To pokłosie głośnej przed kilku laty sprawy dotyczącej ampułek z lekiem corhydron produkowanym przez Przedsiębiorstwo Farmaceutyczne Jelfa SA. Lek został pomylony (ze względu na podobne opakowanie) z silnym środkiem zwiotczającym mięśnie i przez tę pomyłkę zmarł 75-letni mężczyzna.
Główny inspektor farmaceutyczny uznał lek za niebezpieczny dla zdrowia i życia i wycofał go z obrotu, a jeleniogórska prokuratura, która zarządziła wtedy ściągnięcie medykamentu z rynku (7 tys. aptek, szpitali), zabezpieczając dowody, zgromadziła kilka ton tej podejrzanej partii, ale także podobnych (o innych dawkach).
W zeszłym roku umorzyła śledztwo w tej sprawie (nie było żadnych zarzutów), ale już w 2007 r. uznała, że zgromadzone leki nie są niezbędne dla śledztwa, i zarządziła ich zwrot Jelfie. Zrobiła to na podstawie art. 230 kodeksu postępowania karnego, który stanowi, że zatrzymane, a zbędne przedmioty należy zwrócić „osobie uprawnionej".
Szkopuł w tym, że Jelfa tych leków nie chce, co więcej wskazuje, że nie były jej własnością w chwili zajęcia i wciąż nie należą do niej, ale do wspomnianych 7 tys. podmiotów.
Każdy ma możliwość dochodzenia swoich praw na drodze sądowej
Firma wytoczyła proces cywilny o ustalenie, że nie ciąży na niej obowiązek odebrania tych lekarstw.
Sąd Rejonowy uwzględnił pozew, wskazując, że Jelfa, nie będąc właścicielem, nie ma obowiązku odbierania rzeczy. Sąd Okręgowy natomiast w ogóle odrzucił pozew, uznając, że ten spór nie należy do kompetencji sądu cywilnego (brak drogi sądowej), gdyż cała procedura zwrotu zajętych w śledztwie rzeczy uregulowana jest w kodeksie postępowania karnego.
Bronili tego stanowiska radcowie Prokuratorii Generalnej. Mikołaj Wild mówił, że gdyby uznać, iż sąd cywilny zajmuje się takimi kwestiami, to w zasadzie każde rozstrzygnięcie czy to sądu karnego, czy ze sfery imperium państwa można byłoby kwestionować w sądzie cywilnym. Z kolei Małgorzata Sieńko przywołała niczym anegdotę to, że właśnie dostała pozew osadzonego w jednym z więzień, który domaga się ustalenia w sądzie cywilnym, że został skazany bezprawnie.
Sąd Najwyższy nakazał jednak rozpatrzenie pozwu Jelfy, nie przesądzając, jaki powinien być werdykt co do tego, komu zwrócić corhydron. A to dlatego, że procedura karna nie przewidywała wtedy odwołania w takich sprawach do sądu (karnego). Ten brak usunięto dopiero przed dwoma laty po wyroku Trybunału Konstytucyjnego (sygnatura akt: V CSK 113/12).
– Niewątpliwie zaś decyzja o zwrocie zatrzymanych rzeczy nakłada określone obowiązki i zainteresowany ma prawo do odwołania do sądu, do obrony swoich spraw – powiedziała w uzasadnieniu sędzia SN Teresa Bielska-Sobkowicz. – Jeżeli nie jest wskazany inny sąd, to wtedy jest to sąd cywilny, a formuła procesu o ustalenie prawa, z jakiej Jelfa skorzystała, jest pojemna – dodała sędzia.