Dotarliśmy do przygotowanego przez taksówkarzy projektu zmiany ustawy o transporcie drogowym. Przede wszystkim zamierzają wzmocnić przywileje swojej korporacji poprzez zmianę definicji tzw. przewozu okazjonalnego.

Ustawa o transporcie drogowym przewiduje bowiem dwie możliwości wożenia ludzi samochodami osobowymi – na podstawie licencji taksówkowej i licencji na przewóz osób.

Każda nieco inaczej określa prawa i obowiązki związane z wykonywaniem działalności.

Zgodnie z propozycją taksówkarzy umowy o przewóz okazjonalny osób trzeba by zawierać na piśmie, a jej warunki (w tym cenę za usługę) uzgodnić przed rozpoczęciem jazdy.

Taksówkarze chcą też, żeby kontroli pojazdów mogli dokonywać strażnicy miejscy. Proponują, by inni przewoźnicy musieli zatrudniać kierowców na podstawie umowy o pracę.

Urzędy miejskie ograniczają liczbę licencji taksówkowych, dlatego wielu kierowców szuka innego sposobu na wożenie klientów. Najczęściej są to licencjonowane przewozy osób. Zazwyczaj jest tak, że ktoś z certyfikatem kompetencji zawodowych uzyskuje licencję na przewóz osób, zakłada firmę przewozową i zatrudnia kierowców (niekoniecznie na umowę o pracę). Praktycznie nie ma znaczenia, czy pojazdy, które służą do przewozu, należą do właściciela firmy czy do kierowców (mogą oni bowiem użyczyć pojazdu firmie).

To już kolejny bój taksówkarzy o przejęcie rynku przewozu pasażerów. W 2005 r. wywalczyli wprowadzenie przepisów pozwalających na odróżnienie samochodu niebędącego taksówką od taksówki.

– Osoby, które nie mają licencji taksówkowej, nie mogą, zgodnie z art. 18 ust. 5 ustawy o transporcie drogowym, mieć w pojazdach taksometrów, lamp na dachu ani nazw czy numerów telefonów z boku pojazdu – przypomina Sebastian Chwalibogowski, naczelnik w Głównym Inspektoracie Transportu Drogowego. – Nie mogą też zabierać klientów z postojów taksówek. Za przekroczenie tych przepisów grożą wysokie grzywny, przy zbiegu wykroczeń sięgające nawet 15 tys. zł.

Kary na kierowców podszywających się pod taksówkarzy wynikają z ustawy o transporcie drogowym. Mogą je jednak nakładać nie tylko inspektorzy transportu drogowego, ale i policjanci. Szkopuł jednak w tym, że pojazdy przewozowe są rzadko kontrolowane, nawet jeżeli mają napis na boku czy lampy jednoznacznie świadczące o tym, że kierowca wozi pasażerów.

Niebawem Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie, do którego trafiła skarga właścicieli firmy Wawa 9644, rozstrzygnie, czy w swoich samochodach mogą stosować urządzenia używane w taksówkach, takie jak taksometr, lampa lub inne urządzenia i oznaczenia z nazwą, adresem lub telefonem.

Przedsiębiorcy domagają się stwierdzenia niezgodności art. 18 ust. 5 ustawy o transporcie drogowym z konstytucją. Ich zdaniem godzi on w konstytucyjną zasadę swobody działalności gospodarczej.

Przepis ten – twierdzą – powinien być stosowany do tych osób, które przewozy okazjonalne traktują jako uboczną działalność, a nie do podmiotów, które na postawie licencji prowadzą działalność gospodarczą w zakresie przewozu osób.

Wtorkowy protest odbył się pod hasłem przestrzegania prawa. Niestety, nie jest z tym najlepiej. To problem głównie Warszawy, ostatnio pojawił się w Katowicach i w Szczecinie. Żeby mu zapobiec, trzeba zmienić przepisy. Taksówki powinny prowadzić wyłącznie osoby z licencją taksówkarza. W tej chwili w wielu korporacjach dochodzi do patologii. Licencję na przewóz osób posiada właściciel lub osoba z rodziny, a jeżdżący dysponują tylko jej odpisem. Powinny być także kontrole. Może je przeprowadzać policja i inspektorzy transportu drogowego. Ci pierwsi nie chcą tego robić, a inspektorów jest za mało. Dlatego prawo do tego powinna mieć Straż Miejska.

—ret.

masz pytanie, wyślij e-mail do autorki: z.jozwiak@rp.pl