To najprawdopodobniej pierwszy taki wyrok w Polsce.
Sprawę wywołał Adam S. z Warszawy, który latem ubiegłego roku wylicytował w największym krajowym serwisie aukcyjnym Allegro luksusowego jeppa grand cherokee. "Rz" pisała o sprawie. S. zaproponował za samochód 23 tysiące złotych. Przebił konkurentów i wygrał licytację. Zgodnie z regulaminem Allegro automatycznie doszło do zawarcia umowy sprzedaży. Ale wystawiający dżipa Robert P. się rozmyślił i samochodu nie sprzedał. Liczył, że zarobi na nim dwa razy więcej.
Robert P. tłumaczył, że zapomniał wpisać przy aukcji ceny minimalnej, a potem popsuł się mu modem, więc nie mógł tego poprawić. Następnie oświadczył, że samochodu w ogóle nie ma, a na licytacji sondował tylko cenę, bo rozważał jego sprowadzenie.
Nie przekonało to sądu, do którego Adam S. wystąpił o stwierdzenie, że doszło jednak do sprzedaży. Sędzia Marcin Łochowski orzekł, że umowy elektroniczne zgodnie z przepisami kodeksu cywilnego mają taką samą moc prawną jak inne umowy kupna-sprzedaży. Wyrok nie jest prawomocny. Po jego uprawomocnieniu internauta może wytoczyć proces o wydanie auta.