Specjaliści w dziedzinie prawa pracy jednej z największych kancelarii prawniczych: Domański, Zakrzewski, Palinka nie mają wątpliwości. Zarówno rządowy, jak i poselski projekt nowelizacji kodeksu pracy, które trafiły ostatnio do Sejmu, wymagają dopracowania.

– Rządowy projekt jest lepiej przygotowany od poselskiego i lepiej są także uzasadnione merytorycznie  jego poszczególne rozwiązania – mówi Bogusław Kapłon, radca prawny, partner w kancelarii DZP. Dodaje jednak, że proponowane brzmienie przepisów może w praktyce już nie być takie oczywiste.

Najwięcej wątpliwości dotyczy nowego  art. 129 §2, przewidującego wprowadzenie 12-miesięcznych okresów rozliczeniowych, i jego wpływu na inne przepisy kodeksu pracy. Nowelizacja przewiduje, że wprowadzanie dłuższych okresów rozliczeniowych powinno być uzasadnione obiektywnymi przyczynami. Tymczasem w   równoważnym systemie czasu pracy (w którym możliwe jest wydłużanie dniówki pracowniczej do 12 godzin),  zgodnie z art. 135 k.p., wydłużanie okresów rozliczeniowych jest możliwe tylko w szczególnie uzasadnionych przypadkach.

– Podczas prac nad tymi projektami posłowie powinni uporządkować te definicje – zaznacza Agata Mierzwa, adwokat w kancelarii DZP.

Nie mniej ważne zmiany dotyczą definicji doby pracowniczej.

– Przez tę definicję nie ma w Polsce firmy, która nie naruszałaby prawa pracy – zauważa mec. Kapłon. – Jeśli pracownik w poniedziałek przyjdzie na 10, a we wtorek  pracę rozpocznie o 8.30, to zgodnie z obowiązującymi przepisami za te półtorej godziny ma prawo do dodatku za nadgodziny. Projekt poselski, który przewiduje wykreślenie tej definicji z kodeksu, może spowodować ogromne zamieszanie.  Odwołuje się do niej bowiem wiele przepisów. Po jej wykreśleniu pracownik mógłby pracować od 16 do 5 rano następnego dnia i nie powstałyby nadgodziny.

Zdaniem ekspertów znacznie lepsza jest rządowa propozycja zmian, która zostawia definicję doby w spokoju,   przewiduje natomiast, że w takich przypadkach nie będzie powstawało prawo do dodatku za nadgodziny.

etap legislacyjny po pierwszym czytaniu