Po ostatnim wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego okręgowy inspektor pracy w Poznaniu musi zbadać sprawę od początku. Nie wyklucza to oczywiście dalszych procesów.
Po kontroli w spółce z o.o. KTSP w Kaliszu inspektor pracy nakazał wypłacić dziewięciu pracownikom świadczenia urlopowe za 2002 r. po 658,57 zł. Firma zapłaciła, ale zakwestionowała nakaz. W jej opinii świadczenia urlopowe należały się dopiero od 2003 r.
Zgodnie z art. 6a ust. 1a ustawy z 1994 r. o zakładowym funduszu świadczeń socjalnych pracodawca musi odprowadzić środki na ten fundusz w roku kalendarzowym następującym po roku rozpoczęcia działalności gospodarczej. Ale pracodawcy, którzy rozpoczynają działalność w wyniku komercjalizacji, przejęcia, podziału lub połączenia z równoczesnym przejęciem pracowników, muszą go utworzyć od razu. Zdaniem inspektora tak było w tym wypadku, bo z majątkiem Kaliskiej Transportowej Spółdzielni Pracy spółka przejęła również kilku pracowników spółdzielni. Powinna więc wypłacić im świadczenia urlopowe za 2002 r.
Michał Czarnek, prezes KTSP, twierdzi natomiast, że start spółki nie wiązał się z równoczesnym przejęciem pracowników i mienia zlikwidowanej Kaliskiej Transportowej Spółdzielni Pracy. Rozpoczynając działalność 1 lutego 2002 r., KTSP nabyła z tą datą w drodze umowy cywilnej jedynie majątek Kaliskiej Transportowej Spółdzielni Pracy. Nie przejęła natomiast jednocześnie pracowników, ale przyjęła ich od nowa do pracy. Według firmy art. 6a ust. 1a ustawy jej nie dotyczy, więc świadczenia urlopowe należały się załodze dopiero za 2003 r., a nie za 2002 r.
W wyniku skargi spółki Wojewódzki Sąd Administracyjny w Poznaniu uchylił w 2005 r. nakaz zapłaty. Uznał, że zebrane w sprawie dowody nie pozwalały jednoznaczne stwierdzić, czy KTSP sp. z o.o. w Kaliszu przejęła i majątek, i pracowników Kaliskiej Transportowej Spółdzielni Pracy, czy nie. Powinien to ustalić okręgowy inspektor pracy, uzupełniając materiał dowodowy. Od tego zależy, czy do spółki stosuje się, czy nie art. 6a ust. 1a ustawy o zakładowym funduszu świadczeń socjalnych.
Po tym wyroku WSA inspektor pracy umorzył jednak postępowanie jako bezprzedmiotowe, bo przedawniły się roszczenia pracownicze. Te ze stosunku pracy przedawniają się z upływem trzech lat. Spółka KTSP ponownie złożyła skargę do sądu. W kolejnym wyroku z 2006 r. WSA w Poznaniu uchylił decyzję okręgowego inspektora pracy w Poznaniu. Umorzenie postępowania uznał za błędne. – Skoro nadal istnieje sprawa, która zgodnie z wyrokiem sądu powinna być rozpoznana przez organ administracji, postępowanie nie stało się bezprzedmiotowe – stwierdził sąd. Inspekcja przegrała też w NSA, do którego OIP w Poznaniu wniósł skargę kasacyjną od wyroku WSA. – Jeśli akta administracyjne i sądowe nie pozwalają na pełną ocenę prawidłowości czy wadliwości tych decyzji, postępowanie nie może stać się bezprzedmiotowe – orzekł NSA 31 stycznia 2008 r. (I OSK 309/07). Nadal bowiem nie ustalono, czy świadczenia urlopowe za 2002 r. przysługiwały, i nie uzupełniono materiału dowodowego.
Na podstawie art. 35 kodeksu postępowania cywilnego spółka wniosła też do Sądu Rejonowego w Poznaniu pozew przeciwko okręgowemu inspektorowi pracy o 15 tys. zł wraz z odsetkami za szkodę z powodu czynu niedozwolonego. Chodziło o decyzję OIP z 2002 r. nakazującą wypłatę świadczeń urlopowych.
Jeśli odważny przedsiębiorca kwestionuje decyzje PIP, musi od razu zapłacić. Dopiero potem wdaje się w długotrwałe procesy o niepewnym wyniku. – Wielu pracodawców boi się więc zaskarżać decyzje PIP, nawet jeżeli inspektor nie ma racji – uważa Michał Czarnek.
Według Krzysztofa Wąsowskiego z Kancelarii Prawnej Horyńska i Partnerzy taktyka pracodawców bywa różna. – Jedni uważają, że trzeba się dogadywać, negocjować i płacić kary, inni twierdzą wprost przeciwnie – nie ma co popuszczać, bo przepisy o PIP nie są aż tak daleko idące, jak się je stosuje w praktyce.
Komentuje Piotr Przybysz, z Uniwersytetu Warszawskiego
Przedsiębiorcy boją się korzystać z możliwości, jaką daje im prawo. Urzędy, bo przecież nie tylko chodzi o inspekcję pracy, mogą im uprzykrzyć życie, nasyłając kolejne kontrole. Nawet jeśli prawo jest po ich stronie i wygrywają w sądzie, to płacą za to własnym czasem. Muszą się też liczyć z kosztami procesów. Problem polega na tym, że nie ma powiązania między przegraną organu a odpowiedzialnością urzędników. Urzędy i urzędnicy nie uczą się na swoich błędach, bo niby dlaczego mieliby to robić, skoro nic to nie zmienia. Stosowanie przepisów o odpowiedzialności urzędników za swoje błędy rozczarowuje.