernst & Young „Worldwide Corporate Tax Guide", danych z OECD i CIA World Factbook.

Zobacz na mapie raje podatkowe

Marek Jarocki - doradca podatkowy w firmie Ernst & Young

Polska renegocjuje umowy w zakresie unikania podwójnego opodatkowania z wieloma państwami. Motywem przewodnim tych negocjacji jest fiskalne uszczelnianie systemu i zapobieganie niezamierzonym wyciekom podatkowym. Ministerstwo Finansów chce ten efekt osiągnąć  co najmniej na dwa sposoby: poprzez zamykanie dostępnych do tej pory możliwości planowania podatkowego oraz usprawnienie egzekwowania podatków. Te wysiłki, skądinąd zrozumiałe w tym szczególnym czasie poszukiwania dochodów dla budżetu, z pewnością przyniosą rezultaty i dochody te wzrosną. Zmiany umów wymagają jednak czasu, a nawet gdy już zostaną wprowadzone, to w obowiązujących przepisach i tak pozostanie wiele możliwości obniżania podatków. Ci spośród   przedsiębiorców, którzy na czas dokonają przeglądu swoich rozliczeń i wprowadzą niezbędne usprawnienia, nie muszą być skazani na radykalną podwyżkę podatków.