Obecnie wspólnicy, którzy chcą zarejestrować spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością, muszą zgromadzić kapitał zakładowy w wysokości 5 tys. zł. Może nie jest to oszałamiająca kwota, ale – jak wynika z ostatniego raportu Fundacji Forum Obywatelskiego Rozwoju, której szefuje Leszek Balcerowicz – dziś nie spełnia żadnej funkcji gwarancyjnej.
Co do zasady, minimalny kapitał zakładowy (jego koncepcja wywodzi się z XVIII wieku) spełniać ma rolę regulacyjną i gwarancyjną w bezpieczeństwie obrotu gospodarczego, służąc zarówno ochronie interesów kontrahentów, jak i samej spółki. – Praktyka pokazuje jednak, że jego funkcja gwarancyjna jest fikcją. Na całym świecie zdeponowane kwoty są często wycofywane zaraz po zarejestrowaniu spółki – pisze w ekspertyzie FOR Bartosz Dźwierzyński. – W sytuacji gdy operacje finansowe z udziałem spółek kapitałowych opiewają na kwoty rzędu setek tysięcy złotych, funkcja ochronna kapitału o minimalnej ustawowej wartości jest iluzoryczna. Wykazano, że współczynniki odzysku kapitału w razie bankructwa nie są wyższe w gospodarkach, w których istnieje wymóg wniesienia kapitału minimalnego, niż w tych bez takiego wymogu – przekonuje Dźwierzyński.
Ministerstwo Sprawiedliwości planuje radykalne zmniejszenie wymaganej wysokości kapitału zakładowego, do symbolicznej złotówki. Ale zdaniem FOR to też nie ma sensu. – Symboliczna złotówka nadal niesie za sobą niepotrzebne formalności, które w pewnych okolicznościach paradoksalnie mogą okazać się bardzo uciążliwe. Obowiązki biurokratyczne to dodatkowy balast hamujący aktywność gospodarczą w Polsce – uważa ekspert FOR. – Dlatego postulujemy całkowitą likwidację instytucji minimalnego kapitału zakładowego – dodaje.
Patrząc na doświadczenia innych krajów, nie byłoby to jakąś szczególną nowością. Obecnie w kilkudziesięciu państwach świata nie jest wymagane wniesienie kapitału zakładowego, by móc rozpocząć działalność. Warto tu podać przykłady Francji, Holandii, Wielkiej Brytanii, Kanady, Stanów Zjednoczonych czy Litwy.
Ciekawe rozwiązania stosują Niemcy. Od 2008 r. założyciele wpłacają jedynie symboliczne 1 euro, w późniejszym okresie uzupełniają kapitał do poziomu 25 tys. euro, przeznaczając na to część corocznych zysków (25 proc.).
Podobnie zresztą może być w Polsce. Resort sprawiedliwości chce z jednej strony ograniczyć do złotówki kapitał zakładowy, ale jednocześnie stworzyć nowy wymóg – kapitału zapasowego, jako rezerwy na pokrycie przyszłych strat. Minimalna wysokość tych rezerw ma być zależna od sumy zobowiązań (5 proc.), lecz nie mniej niż 50 tys. zł. Resort wyjaśnia, że ma to być bufor, który znacznie skuteczniej może niwelować straty spółki i chronić jej wypłacalność, niż oderwana od rozmiarów przedsiębiorstwa kwota kapitału zakładowego.
Zdaniem resortu obowiązkowe „oszczędzanie" będzie mechanizmem mniej uciążliwym dla spółki niż kapitał zakładowy. Nakaz zawiązywania rezerw powstanie bowiem tylko pod warunkiem, że spółka osiągnie zysk.
Opinia dla „Rz"
Adam Łącki | prezes Krajowego Rejestru Długów BIG SA
Niewątpliwie istniejące zapisy wymagają szybkich zmian, stały się bowiem archaiczne i nie spełniają swoich głównych funkcji, są tylko pozornym instrumentem ochrony wierzycieli. W wielu spółkach kapitał zakładowy znikał z konta praktycznie zaraz po ich rejestracji. Często też zobowiązania spółek wykraczały poza wartość wniesionego do firmy kapitału. W swoich założeniach kapitał zakładowy miał zwiększać margines wypłacalności, a także, co ważne, obniżać ryzyko upadłości. Jednak rzeczywistość szybko zweryfikowała te założenia. Test wypłacalności – nowy pomysł Ministerstwa Sprawiedliwości – też budzi wątpliwości. Zarząd spółki byłby zobligowany do okresowej oceny wypłacalności spółki i złożenia oświadczenia przed każdorazową wypłatą pieniędzy z majątku firmy na rzecz wspólników. Nie wiadomo jednak nic na temat zakresu odpowiedzialności za prawdziwość tego typu zapisów.