To sedno wczorajszego wyroku Sądu Apelacyjnego w Warszawie, który oddalił pozew firmy, która domagała się zapłaty 168 tys. zł za wstępne prace zmierzające do poprawy wizerunku Polskiego Związku Piłki Nożnej. Mimo braku (ważnej) umowy poszkodowany może domagać się zwrotu bezpodstawnego wzbogacenia niedoszłego kontrahenta, ale musi przynajmniej rozpocząć wykazywanie jego wysokości – stwierdził sąd.

Prezes spółki Glaubicz Garwolińska Consulting, specjalizującej się w doradztwie public relations, public affairs oraz zarządzaniu kryzysem, podjęła w 2009 r. rokowania z ówczesnym prezesem PZPN Grzegorzem Latą. Spotkali się w tym celu w gronie współpracowników i – jak twierdzi  spółka – ustalili zasady współpracy, w tym wynagrodzenie między 17 a 20 tys. euro miesięcznie. Za zgodą prezesa PZPN pracownicy powódki zapoznali się z pracą biura PZPN i rozpoczęli badanie otoczenia medialnego Związku. Przeprowadzili też dwudniowe szkolenie medialne dla ówczesnego selekcjonera kadry narodowej Stefana Majewskiego.

Wykonywanie kontraktu bez jego zawarcia oznacza ryzyko dla obu stron

Do podpisania umowy jednak nie doszło, ale spółka wystawiła dwie miesięczne faktury, których odebranie pokwitował Grzegorz Lato. Sam jednak odbiór nie oznacza ich akceptacji, a sam prezes zeznał, że były to tylko wstępne negocjacje.

Sąd Okręgowy nie uwzględnił pozwu, wskazując, że nie wchodzi w rachubę zawarcie umowy w trybie negocjacyjnym, czyli według zasad z art. 72 kodeksu cywilnego. Mówi on, że jeżeli strony prowadzą negocjacje w celu zawarcia  umowy, zostaje ona zawarta, gdy dojdą do porozumienia co do wszystkich jej postanowień, które były przedmiotem negocjacji.

SO badał także z urzędu, czy podstawą zasądzenia wynagrodzenia nie mogą być przepisy o bezpodstawnym wzbogaceniu (tutaj PZPN), ale uznał, że wykonane prace stanowiły zaledwie element większego przedsięwzięcia i nie da się ich wycenić.

Adwokat Rafał Roszkowski, pełnomocnik powódki, przekonywał Sąd Apelacyjny, że w branży PR jest tak, choćby ze względu na pośpiech, że już w trakcie negocjacji przyjmujący zlecenie przystępuje do jego wykonywania. W tym wypadku wynagrodzenie było ustalone widełkowo, w najgorszym razie spółce należy się zapłata za przeszkolenie trenera.

– PZPN nie interesowały przygotowania i stosy papierów, ale efekt, w każdym razie użyteczne usługi, a do nich nie doszło, ponieważ nie doszło do zawarcia kontraktu: nie ustalono bowiem w negocjacjach czasu trwania umowy, trybu jej wypowiadania, wreszcie wynagrodzenia – replikował adwokat Hubert Basiński, pełnomocnik PZPN.

Sąd Apelacyjny (sygnatura akt: I ACa 354/13) podzielił te argumenty.

– Nie możemy mówić o zawarciu umowy przez negocjacje, gdyż nie wynegocjowano wszystkich warunków – powiedział w uzasadnieniu sędzia Maciej Dobrzyński.  Dodał, że prawdą jest, że powódka wykonała znaczne prace, ale nie mając umowy, uczyniła to na własne ryzyko, tym bardziej że chodzi o profesjonalistę, który musiał zdawać sobie z tego sprawę.

Była pewna podstawa do zapłaty za przeszkolenie selekcjonera, gdyż sąd może w sprawach o naprawienie szkody czy zwrot bezpodstawnego wzbogacenia  zasądzić odpowiednią sumę według swej oceny, po rozważeniu wszystkich okoliczności sprawy, ale powód musi dać sądowi szansę – powinien rozpocząć dowodzenie tych okoliczności.

Wyrok jest prawomocny.