Rz: Sąd Najwyższy w wyroku z 19 stycznia 2011 r. (sygn. V CSK 211/10) wskazał, że krótkotrwałe wstrzymanie płacenia długów wskutek przejściowych trudności nie jest podstawą ogłoszenia upadłości, gdyż o niewypłacalności można mówić dopiero wtedy, gdy dłużnik przez dłuższy czas nie wykonuje przeważającej części swoich zobowiązań. Czy to jednak nie jest stary pogląd?
Piotr Zimmerman:
Takie stanowisko SN oznacza powrót do definicji niewypłacalności, jaka istniała w prawie upadłościowym z 24 października 1934 r. Wyrok SN z 19 stycznia i kolejne orzeczenia
(sygn. V CSK 320/10, V CSK 352/10)
to próba wprowadzenia innego rozumienia stanu niewypłacalności zdefiniowanej w obecnym prawie. Stanowisko to już spotkało się z krytycznymi opiniami, które wskazują na zagrożenia związane z taką wykładnią. Obowiązujące do 2003 r. przedwojenne prawo upadłościowe przewidywało, że zaprzestanie płacenia długów stanowi podstawę ogłoszenia upadłości, tylko gdy ma charakter trwały i nie wynika z przejściowych trudności i pod warunkiem, że dotyczyło przeważającej części zobowiązań. Sąd upadłościowy musiał więc ustalić nie tylko fakt zaprzestania płacenia długów, ale też trwałość tego stanu, czyli odnieść się do kondycji dłużnika.
Jak ten mechanizm wygląda obecnie?
Każde zaprzestanie płacenia wymagalnych długów wobec co najmniej dwóch wierzycieli, niezależnie od przyczyny oraz wysokości, stanowi podstawę ogłoszenia upadłości. Jednocześnie w art. 12 prawa upadłościowego przewidziano szczególne uprawnienie dla sądów upadłościowych, które mogą oddalić wniosek o upadłość, jeżeli opóźnienie w wykonaniu zobowiązań nie przekracza trzech miesięcy, a suma niewykonanych zobowiązań nie przekracza 10 proc. wartości bilansowej przedsiębiorstwa dłużnika. Wprowadzenie tak surowych kryteriów miało przeciwdziałać praktykom niesumiennych dłużników, którzy przestawali płacić zobowiązania i tak długo przeciągali negocjacje z wierzycielami, aż w ich majątku nie było już środków, często nawet na pokrycie kosztów postępowania.
Orzekanie o upadłości stało się jednak prostsze.
I wierzycielom łatwiej odzyskać wierzytelności, ale konstrukcja ta doprowadziła do krzywdzących dla dłużników sytuacji. Często w razie sporu co do konkretnej wierzytelności jedna ze stron zgłasza wniosek o ogłoszenie upadłości drugiej, jako podstawę podając sporną wierzytelność oraz jakąkolwiek inną, nawet niewielką, które w każdym przedsiębiorstwie okresowo występują. Sąd musi orzec upadłość, a strona nagle traci prawo zarządu majątkiem. Podobnie do odpowiedzialności za długi spółki pociągano członków jej zarządu (art. 299 kodeksu spółek handlowych) na podstawie samych tylko ustaleń, że w danym momencie w przeszłości istniały dwa niezaspokojone długi, nawet jeżeli kolejne miesiące spółka zamykała zyskiem i regulowała zobowiązania.
Jakie mogą być efekty przyjęcia nowej wykładni przez sądy upadłościowe?
Otwiera ona bardzo szerokie możliwości wszczynania postępowania naprawczego, ogranicza też ryzyko prowadzenia działalności w obliczu przejściowych problemów z płynnością. Efektem może być znaczący wzrost liczby postępowań naprawczych, spadek liczby wniosków o upadłość składanych przez wierzycieli celem wymuszenia zapłaty oraz zmniejszenie ryzyka sprawowania zarządu w przedsiębiorstwach o złej kondycji finansowej.
rozmawiał Marek Domagalski