No bo skoro nie trzeba, to czy warto? Poziom skomplikowania obecnych regulacji wpędził wiele firm w „pułapkę raportowana”, odwracając uwagę od istoty ESG. A to przecież doskonałe podejście do zarządzania ryzykiem, reputacją i szansą strategiczną, które nie ma na celu utrudnienia życia zarządom, ale ułatwienie go. Brzmi jak paradoks? W ocenie podwójnej istotności przechodzimy przez analizę kontekstu działalności firmy, prowadzimy dialog z istotnymi interesariuszami, a w konsekwencji identyfikujemy i analizujemy oddziaływania, zagrożenia i szanse dla naszej działalności po to, aby dojść do tych, które faktycznie są istotne. I to się dzieje w aspekcie wpływu organizacji na otoczenie, ale też wpływu otoczenia na organizację. Zatem ESG to świetny instrument służący nie tylko zrozumieniu, jak zmieniają się otoczenie regulacyjne, oczekiwania społeczne i środowiskowe, ale też ocenie odporności organizacji na te zmiany. Dopiero to stanowi pozycję wyjściową do budowy strategii i przewag konkurencyjnych. Cóż bardziej cennego dla firm chcących funkcjonować na rynku w horyzoncie długoterminowym?
ESG jako szansa i inwestycja
Można odnieść wrażenie, że jako Polacy, gdy mowa o niepewności, zwykle myślimy o zagrożeniach. Potrafimy ich opracować naprawdę długą listę w projektach czy w organizacji, w tym także w obszarach ESG. Bez dogłębnej znajomości otoczenia i trendów, najnowszych odkryć naukowych czy preferencji interesariuszy można faktycznie tylko identyfikować to, co się może nie udać. I to jest cenna wiedza, dlatego że wprowadzając określone strategie postępowania, z pewnością będziemy mogli sporo zaoszczędzić, natomiast to tylko jedna strona medalu. Druga strona to umiejętność wykorzystania pojawiających się szans. I tutaj wiedza i otwarty umysł to dwa niezbędne składniki sukcesu. Bo gdy wyjdziemy mentalnie poza stare i znane, z pomocą opinii interesariuszy oraz wyników oceny podwójnej istotności, jesteśmy w stanie wejść w zupełnie nowe obszary. Zejście z utartych ścieżek rozumowania na korzyść podejścia „out-of the box” to chyba największe wyzwanie dla organizacji, osadzonych często w strefie: „zawsze tak robiliśmy, to po co zmieniać?”. Pewne szanse wyłonią się na gruncie zagrożeń, gdzie będziemy mogli np. zastąpić stare, wysokoemisyjne technologie nowymi, energooszczędnymi, co zapewni nam możliwość kontynuacji działalności produkcyjnej, ale też pozyskanie nowych klientów stawiających na zrównoważone partnerstwa w łańcuchu dostaw. Inne natomiast powstaną na gruncie szeroko pojętej innowacyjności. Możemy zatem stworzyć coś nowego albo realizować w inny sposób to, co robiliśmy dotychczas. Przykładem może być firma Chocolonely, która za cel postawiła sobie produkcję czekolady w 100 proc. wolnej od pracy niewolniczej. Oczywiście czekolada jest sporo droższa, ale nie brakuje chętnych, a o tym, czy biznesowo to się opłaca, świadczą rosnące z roku na rok wyniki finansowe. Z kolei znany doskonale wszystkim InPost, który wprowadził jakiś czas temu na rynek paczkomaty, dzisiaj jest obecny w wielu krajach Europy. Firma stale rozwija portfel swoich zrównoważonych produktów i usług, a jej wyniki finansowe za rok ubiegły odnotowały rekordowy poziom. Podobnie jak zagrożenia, także zidentyfikowane szanse wymagać będą określonych strategii postępowania, aby można je było wdrożyć z sukcesem. Każda z przytoczonych firm musiała ponieść pewne nakłady na przygotowanie i wprowadzenie na rynek swoich produktów i usług. Dzisiaj wiemy, że były to dobre inwestycje.
Jeszcze jednym krokiem na drodze zrównoważonej transformacji jest analiza możliwości wykorzystania finansowania preferencyjnego. Sprawdzenie rodzaju przedsięwzięć mogących liczyć na wsparcie, zwłaszcza w formie dotacji lub pożyczek z możliwością umorzenia, pozwoli inaczej myśleć o kierunkach rozwoju i projektach. Jeśli koszt finansowania projektów będzie niższy, to wpłynie to pozytywnie na konkurencyjność cenową oferowanych przez naszą firmę produktów i usług.
Przewaga, którą widać w wycenie
Zarząd skupiony zwykle na kwartalnych czy rocznych wynikach finansowych może nie widzieć sensu w inwestowaniu w ESG. Ale inwestor – już tak. W krajach zorientowanych na zrównoważony rozwój firmy z wysokim ratingiem ESG częściej pozyskują atrakcyjne finansowanie, są lepiej wyceniane i... rzadziej tra- fiają na nagłówki gazet z posądzeniem o greenwashing.
Wychodząc naprzeciw sceptykom zrównoważonego rozwoju, widzących w nim tylko koszt, Centrum Zrównoważonego Biznesu (Center for Sustainable Business) działające w ramach New York University opracowało wskaźnik mierzący zwrot ze zrównoważonych inwestycji ROSI (Return on Sustainable Investment). Wiadomo, „z pustego i Salomon nie naleje” i dlatego, aby uzyskać wysoki zwrot, trzeba mądrze zainwestować. Firmy rzadko monitorują zwrot z inwestycji w zrównoważony rozwój, a zwłaszcza nie oceniają kosztów braku działania (odpowiedź na pytanie: co złego się stanie, albo co dobrego się nie stanie, jeśli nie dokonamy zmiany?). A ten brak działania może nas kosztować więcej niż nakłady na zmianę. Lojalność klientów i dostawców, dobre relacje z pracownikami, wizerunek medialny to korzyści, których nie widać, dopóki się ich nie straci. Podobnie można patrzeć na niewykorzystane szanse.
Zdaniem autorek
Dzisiaj największy koszt ESG to brak działania. Firmy, które próbują „przeczekać”, mogą zostać wypchnięte z łańcuchów dostaw, wykluczone z finansowania lub – co gorsza – utracą zaufanie rynku. Dlatego pytanie, jakie warto sobie zadać, to NIE: „czy ESG to koszt, czy inwestycja”, tylko „czy stać nas na to, by go nie traktować go jako inwestycję?”. Pakiet Omnibus niewiele zmieni poza tym, że przesunie ciężar z raportowania na realne działanie. Bo samo raportowanie to tylko koszt i to koszt utopiony, bez szansy na zwrot.
Iwona Chrzanowska dyrektorka ds. rozwoju w Synergist, ekspertka zrównoważonego rozwoju, wykładowczyni na Uniwersytecie WSB Merito
Ewa Palarczyk prezeska zarządu Synergist, ekspertka zrównoważonej transformacji biznesu