Nękała go bowiem firma windykacyjna współpracująca z bankiem.Rozpoczęło się niewinnie, bo od telefonu, który uznał za pomyłkę. Potem telefony powtarzały się i były nieprzyjemne. Natarczywie dzwonił do niego – na prywatny numer – pracownik windykacji, naciskając, by pan T. spłacił kredyt, którego nie zaciągał.
Tłumaczenia, że to pomyłka, nie pomagały. Dla windykatora zgadzało się wszystko, ponieważ pan T. miał takie samo imię i nazwisko oraz mieszkał w tym samym mieście, co prawdziwy dłużnik. Po pewnym czasie mężczyzna z windykacji zaczął grozić, że jak pan T. się nie wywiąże, to straci mieszkanie, bo bank za chwilę będzie miał tytuł do egzekucji.
W tej sytuacji pan T. zdenerwował się nie na żarty, a wraz z nim jego rodzina. Postanowił więc nawiązać sam kontakt z bankiem, któremu podobno zalegał spłatę kredytu. I co wykazało urzędnicze dochodzenie? Że właściwie to nie zgadzają się numery PESEL obu panów T. – prawdziwego i domniemanego dłużnika, a nadgorliwa windykacja poszła na łatwiznę. Do bazy numerów komórkowych wpisała nazwisko poszukiwanej osoby i miasto, no i znalazła komórkę do pana T. Szkoda tylko, że nie do tego, który był winny bankowi pieniądze.
Ostatecznie pomówiony pan T. – po telefonicznych pogróżkach – otrzymał telefoniczne przeprosiny. No, bo właściwie nic się nie stało, to tylko pomyłka...