– Wysyłaliśmy do urzędów pracy zawiadomienia, że blisko
30 proc. pracowników z Rosji, Ukrainy i Białorusi, którzy się mieli stawić do pracy u naszych klientów, nie pojawiło się. Urzędy jednak nie sprawdzały tych informacji – mówi Krzysztof Wróblewski, prezes zarządu agencji zatrudnienia Efekt Serwis.
Podkreśla, że [b]ci cudzoziemcy potrzebowali dokumentów wjazdowych, aby nie tylko móc legalnie przekroczyć polską granicę, ale także bez trudności wjechać do innego kraju Unii Europejskiej.[/b]
Potwierdza to Rafał Dryla, prezes zarządu agencji GP People. Według niego większość robotników ze Wschodu trafia na niemieckie budowy.
[srodtytul]Bez kontroli[/srodtytul]
– Nie mamy żadnych narzędzi, aby w jakiś sposób zareagować lub ograniczyć ten preceder – mówi Michał Kłusek, prezes Centrum Personelu Czasowego.
Podkreśla, że niemal 30 proc. pracowników z krajów sąsiadujących z Polską albo porzuca legalną pracę u polskiego przedsiębiorcy tuż przed końcem dopuszczalnego sześciomiesięcznego terminu legalnego pobytu, albo w ogóle nie stawia się do pracy.
[srodtytul]Potrzeby są mniejsze [/srodtytul]
Wielu ekspertów zwraca uwagę, że regulacje liberalizujące zasady sprowadzania pracowników ze Wschodu wprowadzono w zeszłym roku, gdy w Polsce brakowało rąk do pracy, zwłaszcza w rolnictwie i budownictwie.
– Kryzys jednak powoduje pewne turbulencje na rynku pracy. Musimy się zatroszczyć o naszych bezrobotnych, dlatego chcemy walczyć z pracą obcokrajowców w szarej strefie – mówi Janusz Grzyb, dyrektor Departamentu Migracji w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej.
[wyimek][b]3 tys. zł[/b] to minimalna kara, jaką płaci pracodawca za brak informacji o zatrudnieniu cudzoziemca[/wyimek]
Dziś, jak się dowiedziała „Rz”, resort przekaże urzędom pracy wytyczne, które mają zobowiązać pracodawców do informowania urzędników o przypadkach porzucenia pracy przez obcokrajowców.
– Urzędnicy będą też sprawdzać, czy pracodawca, który złożył kilkaset oświadczeń, rzeczywiście potrzebuje tylu zagranicznych pracowników. Jeśli nie, powinno to wzbudzić czujność urzędników – podkreśla Janusz Grzyb.
Dodaje, że w takiej sytuacji powinni oni zaalarmować Straż Graniczną, inspektorów pracy, a także konsulaty o podejrzeniu nielegalnego zatrudnienia cudzoziemców.
– Informowaliśmy Straż Graniczną o takich przypadkach. Przekazywaliśmy także do konsulatów informacje o osobach, które się nie pojawiły u naszych klientów, ze wskazaniem ich danych osobowych, a także numeru paszportu. To jednak na niewiele się zdało. Nie przypuszczam, żeby wytyczne resortu pracy zmieniły sytuację – podkreśla Michał Kłusek.
Podobnego zdania jest Marcin Gortat z płońskiego Powiatowego Urzędu Pracy.
– Ewentualne zgłaszanie tych, którzy nie przyjechali, placówkom konsularnym, aby zablokować im wjazd do Polski, jest niewykonalne, bo, po pierwsze, może być kosztowne, a po drugie, do realizacji potrzeba dodatkowych pracowników – wskazuje Anna Krawczyk z PUP w Grodzisku Mazowieckim.
Janusz Grzyb broni pomysłu ministerstwa. Przypomina, że Parlament Europejski zakończył pracę nad dyrektywą o sankcjach za nielegalne zatrudnianie cudzoziemców, zwaną też dyrektywą Frattiniego, która nałoży wysokie kary. Zgodnie z nią, pracodawca, który zatrudni na czarno takiego pracownika, będzie musiał zapłacić za jego deportację. W rażących przypadkach jego firma będzie mogła zostać nawet zamknięta.
[ramka][b]Chętnie przyjmujemy cudzoziemców[/b]
W 2008 roku w Polsce zarejestrowano 156 tys. oświadczeń o zamiarze powierzenia pracy cudzoziemcom, obywatelom państw sąsiadujących z Polską: Ukrainy, Białorusi i Rosji.
W ubiegłym roku najwięcej oświadczeń, niemal połowę wszystkich, zarejestrowano w woj. mazowieckim (ok. 75 tys.).
92 proc. oświadczeń o zamiarze powierzenia pracy cudzoziemcom dotyczyło obywateli Ukrainy, a najwięcej pracodawców zamierzało powierzyć cudzoziemcom pracę w rolnictwie (77 tys. oświadczeń) oraz w budownictwie (blisko 24 tys. oświadczeń). [/ramka]
masz pytanie, wyślij e-mail do autorki
[mail=i.rakowska@rp.pl]i.rakowska@rp.pl[/mail]