Pomimo szumnie zapowiadanych zmian i reform nic się nie zmieniło, jeśli chodzi o system odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów. Obowiązują dotychczasowe zasady wynikające z przepisów ustawy o ustroju sądów powszechnych. Mimo zmasowanej krytyki tych rozwiązań, która jeszcze niedawno wybrzmiewała w przestrzeni medialnej, wciąż zatem powinny być stosowane te same rozwiązania.
Wadliwe powołanie
Pozornie tak się dzieje, jednak praktyka wykazuje dalszą falandyzację prawa. Następuje również totalna wymiana kadry. Dotyczy to nie tylko nowych rzeczników dyscyplinarnych powoływanych ad hoc do poszczególnych spraw, ale także szerszej wymiany sędziów dyscyplinarnych. Minister sprawiedliwości wybiera sobie aktualnie sędziów do tej funkcji w specyficzny, właściwy dla siebie sposób.
Czytaj więcej:
Warto przypomnieć, że według przepisów u.s.p. minister sprawiedliwości powierza obowiązki sędziego sądu dyscyplinarnego przy sądzie apelacyjnym sędziemu sądu powszechnego posiadającemu co najmniej dziesięcioletni staż pracy na stanowisku sędziego, po zasięgnięciu opinii Krajowej Rady Sądownictwa (art. 110a). Opinia KRS jest tu zatem konieczna, a jej brak świadczy o wadliwości powołania.
Sędziowie są powoływani na sześcioletnią kadencję. Przy czym wykonywanie obowiązków sędziego sądu dyscyplinarnego przy sądzie apelacyjnym jest niezależne od wykonywania obowiązków służbowych związanych z zajmowanym przez sędziego miejscem służbowym. Przysługuje mu jednak za tę dodatkową pracę konkretny dodatek funkcyjny. Sędzia powołany na sędziego dyscyplinarnego nie ma tu wyboru, jest bowiem z mocy prawa zobowiązany wykonywać czynności sędziego sądu dyscyplinarnego przy sądzie apelacyjnym (art. 82 c usp).
Obecnie powoływani sędziowie dyscyplinarni są wytypowani przez prezesów sądów, których przecież w ostatnich miesiącach globalnie wymieniał minister, według zasady: teraz wchodzą nasi.
To prezesi sądów wskazują swoich zaufanych kolegów jako kandydatów do sądów dyscyplinarnych i koło się zamyka, a raczej powstaje układ zamknięty. A przecież prezesi są, jak to głośno zarzucano, w istocie namiestnikami ministra – polityka, przedstawiciela władzy wykonawczej. Są od niego zależni i podlegli mu służbowo, o czym także dużo i krytycznie pisano. Można nawet uznawać, że faktycznie są podlegli aktualnej władzy wykonawczej.
Poglądy zgodne z…
Powstaje zatem pytanie, czy wskazani przez nich sędziowie, których przecież na sędziów dyscyplinarnych powołuje ten sam polityk, też będą mu podlegli? W komunikacie ministerstwa można przeczytać, że powołani zostali sami starzy sędziowie czy tylko tzw. paleo, którzy nie brali udziału w konkursach przed obecną KRS, oraz tylko tacy, którzy nie uczestniczyli w dokonywaniu zmian w ostatnich ośmiu latach. Zmiany te, zdaniem ministerstwa, miały na celu wyłącznie osłabienie niezależności sądów lub niezawisłości sędziów. Przykładem zaś uczestnictwa w tych zmianach miało być podpisanie list poparcia kandydatów do KRS.
Łatwo zatem można z tego wyczytać, że ministerstwu chodzi o to, aby sędziami dyscyplinarnymi były tylko osoby, które nie zgadzały się z ostatnimi reformami w sądownictwie. I wszystko jest jasne. Według ministerstwa, aby zostać sędzią dyscyplinarnym, musisz być wytypowany przez naszego prezesa oraz mieć takie poglądy na sądownictwo jak pan minister. Nie jest zatem istotna kwestia kompetencji, zdolności i predyspozycji, tylko kryterium, czy jesteś nasz, czy też nie. Jeśli jesteś przysłowiowym przyjacielem królika i kraczesz tak jak my, to możesz orzekać w sądzie dyscyplinarnym. Wynika to wprost z komunikatu MS.
Inaczej mówiąc, wskazuje to na jednoznaczny dobór polityczny sędziów do sądów dyscyplinarnych. Czegoś takiego jeszcze nie było. Nigdy dobór sędziów do sądów dyscyplinarnych nie opierał się tylko na tym, czy wyznają te same poglądy co minister. Upadek standardów jest oczywisty. Wpływ władzy wykonawczej na sądownictwo dyscyplinarne jawi się jako jednoznaczny.
Po uczynkach ich poznacie
Tak w praktyce wygląda więc przywracanie praworządności i rzekome odbudowywanie niezależności sądów. Taki system naboru wskazuje raczej na powstanie i oczekiwanie zależności i służalczości nominantów. No, szczerze powiem, że źle to wróży tym sądom i ich niezależności. Czy bowiem wybrani według takiego kryterium sędziowie zachowają swoją bezstronność i apolityczność, czy będą orzekać tylko zgodnie ze swoim sumieniem i literą prawa? Czy też ważne będą dla nich jedynie wskazówki kolegów prezesów, ministerialnych decydentów lub opinie prawne pisane na zamówienie polityków. Ciekawe, czy będą przestrzegać katalogu źródeł prawa określonych w Konstytucji RP, orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego, czy też według zaleceń polityków uznają, że prawo w naszym kraju stanowią teraz wydane ultra vires orzeczenia europejskich trybunałów i wypowiedzi niektórych stowarzyszeń sędziowskich zbratanych z władzą wykonawczą.
Innymi słowy, czy będą sędziami niezależnymi, czy jedynie funkcjonariuszami aktualnej władzy? Zobaczymy też, czy obecnie powstające sądownictwo dyscyplinarne nie będzie służyło tylko temu, aby karać sędziów mających inne poglądy niż obecni decydenci. Tych, którzy mają odwagę upominać się o niezależność sądów i niezawisłość sędziów oraz ochronę wartości konstytucyjnych.
Pewnie już niedługo się dowiemy, wszak szykują się nam w sądach dalsze igrzyska i narastający konflikt wewnętrzny. Ofiarami tego będą nie tylko sędziowie i cały wymiar sprawiedliwości, ale przede wszystkim obywatele. Obywatele zagubieni ze swoim sprawami w tym piekiełku sądowym, latami czekający na rozstrzygnięcie swoich sporów i zapewnienie im przez państwo pewności prawa. Generalnie nie nastraja to optymistycznie i z pewnością nie wpływa na pozytywne postrzeganie wymiaru sprawiedliwości przez społeczeństwo.
Autor jest sędzią Sądu Okręgowego w Kielcach, członkiem Zrzeszenia Sędziowie RP