Czwartkowy wyrok Sądu Najwyższego dotyczy praktycznej kwestii rozliczeń między członkami konsorcjów, wykonawcami większych kontraktów.
SN zajmował się sprawą rozliczeń związanych z budową sieci wodno-kanalizacyjnej w dwóch łódzkich dzielnicach Widzewa i Bałut. Przetarg na jej wykonanie – wart 60 mln euro – wygrało w 2007 r. konsorcjum pięciu firm budowlanych. Liderem była spółka Strabag i to ona pośredniczyła w przekazywaniu wynagrodzenia innym uczestnikom konsorcjum, w tym firmie Projektowanie, Wykonawstwo i Konserwacja Marek B.
W zawartym porozumieniu wykonawczym uczestnicy ustalili, że udział Marka B. w pracach wynosi 22,2 proc. i to jest podstawa wszelkich rozliczeń.
Z 29 faktur, które w ciągu trzech lat realizacji kontraktu wystawiał Marek B., tylko pierwsza została zapłacona w całości. Z pozostałych lider zatrzymał 10 proc. jako zabezpieczenie pełnego wykonania prac. Gdy się zbliżały do końca, Marek B. wykupił polisę za 100 tys. zł na pokrycie ewentualnych wydatków na poprawki i wręczył ją liderowi, ale zatrzymanych pieniędzy – ponad 1,7 mln zł – nie otrzymał. Postanowił je odzyskać na drodze sądowej. Sąd Okręgowy powołał biegłego, by zbadał, czy firma Marka B. wykonała wszystkie prace, i na podstawie jego ekspertyzy ustalił, że strony nie rozliczały na bieżąco zakresu prac, a faktury częściowo obejmowały prace innych firm. W konsekwencji powództwo oddalił, wskazując, że jako profesjonalista Marek B. powinien był zabezpieczać swoje interesy, należycie dokumentując swoje prace w dziennikach budowy.
Łódzki Sąd Apelacyjny był innego zdania i sporną kwotę zasądził. W jego ocenie biegły i rozliczenia prac nie były potrzebne. Jeśli bowiem uczestnicy konsorcjum ustalili, że powód ma udział 22,2 proc. w wynagrodzeniu, to taka kwota mu się po prostu należy. Tego rozstrzygnięcia bronił wczoraj przed SN pełnomocnik Marka B. mecenas Jakub Sudomir. Wskazywał, że firma nie dość, że pobrała wynagrodzenie oraz polisę ubezpieczeniową, to jeszcze chce zatrzymać 10 proc. wynagrodzenia.
SN przychylił się jednak do stanowiska Strabagu. Jego pełnomocnik mecenas Andrzej Rybicki twierdził, że nie ma bezpośredniego związku między ryczałtowym wynagrodzeniem dla konsorcjum a rozliczeniami między jego członkami.
– To, co konkretnemu wykonawcy się należy, to wynagrodzenia za wykonaną pracę. Ale jak je liczyć – to już droga wyboista – powiedziała sędzia SN Bogumiła Ustjanicz. – Należy ustalić dokładnie, jakie prace powód wykonał, a z drugiej strony – co lider może sobie potrącić za pełnienie tych obowiązków. W tej sytuacji nie miał racji SA, że biegły był zbędny. Przeciwnie, niezbędne są dokładniejsze ustalenia.
Sprawa trafi ponownie do SA.
sygnatura akt: II CSK 630/14