Przekonał się o tym mężczyzna prowadzący przedsiębiorstwo transportowe, którego Inspekcja Transportu Drogowego ukarała za liczne naruszenia w transporcie. Wojewódzki, a następnie Główny Inspektor zgodnie stwierdzili, że kara pieniężna w wysokości dziesięciu tysięcy będzie jak najbardziej adekwatna do tego, co zdarzyło się na drodze powiatowej.
Rok temu inspektorzy próbowali zatrzymać ciężarówkę, która przewoziła niezabezpieczony ładunek sypki. Kierowca mimo dawanych mu wyraźnych znaków nie zatrzymał się do kontroli, więc inspektorzy podjęli za nim pościg. Kilkukrotnie próbowali wyprzedzić pojazd, jednak kierowca za każdym razem zajeżdżał im drogę, uniemożliwiając manewry. W jednej z miejscowości zjechał z drogi publicznej i udał się na drogę serwisową przy budowie autostrady. Kontrolerzy nie mogli uwierzyć własnym oczom, gdy po przejechaniu około stu metrów rozpoczął manewr rozładunku pojazdu.
Kierowca zignorował polecenia mundurowego do zaprzestania procederu i w najlepsze rozładowywał towar, podjeżdżając przy tym do przodu, co kilka metrów. Zabawa się skończyła, gdy kontrolujący wezwał kierowcę do okazania dokumentu przewozowego. Ten stwierdził jednak, że takiego nie posiada, a „papiery" które miał w ręku zniszczył w obecności kontrolującego twierdząc, że nie dotyczą towaru, który przewoził.
Mężczyzna zeznał, że chciał uniknąć kontroli z powodu obawy przed zważeniem pojazdu i karą z tytułu przekroczenia norm wagowych, natomiast dokument, który zniszczył tak naprawdę dotyczył przewożonego ładunku.
Konsekwencje działań kierowcy poniósł nie on sam, a jego pracodawca. Przedsiębiorca odpowiadając na zarzuty inspekcji stwierdził, że nie ponosi odpowiedzialności za zaistniałą sytuację, gdyż było to samowolne i nieodpowiedzialne działanie kierowcy. Podkreślił, że nigdy nie kazał ani nie sugerował kierowcy, by w taki sposób postąpił podczas próby zatrzymania ciężarówki i w związku z tym, zgodnie z ustawą o transporcie drogowym, nie powinien ponosić odpowiedzialności za naruszenia, tym bardziej że nie były do przewidzenia.
Mężczyzna mimo wszystko starał się usprawiedliwić pracownika. Wyjaśnił, że ten najprawdopodobniej podpisał się pod protokołem i pod załącznikiem do niego tylko dlatego, że był zdenerwowany, wystraszony i obawiał się regularnych kontroli. Dodał, że jego pojazdy są nękane i prześladowane podczas czynności kontrolnych ITD na drodze.
Inspekcja nie uległa argumentacji. Jej zdaniem niepoddanie się lub uniemożliwienie przeprowadzenia kontroli drogowej w całości lub w części stanowi naruszenie przepisów ustawy o transporcie drogowym i nie można zastosować taryfy ulgowej, gdyż przedsiębiorca powinien udowodnić, że na dane naruszenie nie miał wpływu, albowiem to on wywodzi skutki prawne wynikające z tego przepisu, który zwalnia go od odpowiedzialności za działania kierującego pojazdem.
Sprawa trafiła do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Krakowie. Przedsiębiorca do skargi dołączył oświadczenie kierowcy, że ten ponosi pełną odpowiedzialność za stwierdzone naruszenia oraz potwierdzenie udzielenia na podstawie art. 108 § 1 kodeksu pracy kary nagany za niepoddanie się oraz uniemożliwienie przeprowadzenia kontroli.
WSA 23 października 2013 roku oddalił skargę przedsiębiorcy . Sąd podzielił stanowisko Naczelnego Sądu Administracyjnego, że działanie kierowców zatrudnionych przez przedsiębiorcę nie może być zakwalifikowane jako okoliczności spowodowane wystąpieniem nadzwyczajnych, nieprzewidywalnych i niezależnych od przedsiębiorcy okoliczności. Wspomniał też linię orzeczniczą sądów wojewódzkich mówiącą, że przedsiębiorca ma wpływ na to, czy zatrudniani przez niego kierowcy dopuszczają się naruszeń. WSA był zdania, że wpływ ten nie powinien polegać tylko na prowadzonych szkoleniach, czy odbieraniu oświadczeń od kierowców, a na doborze kadry w taki sposób, aby do naruszeń nie dochodziło (III SA/Kr 197/13).
Wyrok jest nieprawomocny. Przysługuje na niego skarga do Naczelnego Sądu Administracyjnego.