Najczęściej dotyczy to czasu dostawy, który prowadziłby do dłuższej jazdy, niż wynika to z przepisów rozporządzenia WE nr 561/2006 i skrócenia wymaganego tymi przepisami dobowego odpoczynku. Podobną odpowiedź słyszą transportowcy, gdy kontrahent oferuje im zbyt niską stawkę, niepokrywającą nawet kosztów wykonania zlecenia.
Jak podkreśla prezes Transport i Logistyka Polska Maciej Wroński, w pierwszym przypadku kontrahent przewoźnika w sposób oczywisty postępuje niezgodnie z przepisem art. 55a ust. 1 pkt 3 prawa przewozowego, zabraniającego nadawcy określania warunków przewozu, których realizacja mogłaby spowodować naruszenie przepisów transportowych. Z kolei ustawa o transporcie drogowym w art. 92a ust. 11 stanowi, że jeżeli kontrahent miał wpływ lub godził się na powstanie naruszenia zasad wykonywania przewozów drogowych, podlega sankcjom wskazanym w odpowiednich przepisach. Są to kary pieniężne, których łączna wysokość może wynosić nawet do 40 tysięcy złotych. Niestety, wskazane regulacje prawne pozostają w praktyce martwe. Kary pieniężne nałożone na kontrahentów narzucających warunki przewozu drogowego prowadzące do naruszeń prawa stanowią znikomy ułamek sankcji nakładanych corocznie przez Inspekcję Transportu Drogowego. Wydaje się, że Ministerstwo Infrastruktury oraz podległy mu Główny Inspektorat Transportu Drogowego powinny przeanalizować przyczyny małej skuteczności obowiązujących regulacji prawnych, a następnie podjąć odpowiednie działania zarówno w zakresie legislacyjnym, jak i wykonawczym, w tym również wprowadzić odpowiednie zmiany organizacyjne w działaniach służb kontrolnych.
Specjalista zwraca uwagę, że w przypadku zbyt niskich lub wręcz dumpingowych stawek oferowanych przez nadawców, spedytorów i innych pośredników sytuacja jest bardziej złożona. W gospodarce rynkowej co do zasady cenę wyznacza umowa pomiędzy jej stronami. Mechanizmy rynkowe natomiast powinny ją ustalić na poziomie równowagi, akceptowalnym dla obu stron. Jest to jednak tylko teoria dotycząca podręcznikowego wolnego rynku, gdyż unijny rynek przewozów drogowych niestety takim rynkiem nie jest. Jest rynkiem regulowanym, na którym koszty przewoźnika w dużym stopniu generowane są przez obowiązujące krajowe i unijne przepisy.
Czytaj też:
Bat na nieuczciwych przewoźników
Firmy transportowe gorzej traktowane w UE
Maciej Wroński alarmuje, że gdy na regulowanym rynku działają gracze nieprzestrzegający prawa, mogą znacznie obniżyć koszty prowadzonej działalności gospodarczej. Właśnie tacy nieuczciwie działający przewoźnicy przyjmują zlecenia po wspomnianych niskich stawkach i mimo tego są w stanie wypracować zysk.
Jednym ze sposobów ich działania jest zabroniona prawem manipulacja tachografami, umożliwiająca wyłączenie rejestrowania pracy kierowcy. W ten sposób ich pojazdy mogą wypracowywać przebiegi na poziomie 20 tysięcy km miesięcznie, czyli dwa razy więcej niż w uczciwie działającej firmie. Dzięki temu dla nieuczciwego przewoźnika koszty przejazdu jednego kilometra są o kilkanaście groszy niższe od kosztów rynkowych, co przy trasach liczących tysiące kilometrów ma niebagatelne znaczenie ekonomiczne. Jednocześnie wyłączony tachograf umożliwia przyjmowanie zleceń, gdzie czas dostawy wymaga kilkunastogodzinnej, niezgodnej z prawem jazdy, która stwarza bardzo poważne zagrożenie bezpieczeństwa ruchu drogowego.
Także w tym przypadku niezbędne jest podjęcie zdecydowanych działań przez administrację rządową, która na przykładzie nielegalnego obrotu paliwem nieobjętym akcyzą i innymi należnymi daninami pokazała, że potrafi skutecznie działać. To ostatnie działanie - znaczne ograniczenie szarej strefy paliwowej - pomogło nie tylko budżetowi państwa, ale także branży transportowej, dla której przewoźnicy korzystający z tańszego nieopodatkowanego paliwa stanowili nieuczciwą konkurencję. Jeśli argumenty o psuciu rynku i konkurencji przez manipulację tachografami nie trafiały do urzędników, to powinno ich przekonać zagrożenie bezpieczeństwa ruchu drogowego przez zmęczonych kilkunastogodzinną pracą kierowców.
Nieprawidłowości jest zresztą więcej. Mecenas Joanna Jasiewicz wskazuje na te w rozliczaniu wynagrodzeń.
– Ciągle się zdarza, że kierowcy otrzymują wynagrodzenie poza umową o pracę, a także potwierdzają fikcyjne rozliczenia z pracodawcą np. podróży służbowych, które realnie nie nastąpiły – wylicza prawniczka.