Sąd Najwyższy rozpatrywał sprawę o nieuczciwą konkurencję i ochronę znaku towarowego, której sednem jest problem, czy klienci mogą pomylić restaurację w Warszawie z  restauracją o podobnej nazwie w Toruniu.

Właściciel warszawskiej restauracji sp. z o.o. Pasta i Basta pozwała spółkę Restaurators Podlaszewscy, prowadząca przy toruńskim rynku restaurację Pasta and Basta domagając się zakazania mu tej nazwy i szyldu ze ze względu na podobieństwo i fakt, że powódka zarejestrowała w 2007 r. z Urzędzie Patentowym znak towarowy słowno graficzny "Pasta i Basta" - 100 sposobów na makaron cafe". Natomiast pozwana pod podobnym szyldem otwarła w 2010 r restaurację w Toruniu. Dodajmy, że są to jedyne lokale jakie strony sporu prowadzą. Słów tych używają też do oznaczenia domen internetowych reklamujących restauracje.

Na uzasadnienie swojego roszczenia powódka wskazała, że zdarzyło się jej kilka przypadków, że dzwoniły do niej osoby zainteresowane rezerwacją miejsca w restauracji, tyle, że okazywało się, że w toruńskiej restauracji. Później takie telefony umilkły, ale niebezpieczeństwo pomyłki istnieje stale, gdyby np. powódka zechciała otworzyć swoją restauracje w Toruniu.

Podstawą pozwu jest art. 296 ust. 2 pkt 2 prawa własności przemysłowej, który mówi, że naruszenie prawa ochronnego na znak towarowy polega m.in. na bezprawnym używaniu znaku identycznego lub podobnego do zarejestrowanego w odniesieniu do towarów identycznych lub podobnych, jeżeli zachodzi ryzyko wprowadzenia odbiorców w błąd.

Sąd Okręgowy oddalił pozew, uznając, że nie ma podobieństwa w oznaczeniach, nie ma więc też ryzyka wprowadzenia w błąd klientów o jaką restaurację chodzi. Nie tylko ze względu na odległość ale także to, że nie chodzi tu o o towary ale usługi.

Sąd Apelacyjny w Gdańsku był innego zdania, uznał, że zbitka słów: „Pasta i Basta" dominuje w tych oznaczeniach, a inne elementy: grafika, kolorystyka „idą na dalszy plan", i zakazał toruńskiemu restauratorowi używania spornego oznaczenia, co więcej zasadził niejako ryczałtem 10 tys. zł odszkodowania.

Pełnomocnik pozwanego mec. Małgorzata Rzeszotarska,  wskazywała przed SN, że do restauracji chodzą wyrobieni klienci, i nie ma możliwości pomylenia lokalu w Toruniu z warszawskim, nawet jak ktoś kliknie w niewłaściwą witrynę, to natychmiast się zorientuje, że to nie ta strona. Z kolei pełnomocnik powódki mec. Olgierd Porębski wskazywał, że nie badamy a takim sporze ryzyko pomyłki także w przyszłości — abstrakcyjnie. Ochrona znaku nie obejmuje tylko Warszawy czy Mazowsza, ale na całej Polski, dzisiaj powódka ma jedną restaurację — jutro może mieć więcej.

Sąd Najwyższy nakazał jednak SA powtórzenie procesu. — Nie mamy do czynienia z jakąś abstrakcyjną ochroną, gdyż wyrok w takiej sprawie odnosi się do zarzucanych  naruszeń — wskazała w uzasadnieniu sędzia SN Mirosława Wysocka. — Należy więc oceniać zaskarżony znak w całym kontekście w szczególności z grafiką — sam element słowny nie przesądza o podobieństwie, a tym bardziej po ryzyku pomyłki.