Wygrane na wyścigach, w kasynie czy w karty to tylko niektóre pomysły podatników gorączkowo poszukujących dodatkowych źródeł pochodzenia zgromadzonego przez siebie majątku. Niektórzy gotowi są nawet twierdzić, że utrzymują się z nierządu albo sprzedają narkotyki. Wszystko po to, aby przed organami skarbowymi wytłumaczyć się z pieniędzy, za które kupili dom, apartament w dobrej dzielnicy albo luksusowy samochód.
Podatnicy nie doceniają urzędników skarbowych, którzy są bardzo dociekliwi i zwracają uwagę na drobne nawet szczegóły - przestrzegają doradcy podatkowi.
Pytanie więc, czy jest sens szukać fikcyjnych dochodów, gdy podatnik nie ma nic do ukrycia, a jedyną jego wadą jest słaba pamięć i brak dokumentów.
O tym, że warto podjąć trud udowodnienia, iż majątek został zgromadzony legalnie, przekonał się nasz rodak, który w latach 90. wrócił do Polski z byłego Związku Radzieckiego. Przyjechał tu ze stu dolarami w kieszeni, bo tylko tyle mógł zabrać ze sobą w myśl obowiązującego wówczas prawa. Jego kłopoty z polskim fiskusem zaczęły się po roku 2000, gdy kupił dom.
- Cały ciężar dowodu spadł na nas. Nie poddaliśmy się jednak i udało się nam wyciągnąć z archiwum tamtejszego urzędu statystycznego kopie wszystkich dokumentów, z rozliczeniami podatkowymi składanymi przez firmę, której kontrolowany był właścicielem. Potem przeliczenie jego majątku z rubli na dolary było zwykłą formalnością - opowiada pełnomocnik podatnika. I dodaje: -Wobec takich dowodów i argumentów urzędnicy musieli skapitulować. Mimo że nie mieliśmy dowodów na to, w jaki sposób majątek ten trafił do kraju.
Nie wszyscy jednak podejmują trud udokumentowania swoich dochodów, zwłaszcza gdy z bałaganiarstwa lub zwykłej niewiedzy nie zachowali dokumentów, które teraz pozwoliłyby im udowodnić swoje racje wobec skarbówki.
To jednak nie powód, aby wymyślać źródła dochodów. Może się to bowiem źle skończyć dla samego podatnika. I nie tylko dlatego, że urzędnicy są dociekliwi i to, co dla podatnika jest nic nieznaczącym szczegółem, dla nich może być dowodem na kłamstwo kontrolowanego. Przekonał się o tym podatnik, który twierdził, że kwestionowane 300 tys. zł otrzymał jako pożyczkę od przyjaciela, który prowadzi biznes. Zgubiła go jednak koperta, w której pieniądze miały mu być przekazane. Okazała się zbyt mała, by pomieścić aż tak znaczącą kwotę.
Dlatego podatnik, który jest pewien legalności majątku, jaki zgromadził w ciągu swojego życia, powinien ciężar dowodu wziąć na siebie i nie czekać, aż urzędnik postawi mu zarzuty. Im wcześniej zacznie sprawę wyjaśniać i im bardziej będzie wiarygodny, tym trudniej będzie urzędowi obalić dowody.
Gdy organy skarbowe wykażą różnicę między wydatkami danego roku podatkowego a znaną organom skarbowym wielkością majątku zgromadzonego w latach poprzedzających postępowanie w sprawie nieujawnionych źródeł przychodu, następuje swoistego rodzaju punkt zwrotny i to właśnie podatnik powinien wykazać źródła pochodzenia majątku. Źródłami tymi mogą być wszelkiego rodzaju przysporzenia majątkowe opodatkowane i nieopodatkowane sprzed okresu, w którym wystąpiła nadwyżka wydatków nad zgromadzonym mieniem.
W takiej sytuacji podatnicy, przekonani, że nie osiągnęli żadnych nieujawnionych dochodów, ale niemający odpowiedniej dokumentacji ze względu na upływ czasu, nie powinni ulegać pokusie szukania źródeł pochodzenia majątku. Najczęściej wskazują takie, które ich zdaniem trudno zweryfikować, np. wygrane w kasynach, prywatne zakłady, dowody wdzięczności.