Inspektorzy pracy nazywają to syndromem pierwszego dnia. Bardzo często zdarza się im kontrolować place budów, a nawet całe przedsiębiorstwa produkcyjne, gdzie większość zatrudnionych (jeśli nie wszyscy) nie ma podpisanej umowy o pracę, bo jest w niej właśnie pierwszy dzień.

Winne przepisy

– Takim patologiom sprzyjają obowiązujące przepisy, m.in. kodeksu pracy, który pozwala na zawarcie umowy o pracę najpóźniej do końca dnia, w którym dana osoba rozpoczyna pracę, oraz ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych, która nakazuje dopełnić obowiązku zgłoszenia do ZUS w terminie siedmiu dni od daty podjęcia zatrudnienia – mówi Leszek Zając, zastępca głównego inspektora pracy. – Naszym zdaniem przepisy nie chronią w sposób dostateczny pracowników przed nadużyciami ze strony nieuczciwych pracodawców – uważa.

GIP jeszcze w połowie zeszłego roku wystąpił do ministra pracy z oficjalnym wnioskiem. Jak nam się udało ustalić, resort właśnie podjął prace nad projektem zmian w kodeksie pracy.

Projekt zmierza do tego, by pracodawca musiał najpierw podpisać umowę, a dopiero później mógł dopuścić zatrudnionego do pracy. Po zmianach, jeśli wejdą w życie, inspektor, który wykryje pracownika bez umowy, będzie mógł nałożyć mandat 2–5 tys. zł lub złożyć do sądu wniosek o ukaranie nieuczciwego przedsiębiorcy grzywną do 50 tys. zł.

– Takie zmiany są bardzo potrzebne – mówi prof. Marcin Zieleniecki z Uniwersytetu w Gdańsku. – Często dopiero w trakcie kontroli inspektora pracy przedsiębiorcy wypełniają umowy o pracę i dają je zatrudnionym do podpisania. Trudno więc nałożyć sankcje za takie zachowanie pracodawcy.

Pracodawcy podzieleni

– Nie będziemy się sprzeciwiali takiej propozycji zmian – komentuje Witold Polkowski, ekspert Pracodawców RP. – Zatrudnienie bez umowy o pracę oznacza tyle, że nieuczciwy przedsiębiorca nie płaci od wynagrodzeń pracowników podatków i składek ZUS, dzięki czemu może taniej wykonywać swoje usługi niż przedsiębiorcy postępujący zgodnie z prawem. Takie praktyki trzeba uznać za nieuczciwą konkurencję i zwalczać. Poza tym w większości firm, które znam, i tak przyjęte jest, że umowę z pracownikiem podpisuje się na początku pierwszego dnia pracy, a nie na końcu.

Nie wszyscy jednak podzielają tę opinię i sprzeciwiają się takiej nowelizacji.

– Taka zmiana tylko usztywni proces zatrudniania pracowników, jesteśmy jej więc przeciwni – oświadcza Grażyna Spytek-Bandurska, ekspert PKPP Lewiatan. – Jeśli inspektor pracy nabierze wątpliwości, to może przecież wrócić do takiej firmy za dwa tygodnie i sprawdzić, czy pracownicy mają umowy czy nie, i nie trzeba do tego zmieniać przepisów. Taka zmiana może pogorszyć sytuację uczciwych pracodawców. Co jeśli ktoś podpisze umowę i uzyska wszystkie przywileje z tym związane i nie stawi się później do pracy? – pyta.

etap legislacyjny: uzgodnienia wewnętrzne

Opinia dla „Rz"

Radosław Mleczko, wiceminister pracy i polityki społecznej

W związku ze stanowiskiem Państwowej Inspekcji Pracy analizujemy możliwość wprowadzenia zmian w kodeksie pracy zmierzających do umożliwienia walki z nadużyciami pracodawców polegającymi na niepotwierdzaniu pracownikom na piśmie ich warunków zatrudnienia. Trzeba mieć jednak na uwadze, że w niektórych państwach Unii Europejskiej pracodawcy mają znacznie więcej czasu na potwierdzenie zatrudnienia na piśmie. W Wielkiej Brytanii aż dwa miesiące, a w Niemczech i Danii 30 dni. Przypomnę, że także w Polsce jeszcze do końca 2003 r. pracodawca miał siedem dni na potwierdzenie umowy o pracę na piśmie. Czas ten został jednak skrócony na wniosek Inspekcji Pracy.

Rząd zapowiada koniec ery tzw. śmieciówek,  a eksperci ostrzegają: Wzrośnie bezrobocie