Firmy na całym świecie obniżają koszty. Oszczędzają między innymi na podróżach swoich pracowników. Do historii odchodzi latanie w Europie, na stosunkowo krótkie odległości, klasą biznes.

Spadek popytu na luksusowe przeloty na kontynencie jest tak znaczny, że niektóre linie, np. Austrian Airlines, planują skasowanie klasy biznes. Inni przewoźnicy, np. LOT czy należący do Swissa Contactair, po prostu oddzielają pasażerów, którzy zapłacili więcej, od pozostałych ruchomą zasłoną; można ją przesuwać w zależności od potrzeb.

Podróżowanie regularnymi liniami, takimi jak LOT, Lufthansa, Air France czy British Airways, wydaje się najprostsze. Firmy mają umowy z poszczególnymi przewoźnikami, otrzymują rabaty i punkty za lojalność; punkty te, po zgromadzeniu odpowiedniej ilości, zawsze można zamienić na bilety nagrody.

Zawsze też można znaleźć połączenie za umiarkowaną cenę. W niektórych firmach, na przykład w Siemensie i większości korporacji niemieckich, pracownicy podróżujący służbowo mają obowiązek przelania punktów lojalnościowych na konto pracodawcy.

Firmy korzystają również z tanich przewozów. Na przykład pracownicy Iberia Motor Company w miarę możliwości starają się latać tanim hiszpańskim Clickairem. Natomiast Norwegian, na razie tylko w Skandynawii, zainstalował specjalny system, dzięki któremu pasażer korporacyjny wsiadając do samolotu przykłada do czytnika telefon komórkowy i rachunek za przelot przekazywany jest bezpośrednio do księgowości zatrudniającej go firmy.

Korzystanie z regularnych linii lotniczych ma oczywiście mankamenty. Samolot rejsowy nie zaczeka na spóźniających się pasażerów, nawet jeśli powodem tego opóźnienia jest dłuższe od planowanego spotkanie prezesa z prezydentem kraju. W zasadzie tylko przesiadający się pasażerowie, którzy mają już wydane karty pokładowe, mogą liczyć na to, że załoga poczeka kilka – kilkanaście minut.

Wszyscy przewoźnicy są uzależnieni od pogody. Gęsta mgła potrafi uziemić każdy samolot. Wiosną tego roku doszło do ogromnego zamieszania spowodowanego wybuchem islandzkiego wulkanu. I wtedy okazało się, że chmura pyłu nie przeszkadza tylko małym samolotom. Firmy zajmujące się wynajmem takich maszyn zarobiły w kwietniu krocie.

Dokuczliwe bywają opóźnienia samolotów regularnych linii. Naukowcy z amerykańskiego uniwersytetu w Berkeley wyliczyli, że tylko w Stanach Zjednoczonych w 2007 roku finansowe koszty opóźnień samolotów wyniosły 32,9 mld dolarów. Z tego 16,7 mld dolarów to wydatki poniesione przez pasażerów spóźnionych lub odwołanych rejsów. Suma ta obejmuje dodatkowe opłaty za hotel, posiłki, transport do miasta.

[srodtytul]A może wspólne niebo[/srodtytul]

Propozycją dla firm, których pracownicy często latają, jest udział w programie Sky Share Club. Dotyczy to firm dużych, bo wyłożyć trzeba 550 tys. dolarów. Dzięki temu przedsiębiorstwo staje się współwłaścicielem jednej ósmej samolotu. Poza tym może korzystać z całej floty identycznych maszyn.

Zamawiając lot, trzeba wynająć również pilota. Za godzinę lotu płaci się 3 tys. zł. Do tego dochodzą koszty paliwa i opłaty lotniskowe.

Jeśli do samolotu np. Pilatus, którym dysponuje Sky Share Club, wsiądzie trzech pasażerów i poleci nim z Warszawy do Rzeszowa, zapłacą trochę ponad 270 zł od osoby. Lot do Wiednia będzie kosztował po ok. 630 zł od osoby. Ceny są zatem porównywalne z tymi obowiązującymi w regularnych liniach lotniczych. A taki samolot z pewnością zaczeka na pasażerów.

