Mieliśmy lockdown, teraz być może przed nami kolejny, gospodarka jest w recesji, a na stronie Merserwis czytam, że będzie to rok najszybszego rozwoju w trzydziestoletniej historii firmy?

Nie jest tak, że nie odczuliśmy kryzysu. Na początku lockdownu spadek sprzedaży był ponad trzydziestoprocentowy. Natomiast wdrażane od jakiegoś czasu innowacje i cyfrowa transformacja szybko pozwoliły na jego złagodzenie. W momencie, kiedy nastąpił wiosenny lockdown dwie trzecie pracowników firmy było gotowych do pracy z domu praktycznie bez żadnych utrudnień. A obsługa dla większości klientów wyglądała praktycznie tak samo, jak dotychczas. Pomogło nam to, że w Merserwisie od dłuższego czasu dużo uwagi w obsłudze klienta przykładaliśmy do nowoczesnych technologii. I ten proces mamy w znacznej mierze zautomatyzowany. Ostatecznie suma tych wszystkich działań przełożyła się na to, że firma nie ucierpiała aż tak bardzo jak inne branże.

CZYTAJ TEŻ: Na polski rynek wejść jest łatwo, ale osiągnąć dużą skalę już nie

Mieliśmy też sporo szczęścia. W Polsce ma miejsce szybki rozwój rynku energii odnawialnej, głównie fotowoltaiki oraz budownictwa mieszkaniowego, a obsługa tego segmentu rynku w naszym zakresie jest naszą specjalnością i są to branże, które nie ucierpiały. Pomogło i to, że nie jesteśmy uzależnieni od dostaw z Chin, więc także nie ucierpieliśmy z powodu znaczących opóźnień w transporcie. Dzisiaj jako dostawców mamy głównie firmy europejskie. Był jednak moment, kiedy zamknięto granice i towar zamówiony dla naszych klientów był w drodze od dwóch tygodni, a przeważnie trwa to kilka dni. Mieliśmy klientów, ale powoli zaczęło nam brakować kluczowego towaru. Na szczęście dzięki działaniom Unii Europejskiej i naciskach na otwarcie granic, dostawy dotarły.

Jest pan związany z firmą od 15 lat. Prowadzi ją pan sam od 2016 r. Co pan w niej zmienił?

Merserwis miał wiele dobrych cech, ale też ciągnęło się za nim trochę to co ciągnie się za firmami, które zapoczątkowały działalność w latach 90. XX wieku. Może chodzi o mentalność ludzi? Chciałem więc, aby osoby, które pracują w Merserwisie naprawdę chciały tu pracować, a nie czuły się do tego zmuszane. A po drugie: żeby chciały i potrafiły korzystać z dostępnych technologii, co powoduje, że rośnie efektywność. Ostatecznie doprowadziło to nas do sytuacji, w której dzisiaj 25 osób zatrudnionych w Merserwisie czuje się dobrze. Mają zaufanie do firmy i są zespołem. Czyli od momentu kiedy nikt nie chciał brać na siebie odpowiedzialności za nic i wszystko było niczyje doszliśmy do sytuacji kiedy cały zespół zaczął dbać o dobro firmy i jej rozwój.

Gdzie i jak szuka pan nowych pracowników?

Dzisiejszy świat zdominowany jest przez internet. Jeśli publikujemy ogłoszenie o pracę to właśnie tam. I jest ono tak dokładnie opisane jak tylko potrafimy. I zawiera oczywiście wysokość wynagrodzenia. Przygotowaliśmy również stronę przeznaczoną dla potencjalnych pracowników. Tam wyjaśniamy co w firmie jest ważne i czego można się spodziewać. Proces rekrutacji jest zautomatyzowany. Od momentu, kiedy ktoś złoży aplikację, wysyłamy do niego komunikaty i test elektroniczny pozwalający zweryfikować, czy dana osoba, zanim jeszcze pojawi się w firmie, ma cechy na których nam zależy. Szukamy przede wszystkim osób, które chcą i potrafią wyjść poza ramy tego, co mieliby robić. Taki proces oszczędza wszystkim czas. I staramy się, by wszystko nie trwało dłużej, niż 2-3 tygodnie.

Przejął pan Merserwis w 2016 r. Gdzie pan widzi firmę za 10 lat?

Mam długofalowe plany i często weryfikuję ich realizację. Zanim kupiłem udziały w Merserwis, miałem wizję jak firma powinna zmienić się w ciągu 5 lat. Kiedy o nich opowiadałem, a i tak był to tylko fragment tego co faktycznie planowałem, często słyszałem: fajne pomysły, ale ich realizacja jest niemożliwa. Tymczasem z całym zespołem zrealizowaliśmy 85 proc. tego, co wówczas planowałem. Nie ma rzeczy niemożliwych, ale jest to oczywiście okupione wytężoną pracą całego zespołu.

Zdawał sobie pan sprawę z ryzyka wtedy w 2016 r.?

