Choć polskie i europejskie apteki są pełne leków, to jednak, czy ich wystarczy, jeśli znowu będzie jakiś kryzys na skalę pandemii czy niepokojów wojennych? Nawet 80 proc. substancji czynnych stosowanych w lekarstwach w Europie pochodzi z Chin i z Indii. Zdarzają się też lekarstwa produkowane nawet przez… jednego producenta. Co te dane mówią o bezpieczeństwie lekowym Europy i co można z tym zrobić, w Magazynie o Biznesie wyjaśnia dr hab. Monika Raulinajtys-Grzybek, profesor SGH.
- Ostatnie lata pokazały nam, że takie sytuacje, kiedy leków w tych aptekach nie było, są możliwe, to się wydarzyło w Polsce i każdym kraju w Europie - mówi dr hab. Monika Raulinajtys-Grzybek w rozmowie z red. Aleksandrą Ptak-Iglewską. Ekspertka wyjaśnia, że bezpieczeństwo lekowe to z jednej strony możliwość nabycia leków w razie potrzeby, ale coraz mocniej dominuje wymiar bezpieczeństwa militarnego w tym aspekcie, czyli dostępność do takich leków, które pozwolą zapewnić zdrowie zarówno kadry militarnej, jak i ludności cywilnej na wypadek ewentualnego ryzyka.
Bezpieczeństwo lekowe można zapewnić albo - produkując lekarstwa w kraju, co byłoby najprostszym rozwiązaniem, albo - sprowadzając je z zagranicy. A ostatnie lata pokazały, jak łatwo jest zerwać łańcuchy dostaw, zwłaszcza z dalekimi krajami. I jest to spory problem, który trudno naprawić "overnight", bo wymagałby np.. relokacji fabryk z powrotem do Europy. Jeszcze 20 lat temu Europa wytwarzała bowiem ok 50 proc. potrzebnych tu lekarstw, dziś ten odsetek spadł do 20 proc., a pozostałe cztery piąte - sprowadzamy.
Czytaj więcej:
- Dzisiaj ten poziom zależności dotyczy zarówno leków, jak i substancji czynnych. Wielu leków nie produkujemy w Europie, co więcej nigdy ich nie produkowaliśmy w Europie. Wytransferowaliśmy przemysł już lata temu i od tamtej pory to jest przemysł, który bardzo silnie się rozwija. Nowe leki powstawały i one były od samego początku wytwarzane poza Europą - mówi prof. Raulinajtys-Grzybek. A nawet produkcja leków w Europie jest często oparta o importowane substancje czynne.
Dlaczego zależność jest groźna? Bo problem wykracza poza lokalizację fabryk farmaceutycznych, a zahacza też o ryzyka zawieszenia, nawet z powodów losowych, jak powódź czy trzęsienie ziemi, jednej z niewielu fabryk danej substancji czynnej. - Znaczna część substancji czynnych jest produkowana przez mniej niż pięciu, a czasem nawet mniej niż dwóch przedsiębiorców na świecie. Możemy sobie z łatwością wyobrazić, że jeśli jest jeden producent i cokolwiek się w tym miejscu wydarzy, mieliśmy wybuch pandemii COVID, to wcale nie muszą być zdarzenia militarne, to cały świat właściwie staje, jeśli chodzi o produkcję leków opartych na tej substancji czynnej - opisywała ekspertka.
Polska może na tym zyskać, rozwijając swój już istniejący sektor farmaceutyczny. - My w Polsce produkujemy leki, mamy ten sektor. Co więcej, Polfarma produkuje substancje czynne, na dużą skalę. Dodatkowo mamy sieć Łukasiewicza. Mamy też sporo zakładów produkcyjnych, które magazynują u nas leki. Jeśli mamy magazyn na terenie kraju, to z całą pewnością w momencie zamknięcia granic, w momencie zachwiania łańcuchów dostaw, jesteśmy w stanie przez jakiś czas z tych leków korzystać. Natomiast to jest mniej trwałe i dość drogie - zauważa prof. Raulinajtys-Grzybek.
Czytaj więcej:
O co chodzi w akcie o lekach krytycznych, czyli Critical Medicines Act?
Problem w marcu tego roku wskazała Komisja Europejska, która przedstawiła propozycję aktu o lekach krytycznych. Zakłada on stworzenie listy leków krytycznych, na którą mogą trafić ważne dla mieszkańców leki i substancje czynne. Co to da? - To umiejscowienie na takiej liście leków krytycznych na pewno powoduje, że on jest w większej soczewce zainteresowania. Producenci potrzebują informacji, które będą dla nich zachętą ekonomiczną, by przesunąć produkcję do Europy - wyjaśnia gość Magazynu o Biznesie. Produkcja trafiła do do Chin i Indii, przede wszystkim z uwagi na niższe koszty wytworzenia i niższe regulacje środowiskowe. Jednak ten Critical Medicines Act ma za zadanie pójść dalej i zachęcić producentów do ponownego lokalizowania inwestycji na terenie Europy, które wytwarzają leki z tej listy leków krytycznych.
- Trwają zaawansowane prace w Parlamencie Europejskim, w Radzie, są przed nami trilogii, czyli trójstronne negocjacje - mówiła prof. Raulinajtys-Grzybek. Potrzebne są negocjacje, bo kraje UE mają różne cele, jedne mają przemysł, inne tylko konsumentów leków.
- Mamy kraje jak Dania, które specjalizują się bardziej w produkcji leków oryginalnych i tam ten głos jest silniejszy. To są zaawansowane negocjacje, żeby ten akt prawny był odpowiednio sformułowany. W tej chwili jest mocno dyskutowany wątek zabezpieczenia instrumentów finansowych. CMA zakłada, że będą projekty strategiczne, są uzgodnione leki na liście krytycznej, chcemy wzmocnić produkcję. A gdy podejmujemy decyzję o projekcie strategicznym, że fabryka ma powstać w określonym miejscu na terenie Europy, to producenci wnioskują o instrumenty finansowe, które pozwolą im tę decyzję podjąć przy niższym poziomie ryzyka. Trzeba rozumieć ten głos od strony producentów, jeżeli mamy zbudować fabrykę, której koszt jest bardzo wysoki, to chcemy albo liczyć na jakieś ulgi podatkowe, wsparcie finansowe, albo na gwarancję zbytu - wyjaśniała ekspertka.
Zapraszamy do wysłuchania rozmowy w Magazynie o Biznesie.