Zasadą jest, że po czterech latach maszyna jest sprzedawana, a wszystko co zarobiła, jest dzielone między udziałowców. Jak zapewnia Sky Share Club, do kasy firmy wpłynie wówczas ok. 80 proc. wpłaconej na początku kwoty. Zatem za cztery lata możliwości korzystania z floty maszyn płaci się de facto ok. 110 tys. dolarów.

Samoloty Sky Share mają zasięg pozwalający na loty nie tylko w Polsce, ale także za granicę, np. do Malmö, Tallina, Kijowa, Salonik, Marsylii czy Cardiff.

[srodtytul]Czarter dobry dla grupy[/srodtytul]

Jeśli firma chce przewieźć większą grupę pasażerów, może wyczarterować samolot. Jest to najbardziej opłacalne, kiedy grupa liczy ponad 60 osób. Tylu może być na przykład uczestników wyjazdu motywacyjnego czy imprezy wyjazdowej zorganizowanej dla najcenniejszych klientów.

Firm czarterujących maszyny działa w Polsce kilkanaście. Należą do nich m.in. Aero Charter, Air Taxi, Blue Jet, Call&Fly, Direct Fly, Jet Services, Lot Charters, Sky Poland, Sky Taxi. Mają do dyspozycji samoloty różnej wielkości, od Diamonda d42 poprzez cessny i saaby po Boeinga 737, który jest w stanie przewieźć nawet 160 pasażerów.

Zazwyczaj przy rezerwacji płaci się zaliczkę w wysokości ok. 30 proc. ceny przelotu. Resztę pieniędzy należy dopłacić na miesiąc przed planowaną podróżą.

Bardzo wygodne jest to, że listę nazwisk pasażerów można dostarczyć na trzy dni przed wylotem, chociaż i po tym terminie wolno wprowadzać zmiany. Jeśli grupa jest mała, może zgłosić się do odprawy nawet na 15 minut przed startem. Więcej czasu potrzeba, kiedy leci na przykład 60 osób z bagażami.

Rezerwowanie takiego lotu jest proste. Po wypełnieniu formularza w Internecie otrzymuje się ofertę z dokładnym wyliczeniem kosztów. Naturalnie dobrze jest sprawdzić, z jaką firmą mamy do czynienia, jak wyglądają jej samoloty, czy nie było jakichś wpadek. Bardzo ważne jest też to, jakie gwarancje i ubezpieczenia nam oferuje.

[ramka][b]Korporacyjne odrzutowce źle widziane w czasie kryzysu[/b]

- Własny samolot należący do firmy uważany jest za szczyt luksusu. Nie zawsze opinia taka jest uzasadniona. Mimo wysokich kosztów utrzymania maszyny, jeśli jest ona często wykorzystywana, wydatki wcale nie są szokujące. Gdy koszty rozkładają się na wielu pasażerów, niewiele się one różnią od cen przelotów regularnymi liniami.

- Jednak kiedy niespełna dwa lata temu prezesi amerykańskich koncernów przylecieli do Waszyngtonu korporacyjnymi odrzutowcami, prezydent Barack Obama i jego rząd byli zszokowani. Zwłaszcza że dotyczyło to General Motors, Chryslera i Forda, stojących wtedy na skraju bankructwa i zabiegających o rządową pomoc.

Na nic zdały się tłumaczenia, że była to najszybsza i najtańsza metoda przemieszczenia się do Waszyngtonu. Na kolejne spotkanie szefowie koncernów przyjechali samochodami, ale i tak prezesi General Motors i Chryslera stracili pracę. Prezes Forda wybronił się, bo jego firma nie korzystała z państwowych miliardów, postanowiła ratować się sama, co zresztą jej się udało.

- Gerard Kleisterlee, prezes holenderskiego Philipsa, gdy w 2000 roku objął kierowanie koncernem, zapowiedział ostre cięcia wydatków. Szczególnie zainteresował się tym, kto i kiedy korzysta z korporacyjnego samolotu. Kiedy kilku członków zarządu postanowiło polecieć nim do Niemiec, Kleisterlee w tym samym czasie wyruszył z centrali Philipsa samochodem, potem przesiadł się do pociągu i był na miejscu wcześniej.

