Chyba nie jest to przypadek, że opozycja na swych wyborczych sztandarach nie wypisała postulatu prawdziwego odpolitycznienia prokuratury. Prawdziwego, czyli nie tylko zmiany obsady urzędu prokuratora generalnego i prokuratorskiej wierchuszki innymi osobami, ale faktycznego rozdzielenia funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Faktycznego – czyli nie tylko oddzielenia prokuratury od rządu, ale też dania jej atrybutów niezależności zapisanych w prawie oraz w ustawie budżetowej. Czyli finansów.
Tak daleko nie poszła reforma ekipy Zbigniewa Ćwiąkalskiego z początków rządów koalicji PO–PSL w latach 2007–2009. Owszem, stanowiska rozdzielono, był jawny konkurs na prokuratora generalnego, którego spośród kandydatów wskazanych przez Krajową Radę Sądownictwa wybrał prezydent Lech Kaczyński. Wskazał na krakowskiego sędziego Andrzeja Seremeta, który za rywala miał prokuratora Edwarda Zalewskiego, ówczesnego szefa Prokuratury Krajowej.