Łatwość komunikowania się na odległość przyniosła ze sobą nie tylko powszechnie znane korzyści i wygodę życia codziennego, ale również nowy stan oczekiwań niektórych pracodawców wobec pracowników.
Dotyczy to ich dyspozycyjności w każdym czasie, niezależnie od pory dnia czy nocy, niedzieli, święta, urlopu itp. Praktyki niektórych szefów wychodzących z założenia, że skoro pracownik ma już służbową komórkę, służbowy laptop, to każda pora kontaktowania się z nim jest odpowiednia, nie należą do rzadkości.
Wprawdzie powszechność tego zjawiska „znieczuliła” nieco wrażliwość społeczną na takie oczekiwania i zachowania, ale ci, wobec których wymaga się stanu ciągłego oczekiwania, zaczynają już mieć szczerze go dość. Owszem, odbierają telefony, wysłuchują pytań, uwag, pretensji, poleceń itp., ale coraz częściej zadają sobie i innym pytania o granice (czasowe) takich oczekiwań.
Wygodnictwo, a nie rzeczywiste potrzeby
Wprawdzie nie ma na ten temat miarodajnych wyników badań, ale coś mi podpowiada, że w większości przypadków utrzymywanie takiego stanu to efekt zwykłego wygodnictwa i braku elementarnego szacunku dla pracowniczego prawa do świętego spokoju poza godzinami pracy, a nie uzasadnionych obiektywnie potrzeb.
Poza szczególnymi okolicznościami usprawiedliwiającymi przerwanie czasu wolnego od pracy (np. odwołanie pracownika z urlopu wypoczynkowego – art. 167 kodeksu pracy, wezwanie do pracy z dyżuru domowego itd.) okres odpoczynku, to czas, w którym pracownik ma prawo robić wszystko według swojego uznania – być, gdzie mu się podoba, nie liczyć się z żadnym telefonem czy e-mailem od szefa, a w nocy może nawet wyłączyć telefon i spać.
Dotyczy to wszystkich okresów odpoczynku, począwszy od dobowego poprzez tygodniowy a na urlopowym skończywszy. Przypomnienie tych podstawowych zasad jest konieczne, gdyż tylko kwestią czasu są spory sądowe będące skutkiem oczekiwań pracodawców pozostawania przez podwładnego w ciągłej dyspozycji.
Upomnieć się o swoje
Nie mam wątpliwości, jak ustosunkuje się sąd do żądania wypłaty ekwiwalentu za niewykorzystany urlop wypoczynkowy, na którym wprawdzie pracownik formalnie był, ale nie odstępował służbowego laptopa, bo szef oczekiwał od niego wykonywania konkretnych zadań i nękał ciągłymi telefonami. Z udowodnieniem pracy w czasie wakacji nie będzie większych problemów. To samo dotyczy pracy w godzinach nadliczbowych, nie wyłączając dni wolnych od pracy.
Być może pokolenie, które nie pamięta epoki przedkomórkowej, dla której ciągły kontakt ze światem, nie wyłączając szefa, to coś oczywistego, inaczej to odbiera. Może dla ludzi młodych jest to stan zupełnie normalny? Jestem natomiast pewien, że dla wszystkich, dla których życie prywatne i w ogóle sfera prywatności przedstawiają jakąkolwiek wartość, prędzej czy później się zbuntują, wystawią rachunki.
Jeżeli pracodawcy nie zmienią złych obyczajów, pójdą z nimi do sądów. Warto o tym pamiętać w dobie, gdy w wielu firmach szykują się redukcje i byli pracownicy uwolnieni od strachu przed szefem upomną się o swoje.
—Grzegorz Orłowski, radca prawny w spółce z o.o. Orłowski, Patulski, Walczak