Tyle że według wyliczeń księgowego korporacyjny odrzutowiec okazał się tańszym środkiem lokomocji, zwłaszcza że leciało nim wiele osób. Poza tym członkowie zarządu mogli w tym czasie spokojnie porozmawiać i pracować, korzystając z Internetu. [/ramka]

[ramka][b]Najwięcej wylotów jesienią i wiosną[/b]

- Jak wyliczyło internetowe biuro podróży eSKY.pl, Polacy najczęściej podróżują służbowo jesienią i wiosną. Średnia długość ich podróży to pięć – sześć dni.

- Ten rok jest wyraźnie lepszy od 2009, kiedy firmy drastycznie ograniczyły wydatki. Według eSKY.pl w drugim kwartale liczba rezerwacji była o 50 proc. większa niż rok temu, a w trzecim kwartale o 25 proc. (lato nie sprzyja podróżom służbowym).

- Pracownicy najczęściej latają w delegacje pojedynczo. W tym roku, podobnie jak w 2009, rezerwacje dla jednej osoby stanowiły 67 proc. wszystkich, dla dwóch osób – 22 proc., dla trzech osób – 5 proc., dla czterech i więcej osób – 6 proc.[/ramka]

[ramka][b]Podniebny leasing mało popularny[/b]

W ubiegłym roku firmy leasingowe sfinansowały zakup powietrznych środków transportu o wartości 129,8 mln zł. Była to niższa kwota niż w 2008 r. (151 mln zł) i 2007 r. (207 mln zł). Zdaniem przedstawicieli branży w przyszłości powinno być jednak lepiej, bo zwiększa się zamożność społeczeństwa i mobilność zarówno w życiu prywatnym, jak i biznesie.

Jak mówi Robert Samsel, członek zarządu i dyrektor sprzedaży w SG Equipment Leasing Polska, w 2009 r. spółka zawarła 15 umów leasingu o wartości 25 mln zł. Do września tego roku liczba transakcji wynosi 16, a ich wartość to 46 mln zł.

Z kolei BRE Leasing w pierwszym półroczu sfinansował cztery samoloty, w tym dwa dla cargo pocztowego.

– W ostatnich latach finansujemy sześć, siedem samolotów rocznie. Rozwój tego biznesu hamuje, po pierwsze, duża łatwość czarterowania, głównie z Berlina, a po drugie, skomplikowana procedura kontroli sprawności leasingowanych maszyn. Firma leasingowa nie zadowala się oglądaniem polisy ubezpieczeniowej. Kontroluje też i sprawdza książkę serwisową – ocenia Mieczysław Groszek, prezes BRE Leasing.

– Finansowane są głównie środki transportu z segmentu general aviation, czyli helikoptery, samoloty typu ultralight oraz business jet, ale także większe jednostki pasażerskie. Zainteresowani taką usługą są właściciele i zarządy dużych spółek, aerokluby, linie lotnicze, a także firmy wynajmujące klientom takie maszyny (taksówki powietrzne) – mówi Tomasz Wilk z Deutsche Leasing Polska.

Klientami SG Equipment Leasing Polska są najczęściej właściciele firm, którzy używają samolotów do celów zarówno biznesowych, jak i prywatnych.

Firmy leasingowe finansują nowe i używane maszyny latające. – Pojazdy lotnicze są dosyć dobrym zabezpieczeniem ze względu na długi okres użytkowania. Rynek lotniczy jest jednak specyficzny, więc trzeba zachować ostrożność. Korzystamy między innymi z doświadczenia naszej spółki siostrzanej GEFA Aviation, która zajmuje się wyłącznie finansowaniem samolotów i helikopterów. Raczej nie finansujemy linii lotniczych – tłumaczy Robert Samsel.

Zdaniem Mieczysława Groszka można oczekiwać wzrostu leasingu samolotów dla firm. Jednak takie transakcje wiążą się z większym ryzykiem, bo w razie pogorszenia sytuacji finansowej samoloty są sprzedawane w pierwszej kolejności. A wtedy spółki leasingowe mogą mieć kłopot ze znalezieniem nabywcy na rynku wtórnym.[/ramka]