Naturalnie, że tak. Bo wystartowanie z tamtego punktu nie było łatwe. Zdarzało się, że opuszczałem firmę o godzinie drugiej nad ranem. Ale to, gdzie dzisiaj jesteśmy, jest efektem pracy wielu osób. Z drugiej strony jestem w pewnych sprawach potwornie uparty. Jeżeli czegoś nie da się zrobić, drążę temat do upadłego. Bo może jednak można, ale trzeba to zrobić trochę inaczej.

CZYTAJ TEŻ: Modowe influencerki też chcą eksportować

Wiem też, że rynek, na którym działa Merserwis będzie się w Polsce szybko rozwijać. W krajach zachodnich jest on przynajmniej dziesięciokrotnie większy, niż nasz. I kwestią czasu jest kiedy do tego dojdziemy. Mam również świadomość, że ten rynek w kraju czekają wyzwania takie jak konsolidacja, sukcesje czy fuzje. Większe podmioty będą przejmować mniejsze lub łączyć się z innymi, a te które nie wytrzymają konkurencji w erze cyfryzacji, będą ograniczać zakres działalności i wypadać z rynku. Wydaje mi się, że jest to szansa dla takiej firmy jak Merserwis, która z tymi wyzwaniami już sobie poradziła.

"Damian Piwowar, dyrektor zarządzający Merserwis"

Damian Piwowar, dyrektor zarządzający Merserwis. Źródło: Merserwis

firma.rp.pl

Szykuje się pan do jakiegoś przejęcia?

Jeśli wystarczy nam czasu, sił i oczywiście środków, to tego nie wykluczam. Z pewnością jest mnóstwo firm o pięknej historycznie tradycji, ale prowadzący je nie są w stanie wykorzystać szansy, jaką daje dzisiaj skok technologiczny. Jakoś sobie radzą, ale bazują na wypracowanej kiedyś marce i nie widzą, że otoczenie się zmieniło. Nie są elastyczni, a lista ich klientów się kurczy. Może przyjść kolejny kryzys, który uderzy w naszą branżę, tak jak w turystyczną, i tym firmom będzie bardzo trudno przetrwać, jeśli już tak nie jest. W Polsce funkcjonował rozwinięty rynek produkcji elektroniki. Dzisiaj już go nie ma w takim wymiarze przez brak długofalowej strategii. Wielka szkoda, bo był to ogromny potencjał, który stracono.

Co pana dzisiaj ogranicza? Finanse?

Finanse nie są największym ograniczeniem. Wydaje się nim marnotrawstwo czyli biurokracja. Nie wiem jak radzą sobie z tym inni, ale w tak małej firmie jak nasza biurokracja pochłania niewyobrażalnie dużo czasu, chociaż staramy się ją zautomatyzować tam gdzie możemy. Czasami całe dni poświęcamy na odtwarzaniu danych, wypełnianiu wniosków czy sprawozdań, które i tak już „gdzieś” są. Nikt nie jest zainteresowany usprawnieniem tego procesu i musimy powtarzać pracę lub co gorsza zjawiać się gdzieś osobiście, bo rzekomo nie da się tego zorganizować elektronicznie w obszarze administracji państwowej czy też bankowej. Zresztą tych koniecznych do wykonania prac czy zestawień każdego roku przybywa coraz więcej.

CZYTAJ TEŻ: Pasje kobiet sukcesu …

Jako kolejne ograniczenie wymieniłbym czas. Pracujemy po 8 do 9 godzin. Ja sam często znacznie dłużej. Ale często przekonuję pracowników i samego siebie, że trzeba zachować równowagę między pracą, a życiem prywatnym, które jest niezwykle istotne. Bardzo łatwo jest przekroczyć tę niewidoczną granicę i wpaść w pułapkę.

Jakim wynikiem Merserwis zamknie ten rok?

Jeśli koniec roku nie zakończy się katastrofą gospodarczą przez drugą falę pandemii, będzie to wzrost obrotów o 20-30 proc. Firma jest nastawiawiona na wzrost i jesteśmy przygotowani, aby zawsze posiadać rezerwy na rozwój. Jak na razie udaje się to pomimo panującej sytuacji. W 2016 r. wartość sprzedaży wynosiła ponad 4 mln. W tym roku nasz obrót już wynosi 10 mln (na koniec października) i zostały przed nami dwa najlepsze dla nas miesiące.

CZYTAJ TEŻ: Po otwarciu gospodarki mieliśmy boom sprzedażowy

Oczywiście, nie wiadomo co przyniesie ostatni kwartał i czego tak naprawdę można się spodziewać w 2021 r. Przygotowujemy się jednak na różne scenariusze, w tym planujemy rozwój w obszarach związanych z rynkiem usług IT, szczególnie automatyzacji i robotyzacji procesów dla przedsiębiorstw z wykorzystaniem platform nisko-kodowych nazywanych często no-code. Sami już zanotowaliśmy doskonałe efekty, używając ich na własne potrzeby i wiemy, że może się to przyczynić do przetrwania trudnego okresu w wielu firmach.