Pracodawcy z trzech gmin w powiecie płońskim zadeklarowali w tym roku chęć zatrudnienia tylu zagranicznych pracowników, ilu mieszkańców liczą te gminy. Tylko w lutym płoński Powiatowy Urząd Pracy zarejestrował 6 tys. deklaracji o zatrudnieniu głównie Ukraińców. W pierwszym kwartale liczba ta przekroczy 13 tys.
– Jestem przekonany, że zdecydowana większość tych ludzi nigdy nie pojawi się w okolicach Płońska. Być może trafi do pracy w innych częściach Europy – mówi Marcin Gortat z płońskiego PUP.
Przypomnijmy, że od 1 lutego 2008 r. obywatele Ukrainy, Rosji i Białorusi, a od 10 lutego tego roku również Mołdawii mogą pracować w Polsce bez zezwolenia przez sześć miesięcy w ciągu roku we wszystkich sektorach gospodarki.
[srodtytul]Transfer pracowników[/srodtytul]
Taka uproszczona procedura stała się dla wielu przedsiębiorców sposobem na biznes, który polega na swoistym handlu tanimi pracownikami ze Wschodu. Pracodawca lub działający na jego zlecenie pośrednik zgłasza w urzędzie pracy zapotrzebowanie na kilkuset cudzoziemców, z czego naprawdę zatrudnia tylko kilku. Pozostali na podstawie legalnych dokumentów wjazdowych są transferowani do innych krajów Unii Europejskiej. Najczęściej znajdują pracę (już na czarno) na budowach lub plantacjach w Niemczech. Jest to o tyle proste, że firmy nie muszą potwierdzać w urzędach pracy, iż cudzoziemcy się nie stawili.
Według Marcina Gortata proceder dostarczania siły roboczej z wykorzystaniem uproszczonych procedur zarezerwowanych dla naszych sąsiadów spoza UE odbywa się na skalę przemysłową.
Tego zdania jest także Anna Krawczyk z PUP w Grodzisku Mazowieckim. Wskazuje ona, że cudzoziemcy są dowożeni do pracodawców autobusami. Do danego rolnika czy też na daną budowę przyjeżdża pośrednik lub pracodawca, który ściągnął do Polski Ukraińca bądź Białorusina i pyta, czy firma lub gospodarstwo nie potrzebuje takiej osoby do pracy. Dzieje się to bez zbędnych formalności. Osoby te bowiem są w kraju legalnie, na podstawie oświadczenia innego pracodawcy o chęci ich zatrudnienia. Mogą ponadto legalnie podjąć zajęcie w innej polskiej firmie, a ich pracodawca ma ten fakt tylko zgłosić do właściwego urzędu pracy.
Obecnie nie wiadomo, ilu pracowników ze Wschodu rzeczywiście podejmuje pracę w Polsce, a ilu traktuje nasz kraj jako przystanek w drodze do innego państwa UE. Tymczasem jako kraj zewnętrzny odpowiadamy za szczelność strefy Schengen.
[srodtytul]Łatanie dziury[/srodtytul]
Co więcej, to Polska ponosi koszty deportacji Ukraińca, Białorusina czy Mołdawianina, jeśli ten zostaje złapany na nielegalnej pracy w kraju UE, a wjechał tam na podstawie legalnych dokumentów wydanych przez Polskę. Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej próbuje walczyć z tym procederem. Dziś, jak powiedział “Rz” Janusz Grzyb, dyrektor Departamentu Migracji, przekaże urzędom pracy wytyczne. Te m.in. mają zobowiązywać firmy do informowania PUP o tym, że zagraniczny pracownik nie zgłosił się w oznaczonym terminie. Na tej podstawie ma być wszczęta procedura “poszukiwania uciekinierów”.
Sęk w tym, że wytyczne nie mają żadnej mocy prawnej. Szkoda, że resort nie wprowadził swoich zaleceń przy okazji dużej nowelizacji ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy, która zaczęła obowiązywać od lutego tego roku.
[ramka][b]Jak zatrudnić cudzoziemca[/b]
[b]1. Trzeba wyszukać chętnych cudzoziemców do pracy w Polsce[/b]. Pomoże w tym pośrednik danego kraju współpracujący z polską agencją zatrudnienia. Obcokrajowcy muszą przekazać swoje dane osobowe: imię, nazwisko, PESEL, adres zameldowania, numer paszportu.
[b]2. W powiatowym urzędzie pracy należy złożyć oświadczenie o chęci zatrudnienia konkretnej liczby cudzoziemców zza wschodniej granicy.[/b] Muszą oni być wskazani z imienia i nazwiska. Urząd pracy nie wystawi bowiem oświadczenia o zatrudnieniu cudzoziemców in blanco.
[b]3. Taki dokument (opieczętowany i podpisany przez urzędników PUP) jest przekazywany do pośrednika, np. ukraińskiego.[/b] Ten wraz z przyszłym pracownikiem udaje się do konsulatu, a tam wydawana jest wiza z prawem do pracy.[/ramka]